Grzech

(135 -luty -marzec2005)

O kratkach, kamieniach, gwoździach i kiełbasie

ks. Tomasz Opaliński

czyli jak rozpoznać najpaskudniejsze grzechy

Jedna z sióstr zakonnych, przygotowujących dzieci do spowiedzi przed pierwszą Komunią świętą opowiadała mi kiedyś pewną tragikomiczną historię. Przyprowadzony przez mamę do kościoła mały \"komunista\" ustawił się grzecznie w kolejce do konfesjonału, ale minę miał najwyraźniej niewyraźną... Im bliżej było konfesjonału, tym bardziej słychać było chlipanie. Przy samych kratkach chlipanie przerodziło się w głośny płacz. Wrażliwa siostra pospieszyła z pomocą. \"Zapomniałeś regułek?\" - \"Nie...\" - \"Nie zrobiłeś rachunku sumienia?\" Malec energicznie kręcił głową... \"Nie bój się, to nic takiego, pozdrowisz księdza, powiesz, że jest to twoja pierwsza spowiedź, a potem powiesz grzechy...\" - \"Kiedy... ja... robiłem rachunek sumienia... i... i... ja... JA NIE MAM GRZECHÓW...\" - ryknął w końcu na cały głos malec i zaniósł się płaczem.

Święci grzesznicy?
\"Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy\" - napisał św. Jan Apostoł (1 J 1,8). Jeżeli więc widzimy siebie w takiej sytuacji, jak ów malec, to rzeczywiście jest to sytuacja tragiczna... Bo to znaczy, że albo niewłaściwie rozumiemy grzech, albo jesteśmy tak ślepi, że go nie widzimy. Jeden moich znajomych proboszczów w takiej sytuacji mawiał: \"Nie masz grzechów? To stań na ołtarzu i przyczep sobie aureolkę. Ludzie są życzliwi, pomogą ci znaleźć twoje grzechy. Wytkną ci je palcami\"...
Sytuacja grzechu dotyka każdego człowieka. Potwierdził to Jezus, kiedy do tłumu wierzących w swoją wyższość faryzeuszów, którzy przyprowadzili przed Niego jawnogrzesznicę, powiedział: \"kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień\"
(J 8,7). Wtedy jeden po drugim zaczęli odchodzić, poczynając od starszych... Nie znalazł się nikt, kto by mógł powiedzieć o sobie, że jest bez grzechu. Jeśli więc stajemy przed kratkami konfesjonału, by powiedzieć \"proszę księdza, ja właściwie grzechów żadnych nie mam: nikogo nie zabiłem, nie okradłem, nie podpaliłem\", to znaczy, że albo mamy sumienietak zatwardziałe,że tylko te trzy czyny uważamy za grzech, albo mamy niewłaściwe rozumienie grzechu i właśnie popełniamy grzech pychy. Paradoksalnie - bliżej Boga może być ten, kto zabił albo okradł, lecz jest to dla niego nie tyle przekroczenie jakiegoś ustanowionego z góry nakazu, ile tragedia poranienia siebie, innych ludzi i Boga... Tak jak bliżej Jezusa była jawnogrzesznica, niż przestrzegający prawa faryzeusze... Kiedy podczas pewnych rekolekcji młodzież zapytała mnie, jaki grzech uważam za najcięższy, odpowiedziałem, że jest nim pycha - grzech, którym zgrzeszyła najdoskonalsza, a obecnie najbardziej przeciwna Bogu istota: Szatan. To właśnie pychą zgrzeszył ten, który mówiąc: \"nie będę Ci służył!\" zaprzeczył sam sobie i swojemu powołaniu bycia blisko Boga.

