Słuchać Pana

(173 -lipiec -sierpień2010)

Na różne sposoby

ks. Artur Filipiak

Jak mówi Bóg do człowieka?

Rozmawiając z ludźmi, szczególnie z młodymi na temat modlitwy i tłumacząc, że jest ona przede wszystkim dialogiem, rozmową z Bogiem, można czasem usłyszeć w odpowiedzi: „No dobrze, ale jak rozmawiać z kimś, kto nie odpowiada?!”

Czy rzeczywiście tak jest? Czy Bóg nie mówi już dziś do człowieka? Czy to tylko sprawa zamierzchłych czasów, gdy Pan rozmawiał z Mojżeszem twarzą w twarz, jak się rozmawia z przyjacielem (Wj 33, 11). Czy tylko niegdyś mówił Bóg do ojców wielokrotnie i na różne sposoby, by w czasach ostatecznych przemówić do nas przez Syna (por. Hbr 1, 1), a dziś nie ma nam już nic do powiedzenia?

Pan Bóg wciąż mówi, podobnie jak nie przestaje działać w tym świecie. Jego słowa nie można bowiem oddzielić od działania. Rzekł Bóg… i stało się – powtarza się jak refren w pierwszym rozdziale Księgi Rodzaju. To słowo – jak zapewnia autor Listu do Hebrajczyków – pozostaje nadal żywe, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca (Hbr 4,12).

Skoro jest tak, a nie inaczej, wypada zapytać: w jaki zatem sposób Bóg mówi? Wydaje się, że ścieżki, które Bóg wybiera, by porozumieć się z człowiekiem, można uporządkować w czterech zasadniczych grupach. Należy sobie jednocześnie uświadomić, iż jest to podział raczej teoretyczny, albowiem na co dzień drogi te przenikają się wzajemnie, krzyżują lub zazębiają.

Mówi w Piśmie Świętym

Najbardziej bezpośrednio mówi Bóg na kartach Biblii, szczególnie odczytywanej uroczyście we wspólnocie wierzących w czasie liturgii. Nie deprecjonuje to w żaden sposób osobistej lektury Pisma Świętego, tym niemniej liturgiczna proklamacja Słowa Bożego staje się sama w sobie wydarzeniem, które wyzwala, oczyszcza i zbawia, ale także stawia pod znakiem zapytania dotychczasowe życie człowieka, jeśli nie jest ono zgodne z wolą Boga. Poza tym, czytanie słowa w czasie liturgii jest wzbogacone homilią (na szczęście w coraz większej ilości parafii codzienną), która w swej istocie jest nie tyle „mówieniem o Bogu”, ale właśnie słowem samego Boga, które ukrywa się w ubogich ludzkich zdaniach po to, by zostać zrozumianym i przyjętym.

Na tej samej zasadzie – uniżenia się Boga do sytuacji konkretnego człowieka – powstawało też Pismo Święte. Dlatego najpierw musimy uczyć się je rozumieć i poznawać jego sens. W trakcie przełomu hermeneutycznego w teologii wysunięto postulat, by teksty biblijne umieszczać najpierw w ich historycznym kontekście. Celem tego stosowanego do dziś zabiegu interpretacyjnego jest zrozumienie świętych tekstów, ponieważ ich forma nie zawsze jest identyczna ze znaczeniem. Księgi Pisma, a nawet poszczególne ich fragmenty, powstawały w określonej formie, aby odsłonić określonym adresatom określoną rzeczywistość w bardzo określonej perspektywie. Na przykład, opis stworzenia z Księgi Rodzaju rozpatrywany pod kątem formy wypowiedzi przedstawia opowiadanie o początku świata i rodzaju ludzkiego, natomiast interpretowany z punktu widzenia swego znaczenia zdaje się raczej wyjaśniać, kim człowiek jest i w jakiej relacji do Boga się znajduje.

Przyjęcie Bożego słowa, tzn. zrozumienie go i uznanie za prawdziwe, nie może się odbyć inaczej, jak tylko przez wiarę. Zaufanie Bogu sprawia, że człowiek akceptuje Pismo Święte jako Boże słowo, w którym widzi dobro dla siebie i stara się realizować w swoim życiu zawarte w nim wskazania. Wynika z tego, że oprócz wiary potrzebna jest także miłość: Kto Mnie nie miłuje, ten nie zachowuje słów moich – mówi Jezus – A nauka, którą słyszycie, nie jest moja, ale Tego, który Mnie posłał, Ojca. To wam powiedziałem przebywając wśród was. A Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem (J 14, 23-26). To oznacza z kolei, że zrozumienie i przyjęcie Bożego Słowa nie jest efektem li tylko ludzkich dociekań i historycznych argumentów. Stoi za tym sam Duch Święty. Nie jest to jednak jedyny sposób Jego działania.

