Dar Ruchu Światło-Życie

(198 -luty -marzec2014)

Na wspólnej drodze

Agata Jankowiak

Ruch Światło-Życie szansą dla rodziny

Obrazek 1

Dzień Wspólnoty w Konarzewie, rok 1997. Spotykają się trzy oazy – rodziny, dzieci, młodzież. W procesji z darami idą przedstawiciele wszystkich grup. Są to członkowie jednej rodziny. Rodzice posługują jako para animatorska, jedna z córek jest animatorką na oazie młodzieżowej, syn uczestniczy w ODB. 

Obrazek 2

Wyjazd na rekolekcje ONŻ I i OND. Na peronie dworca grupa młodzieży, animatorzy, bagaże… Pociągu jeszcze nie ma. Młodzi stoją w grupie, gadają… Kilkanaście metrów dalej w takiej samej ożywionej grupie stoją ich rodzice. Znają się z odprowadzania dzieci na wyjazdy rekolekcyjne, z rekolekcji DK, z dni wspólnoty, a niektórzy ze wspólnoty w której sami się formowali długo przed ślubem…

Obrazek 3

Powakacyjny Dzień Wspólnoty kilka lat temu. Moderator diecezjalny Ruchu wspomina swoje wyjazdy na rekolekcje w czasach licealnych. Wymienia wśród członków swojej grupy na ONŻ II moderatora diecezjalnego Domowego Kościoła, przypomina, że ich animatorem był wówczas jeden z panów stojących obok w służbie liturgicznej, ojciec rodziny.

Obrazek 4

Spotkanie członków Stowarzyszenia „Diakonia Ruchu Światło-Życie” z diecezji. Rozmowa o tym, co ważne, co trzeba robić, jak zaradzać problemom. Pada pytanie o wyjazd na ORD. Planowane jest zimą, koszt niebagatelny, co zrobić, aby młodzi animatorzy pojechali… I tu małżonkowie spontanicznie deklarują pomoc finansową, zatroszczenie się o transport. „Bo przecież trzeba pomóc”, „Bo to będą też animatorzy naszych dzieci”.

Obrazek 5 i 6

Diecezja koszalińsko-kołobrzeska. W jednym z miast działa wspólnota młodzieżowa Ruchu. Rośnie w siłę. W tym roku powstał tam pierwszy krąg Domowego Kościoła, złożony z rodziców nastolatków przechodzących formację. Biskup pyta, jak doszło do powstania kręgu. Odpowiedź jest prosta: rodzice zobaczyli jakie owoce ta droga przynosi w życiu ich dzieci i zapragnęli doświadczyć tego samego.

Archidiecezja warszawska, archidiecezja katowicka (i inne). Rodziny z Domowego Kościoła szukają dobrego środowiska rówieśniczego dla dzieci. W ich parafiach akurat nie ma wspólnoty Ruchu. Co robią rodzice? Biorą się do roboty – zależnie od potrzeb – organizują Oazy Dzieci Bożych, są inspiracją do powstawania grup, a potem wspólnot młodzieżowych (tak, liczba mnoga, nie chodzi o jedną tylko wspólnotę). Różne były i są drogi ludzi do oazy. Po wielu latach odkrywam niezwykłość mojej drogi. Bo usłyszałam kiedyś, że jest coś takiego jak oaza i wiedziałam, że chcę w niej być, choć tak naprawdę nie wiedziałam do końca o co chodzi. Czy tak rodzi się powołanie?

Tym, co mnie nieodmiennie od kilkudziesięciu lat zachwyca w Ruchu Światło-Życie jest możliwość trwania na proponowanej przezeń drodze przez całe życie i do tego całą rodziną. Możliwość, nie obowiązek. Gdy stawiałam pierwsze kroki w Ruchu, Domowy Kościół był w mojej diecezji jeszcze w powijakach. Jednak już wtedy podobało mi się że Oaza to coś więcej niż tylko przelotny epizod młodości. A w początki naszego małżeństwa wchodziliśmy z morza niewiadomych, wśród których jaśniały trzy pewniki: Miłość Boża, nasza miłość i pragnienie dalszego trwania na drodze Ruchu, czyli wejścia do kręgu DK. Tak pojawiła i spełniła się w naszym życiu pierwsza szansa dla rodziny dana nam przez Ruch Światło-Życie – możliwość kontynuowania formacji w tym samym charyzmacie, który poznawaliśmy i ukochaliśmy jako licealiści, studenci i „młodzież pracująca”, a jednocześnie kontynuowanie jej w małżeństwie, uczynienie sakramentu małżeństwa integralną częścią tej drogi[1].

Nasze dzieci, dzieci naszych przyjaciół i znajomych, urodziły się w oazie. To oczywiście pewna przenośnia, ale gdyby miały zliczyć wszystkie rekolekcje oazowe przeżywane od urodzenia, zakasowałyby pewnie niejednego moderatora. Dla rodziców poważnie traktujących przyjęte zasady życia proponowane przez DK pewnym wyzwaniem jest realizacja zobowiązania do corocznego udziału w rekolekcjach. Jak to zrobić, aby dzieci nie zraziły się do tych wspólnych wyjazdów, nie czuły się odrzucane (albo porzucane z powodu nadmiernego zaangażowania rodziców)? Jak dostosować wymagania rekolekcyjne do tempa rozwoju każdego z dzieci? Jak pomóc im zachwycić się Panem Bogiem, jak nie stawiać przesadnych i nierealistycznych wymagań? I wreszcie – jak wykorzystać wychowawczo dany nam czas, jak budować w nich samodzielność w wierze, jak prowadzić do decyzji oddania życia Jezusowi? Formacja w Ruchu Światło-Życie, podejmowanie posług, nawet zdobywana niejako przy okazji pewna wiedza teologiczna, okazują się pomocą nie do przecenienia. Podobnie ogromną pomocą jest możliwość spotkania innych rodzin, obserwowanie, wymiana doświadczeń… W ten sposób realizuje się druga szansa dla rodziny ofiarowywana nam przez Ruch Światło-Życie: zapewnienie rodzinie środowiska wzrostu i rozwoju duchowego, środowiska przyjaznego rodzinie i przyjaznego dzieciom.