Kamienie czy gwoździe?
Często rozumiemy grzech bardzo \"materialnie\", jak kamienie, które zbieramy do worka, by je \"wyrzucić\" przed kratkami konfesjonału. Wydaje się nam, że nasze grzechy są czymś zewnętrznym, nie dotykającym nas; czymś, co jest obce, co nas nie dotyczy, co można wyrzucić bez żadnych skutków ubocznych. Doskonale obrazuje to popularne niestety, i bardzo fałszywe powiedzenie: \"lepiej zgrzeszyć i żałować, niż żałować, że się nie zgrzeszyło\"... Grzech rozumiemy jako przekroczenie pewnych reguł, jak mandaty bez punktów karnych - zapłacisz, pozbędziesz się i \"z głowy\". Tymczasem grzech nie jest czymś zewnętrznym, ale jest czymś jak najbardziej wewnętrznym. Jeśli już trzymamy się \"materialnych\" porównań, to grzech nie jest jak kamienie, które \"przypadkowo\" zbieramy, by się ich raz na jakiś czas bez żadnych konsekwencji pozbyć, ale jak gwoździe wbijane w drzewo: tkwią głęboko w środku i nawet, gdy się je usunie, pozostawiają głębokie rany, które zarastają czasem bardzo powoli...
Grzech jest nie tyle uczynkiem, co postawą. Wypływa nie z okoliczności, ale z serca. \"Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność,podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi,pycha, głupota\" - mówi Jezus (Mk 7,21-22). To prawda, mamy dekalog, mamy katalogi uczynków, które Bóg pokazuje jako grzech. Ale te zewnętrzne czyny są tylko przejawami, które mają zwrócić naszą uwagę na to, z czego one wypływają, czyli na naszą wewnętrzną postawę. Przykazania mają nas uczyć nawracania serca, mają nas uczyć miłości, czyli odwracania się od siebie, a zwracania się ku Bogu i ku ludziom. Popatrzmy: nawet, gdy w katechizmie mówimy o katalogu grzechów, o siedmiu grzechach głównych, to mówimy o tym, co jest wewnątrz, o naszych wewnętrznych postawach: to jest pycha, chciwość, nieczystość, zazdrość, nieumiarkowanie, gniew, lenistwo; to jest coś, co jest w środku, wewnątrz nas, i dopiero przejawia się w konkretnych uczynkach - np. pycha w wywyższaniu się nad innych, w mówieniu \"moje na wierzchu\", w osądzaniu, obmawianiu. Kiedy pytamy o korzenie, wtedy może okazać się, że wiele rzeczy, z którymi nie mogę sobie poradzić ma gdzieś wspólny korzeń i wtedy łatwiej z nimi walczyć. Mówię po prostu: o, już wiem, to kolejny przejaw mojej pychy, znowu ona bierze górę, to już znam, wiem, jak to nazwać, jak z tym walczyć...

Arcyegoizm
Czym w istocie jest grzech? Żeby to zrozumieć, musimy sięgnąć do biblijnego opisu grzechu pierwszych rodziców. Ten grzech jest niejako \"archetypem\" wszystkich naszych grzechów. Jego mechanizm powtarza się w każdym grzechu człowieka. Cóż więc jest istotą grzechu?
Naiwni bylibyśmy sądząc, że autor biblijny w poetyckim obrazie chciał zawrzeć tylko to, że mechanizm grzechu polega na kradzieży owoców. Chodzi o coś więcej: o nieposłuszeństwo, a może bardziej jeszcze o brak zaufania Bogu, o brak wiary w to, że On chce naszego dobra. Konsekwencją tego jest odwrócenie się od Boga i zwrócenie ku sobie. Pycha, którą zgrzeszył Szatan, mówiąc Bogu \"nie będę służył\", dotyka również człowieka, który w swoim czynie zwraca się ku sobie i mówi: nie obchodzi mnie Twoje zdanie, Boże, ja sam zadecyduję, co mam robić! Istotągrzechu jest odwrócenie się od Boga, źródłażycia, a zwrócenie się ku sobie. To tłumaczy też, dlaczego grzech zamyka na innych ludzi: skoro zwracam się ku sobie, to automatycznie odwracam się od innych, zostawiam ich z tyłu, za plecami, nie obchodzą mnie. Interesuje mnie tylko to, z czego ja mam korzyść, co dla mnie korzystne, przyjemne, co dostarczy mi najwięcej wrażeń. Grzech to zwrócenie się tylko do siebie, zamknięcie w sobie, egoizm. Inni (łącznie z Bogiem) mnie nie obchodzą - no, może tylko wtedy, kiedy mogą coś mi dać...
Przeciwieństwem takiej postawy i doskonałym wzorem wolności od grzechu jest Maryja, którą w Ruchu Światło-Życie czcimy szczególnie jako Niepokalaną. 8 grudnia 2004 r. minęło dokładnie 150 lat od ogłoszenia dogmatu Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Nie jest to prawda dla nas, katolików obojętna i pozbawiona większego znaczenia. Dopiero spojrzenie ma Maryję już od poczęcia zachowaną od wszelkiej skazy grzechu pokazuje nam, czym tak naprawdę grzech jest, i czym jest wolność od niego. Niepokalane Poczęcie to nie tylko fakt zachowania od grzechu pierworodnego. To także postawa całego życia, w którym Maryja była całkowicie wolna od grzechu, czyli od jakiegokolwiek odruchu egoizmu. Nie patrzyła na siebie, na to, co ona z tego będzie miała. Była całkowicie dla Boga i dla ludzi: od momentu, kiedy zwiastującemu aniołowi powiedziała \"niech mi się stanie według Twego słowa\", rezygnując ze swoich planów na życie; poprzez czujną troskę i dostrzeżenie zwykłych ludzkich potrzeb w kanie Galilejskiej, aż po krzyż, kiedy najpełniej ofiarowała, oddała wszystko, co miała najcenniejszego - swego Syna. Nie zachowała dla siebie nic... Była całkowicie dla Niego, całkowicie dla Boga, całkowicie dla ludzi. Całkowicie wolna od egoizmu. Całkowicie wolna od grzechu.