Mówi wprost do serc

Duch Święty, którego posyła Ojciec w imię Jezusa, nie tylko pomaga zrozumieć Pisma, ale również przemawia wprost do serc wierzących. Jest to działanie – jak przystało na Ducha Świętego – subtelne i potężne jednocześnie. Klasyczna teologia mówi o dwóch zasadniczych sposobach przemawiania, czy też działania (jak wspomniano: trudno oddzielić jedno od drugiego) Ducha Świętego w człowieku: przez natchnienia i przez poruszenia. W ten sposób Bóg odpowiada na ludzkie pragnienie pięknego i spełnionego życia.

Natchnienie Ducha Świętego jest światłem i pobudzeniem. Nie musi być ono jakieś nadzwyczajne. Najczęściej jest bardzo proste. Dzięki natchnieniu Ducha z radością człowiek z radością przyjmuje to, co go do tej pory przerażało, pokonuje przeszkody, które przedtem wydawały się zbyt wielkie. Natchnienie Ducha Świętego wynosi ponad przeciętność, by wznieść się wyżej niż wewnętrzne bagna.

Duch Święty mówi także przez poruszenia, które mogą przyjść bez żadnego natchnienia i bez szczególnego światła. Dzięki poruszeniu Ducha chrześcijanin stwierdza nagle i niespodziewanie, że dobrze uczynił to, co do czego miał wątpliwości, jak postąpić, a co właśnie tak, a nie inaczej zrobić należało. To jeden z sekretów podpowiedzi ze strony Ducha Świętego.

Mówi przez proroków

Bóg przemawiał i nadal mówi przez proroków. Dawniej Jego mowa dotyczyła oczywiście innych zagadnień niż dziś. Każde pokolenie ma swoje problemy. Prorocy sprzed dwustu lat nie musieli przemawiać w imię Boga na temat zagrożeń ze strony broni jądrowej, manipulacji genetycznych czy też ocalenia świata, w którym żyjemy, przed zagładą ekologiczną. W miarę zmieniających się wyzwań dla człowieka i społeczeństwa, przewartościowaniu ulegają również kwestie, w których Pan Bóg zabiera głos przez swoich proroków. Takim prorokiem naszych czasów był – jakkolwiek brzmi to czasem jak slogan – papież Jan Paweł II, który np. ostrzegał przed skutkami kultywowania cywilizacji śmierci, a głosił Ewangelię życia.

 

Prorokiem naszych dni może być jednak każdy, kto wpatrując się w znaki czasu, interpretuje je jako Boże wezwanie dla sobie współczesnych. Takim prorokiem może być każda siostra i każdy brat w wierze. Mówi o tym wyraźnie św. Paweł: … z wszelką mądrością nauczajcie i napominajcie samych siebie przez psalmy, hymny, pieśni pełne ducha, pod wpływem łaski śpiewając Bogu w waszych sercach (Kol 3,16). Mówi o tym Jezus: Jeśli brat twój zawini, upomnij go; i jeśli żałuje, przebacz mu (Łk 17,3). Może czasem trudno nam to przyjąć: że Pan Bóg przemawia przez naszych braci czy siostry, przez tych, którzy siedzą lub stoją obok nas w kościele, którzy są tak samo albo bardziej grzeszni, a jednak pod wpływem łaski spełniają w imię Boga prorockie posłannictwo. Skoro jednak Pan przemówił przez oślicę Balaama (por. Lb 22), czy jąkającego się Mojżesza, dlaczego nie mógłby przemówić przez każdego chrześcijanina? Dlaczego nie mógłby przemówić przeze mnie?

Mówi przez wydarzenia

Pan Bóg przemawia też przez różne sytuacje w codzienności. Z interpretacją wydarzeń życiowych, szczególnie tych, które miały miejsce w spektakularnych i tragicznych okolicznościach (jak trzęsienie ziemi na Haiti czy katastrofa prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem), trzeba być jednak bardzo ostrożnym. Owszem, może być tak, że Bóg przemówi do kogoś również przez takie wydarzenie, byłoby jednak niedobrze, gdy ta osoba zaczęła uogólniać swoje indywidualne doświadczenie: na naród albo na ludzkość. Wtedy łatwo już o to, by owa „ludzkość” zrzuciła winę za katastrofę na Pana Boga, pytając, nie bez racji: Co to za Bóg, który potrzebuje śmierci i tragedii, by przemówić do człowieka? No właśnie: Co to za Bóg? Na pewno nie Bóg chrześcijan, który jest łaskawy i miłosierny, nieskory do gniewu i bardzo cierpliwy (Ps 103,8), który nie cieszy się ze zguby żyjących (Mdr 1,13).