Dla każdego dziecka przychodzi jednak czas, kiedy już niekoniecznie chce spędzać wakacje wyłącznie z rodzicami. U jednych dzieci dzieje się to nieco wcześniej, u innych nieco później, ale nieuchronnie nadchodzi pora gdy zaczyna liczyć się „grupa rówieśnicza”. Wiemy o tym doskonale, zawczasu szukamy dla naszych dzieci odpowiednich przedszkoli i szkół i często jesteśmy gotowi (my – rodzice) do sporych poświęceń, byle tę właściwą szkołę dzieciom zapewnić. I w tym miejscu pojawia się pytanie, czy z równym zapałem i nakładem sił staramy się zapewnić dzieciom środowisko wzrostu i rozwoju duchowego? Czy proponujemy naszym dzieciom wyjazdy na rekolekcje – już nie z mamą i tatą, ale z grupą rówieśników – jednak przeżywane w tym samym duchu, w tym samym charyzmacie, którym staramy się żyć całą rodziną na co dzień? Pytanie brzmi – czy proponujemy, a więc nie robimy nic na siłę, nie narzucamy swojej woli. Tu trudno jest dokonywać jakichś uogólnień, niemniej rodzi się pytanie jaką drogą podążają do Pana Boga dzieci małżonków z DK. Ks. Blachnicki zakładał, że będzie to ta sama droga, co rodziców, tyle że przeżywana w swojej grupie wiekowej – stąd nawet założenie, że na oazy rodzin przyjmowano dzieci do ukończenia 12 roku życia, starszym proponując już rekolekcje dostosowane do ich wieku i potrzeb.

To jest trzecia szansa dla rodziny dana nam przez Ruch: możliwość zaproszenia naszych dorastających dzieci na konkretną i rzetelną drogę formacji, potraktowania ich poważnie i umożliwienie im kontynuowania tego, co znają często od najmłodszych lat. Szansa umożliwienia im spotkania podobnie jak oni myślących ludzi w ich wieku, szansa budowania ich dojrzałości w wierze i doświadczenia zdrowej wspólnoty rówieśniczej i wspólnoty Kościoła. Czy ją wykorzystujemy? W wielu miejscach na pewno tak (vide obrazki z początku tekstu). Ale bywa i tak, że z jednej diecezji młodzież z rodzin DK jeździ na oazy i promieniuje na swoje środowiska, a z sąsiedniej wcale. Bywa tak, że z jednego rejonu DK dzieci przychodzą do grup i wspólnot młodzieżowych Ruchu, a z sąsiedniego wcale, choć dzieci tam nie ma mniej. Tak jak sami małżonkowie wiele tracą nie jeżdżąc na rekolekcje, tak i ich dzieci tracą, jeśli nie pokaże im się tej możliwości. To, czy dzieci pozostaną na drodze Ruchu, to już jakby odrębny temat. Rodzice jednak powinni zachęcać dzieci do podjęcia rzetelnej formacji – a potem uszanować ich wybory…

Co możemy robić? Przede wszystkim spotykając się i poznając się. W Ruchu mamy wiele możliwości do bycia razem, choć podstawową formację odbywamy we wspólnotach stanowych czy wiekowych. Rodziny z Domowego Kościoła powinny spotykać się ze wspólnotami dorosłych, studenckimi i młodzieżowymi (a wspólnoty dorosłych, studenckie i młodzieżowe z rodzinami z Domowego Kościoła) podczas dni wspólnoty w ciągu roku i w wakacje. Wspólne powinny być rekolekcje diakonijne (a warto też organizować wspólne oazy rekolekcyjne III stopnia przy zachowaniu specyfiki poszczególnych dróg formacyjnych). Trzeba podejmować wspólnie posługi w diakoniach i troszczyć się wzajemnie o siebie i pomagać sobie (również w organizacji i prowadzeniu różnych rekolekcji). 

Inaczej rzeczywiście trudno jest mówić o wykorzystywaniu w pełni szans dawanych nam przez formację Ruchu. Ba, trudno mówić o właściwej wizji Ruchu! Taka sytuacja może rodzić tylko frustracje i wzajemne pretensje, żal, że ktoś mówiąc o Ruchu mówi tylko o młodzieży albo tylko o rodzinach. A przecież jesteśmy sobie nawzajem potrzebni! Nie tylko dla naszego osobistego dorastania do dojrzałości chrześcijańskiej, ale i dla owocnego wypełniania misji danej nam przez Pana Boga – aby nasze światło świeciło przed ludźmi, oświetlało im drogę do Ojca. Aby do naszych wspólnot (dzieci, młodzieży, dorosłych, rodzin) chcieli przychodzić ludzie szukający Boga!

 

I na koniec to, co jest podstawą. Bo fundamentem i siłą sprawczą nie są nasze wysiłki, ale łaska Boża. Prośmy więc Tego, który wzbudził na polskiej ziemi Ruch Światło-Życie, aby uczył nas wszystkich mądrości w dawaniu świadectwa chrześcijańskiego jedności charyzmatu realizowanego w różnych powołaniach.