Kiełbasologia stosowana
Dopiero wtedy, kiedy zrozumiem, że istotą grzechu jest egoizm, czyli odwrócenie się od Boga, a zwrócenie ku sobie, będę mógł właściwie zrozumieć katechizmową definicję grzechuciężkiego, w której uczymy się, że grzechto świadome i dobrowolne przekroczenie woli Bożej w ważnej materii. Wtedy wreszcie przestanę pytać, czy złamałem jakieś nakazy, jakieś dane z góry \"tabu\", a zacznę pytać o to, co Bóg chce, abym czynił, i czy świadomie nie postępowałem wbrew Jego woli. W jednej z religii mnisi są tak wyczuleni na przykazanie \"nie zabijaj\", że zamiatają ziemię przed sobą specjalnymi miotełkami, żeby przypadkiem idąc nie rozgnieść jakiegoś robaczka... W chrześcijaństwie nie chodzi o unikanie nieświadomego, przypadkowego nawet złamania jakiegoś \"tabu\", ale o moją relację do Boga. Dlatego kiedy ktoś spowiada się \"jadłem w piątek mięso, bo zapomniałem\", to mówię mu, że to nie jest grzech ciężki... Ale grzechem może być to, że na tyle zaniedbałem swoją troskę o wiarę, iż przestało być dla mnie ważne pamiętanie o dniu, w którym oddał za mnie życie mój Zbawiciel. A przecież to On jest ważniejszy niż ja i moje zachowywanie przepisów.

Zacząłem od anegdoty, to również na anegdocie skończę, bo czasem dokładniej pokazują one istotę rzeczy (Mark Twain mawiał: \"jeśli coś jest śmieszne, poszukaj w tym ukrytej prawdy\"). Kiedy myślę o grzechu i piątkowej wstrzemięźliwości od pokarmów mięsnych, przypomina mi się pewne wydarzenie z seminarium. Otóż pewien kleryk dostał w piątek \"wałówkę\" z domu. Z daleka czuć było przez papier nęcący zapach wiejskiej, dobrze podwędzonej kiełbasy. Wykształcony jednak w teologii moralnej kleryk wiedział, że nie może jeść kiełbasy w piątek... Ale - jak się okazało - wiedział też więcej... Rozpakował kiełbasę, położył na stoliku i... zniknął na jakieś 2 godziny. Koledzy okazali się pobożni, bo kiedy wrócił, kiełbasa nadal leżała. Kleryk siadł do stolika i zaczął ją z apetytem pałaszować. Zdziwieni pobożni koledzy zwrócili mu uwagę: \"Wojtek, co ty, jesz kiełbasę?! W piątek?!?!\" - \"No nieeee, weeeeź, znów będę musiał zapominać!!!\" - odpowiedział ku uciesze kolegów
\"znawca\" teologii moralnej...
Patrząc na tę scenkęz wiedzą, którą już mamy o grzechu, możemy powiedzieć,że w tym \"przypadku\" grzechu nie było... Przecież zapomniał... Każdy jednak, kto ma dobrze ukształtowane sumienie, odkryje tu fałsz: choć \"materialnie\" grzechu nie ma, to jednak... czymże innym jeśli nie powiedzeniem \"moje na wierzchu\" jest owo heroiczne robienie wszystkiego, żeby udało się zapomnieć, że właśnie jest piątek, by móc się do syta najeść kiełbasy w piątek bez grzechu... No właśnie - czy rzeczywiście bez?