Pan Bóg nie potrzebuje spektakularnych i tragicznych wydarzeń, by przemówić do człowieka. Czasem wystarczą bardzo prozaiczne sytuacje. Oto młody intelektualista, którego od dłuższego czasu niepokoją pytania o sens życia, słyszy któregoś dnia dziecięcą piosenkę. Zresztą, najlepiej pozwólmy przemówić jemu samemu:

I nagle słyszę dziecięcy głos z sąsiedniego domu, nie wiem, czy chłopca, czy dziewczyny, jak co chwila powtarza śpiewnie taki refren: Weź to, czytaj! Weź to, czytaj! Ocknąłem się i w wielkim napięciu usiłowałem sobie przypomnieć, czy w jakimkolwiek rodzaju zabawy dzieci śpiewają taką piosenką. Nie przychodziło mi do głowy, żebym to kiedyś przedtem słyszał. Zdusiwszy w sobie łkanie, podniosłem się z ziemi, znajdując tylko takie wytłumaczenie, że musi to być nakaz Boży, abym otworzył książkę i czytał ten rozdział, na który najpierw natrafię. (…) Chwyciłem książką, otworzyłem i czytałem w milczeniu słowa, na które najpierw padł mój wzrok: …nie w ucztach i pijaństwie, nie w rozpuście i rozwiązłości, nie w zwadzie i zazdrości. Ale przyobleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa, a nie ulegajcie staraniom o ciało i jego pożądliwości. Ani nie chciałem więcej czytać, ani nie było to potrzebne. Ledwie doczytałem tych słów, stało się tak, jakby do mego serca spłynęło strumieniem światło ufności, przed którym cała ciemność wątpienia natychmiast się rozproszyła (św. Augustyn, Wyznania, tłum. Z. Kubiak, księgą 8,12).

Taki sposób przemawiania Pana Boga nie jest obcy również ludziom naszej epoki. Oto świadectwo pewnej nauczycielki z listu do jej nastoletniej siostrzenicy:

Jak dziś mówi Bóg, tego nie mogę Ci tak ogólnie powiedzieć. Mogę Ci tylko napisać, jak Bóg działa w moim życiu. Czasem są to bardzo drobne rzeczy. Np. trzy czerwone światła na tym samym skrzyżowaniu. Przy pierwszym jestem niespokojna, przy drugim robię się niecierpliwa, przy trzecich wpadam w złość. I wtedy zdarza mi się czasem, że pojawi się taka myśl: a może to jest Bóg chce mi coś powiedzieć. I wtedy to czerwone światło staje się czymś, co skłania do refleksji. I zastanawiam się nad tym, wyglądając z samochodu i patrząc na błękitne niebo, słońce, liście na drzewach i na siebie. Nagle dostrzegam ludzi w autach przede mną, obok mnie i za mną. Czasem się wtedy uśmiecham… Jak Bóg mówi do mnie? Przełamuje mój codzienny rytm, irytuje mnie, skłania do refleksji, otwiera mi oczy. To jest tak, jakby nagle otwarły się drzwi tam, gdzie przed chwilą była ściana i gdzie kończył się mój świat. To jest często coś pięknego – jestem wtedy szczęśliwa, czuję się o coś bogatsza. Czasem jest to też jednak jakieś obce uczucie, które napełnia mnie strachem.

Czy jego słowo umilkło na pokolenia? (Ps 77 ,9)

Pytanie o to, czy Bóg mówi, czy i jak odpowiada na nasze wołanie, a co się z tym wiąże – czy słyszy jęk błagających Go o pomoc, nie jest nowe. Już psalmista wypowiada swój ból z powodu milczenia Boga. To cierpienie przechodzi w modlitwę, która – paradoksalnie – ze skargi zamienia się w dziękczynienie i uwielbienie Boga za wszystkie Jego dzieła. A zatem, jak możemy się domyślać, Bóg odpowiedział Psalmiście. Co mu powiedział, pozostanie tajemnicą (por. Ps 77).

Ten przykład uczy nas zasadniczej rzeczy: pytanie, jak mówi Bóg do człowieka, powinno naturalnie zamienić się w inne: Jak możemy nauczyć się Go słuchać?