Być mężczyzną

(137 -maj -czerwiec2005)

Przyjaciel czy świnia

ks. Robert Klemens COr

Męska przyjaźń jest twarda. Może czasem brakuje jej sentymentów i ckliwości, ale bez wątpienia dzięki swojej konkretności może uniknąć wielu niedomówień i "przyzwyczajeń"

Ja nie mogę mu tego zrobić - stwierdził Adam po chwili rozmowy. To byłby ko­niec naszej przyjaźni. Ale jeżeli nadal będziemy się spotykać, to moje życie się roz­sypie. Wiem, że powinienem to skończyć, ale szkoda mi tego wszystkiego co prze­żyliśmy. Przecież wychowywaliśmy się razem od najmłodszych lat.

Mieszkaliśmy po sąsiedzku. Nasi rodzice znali się i przyjaźnili, więc nic dziwnego, że ja z Darkiem trzymaliśmy się razem. Pamiętam wspólne zabawy w piaskownicy, kiedy jeszcze byliśmy całkiem małymi szkrabami. Potem chodziliśmy razem do szkoły, oczywiście do jednej klasy. Siedzieliśmy, jak na przyjaciół przystało w jednej ławce. Mieli­śmy wspólne zainteresowania, obaj kleiliśmy modele samolotów, i wspólne rozryw­ki - jeździliśmy na wyprawy rowerowe. Razem przeżywaliśmy swoje sukcesy i razem smuciliśmy się porażkami. Ja byłem zawsze lepszy z polskiego a Darek był typowym umysłem ścisłym, pomagaliśmy więc sobie w nauce i spędzaliśmy ze sobą bardzo wiele czasu.

     Pod koniec podstawówki, jak większość chłopa­ków w tym wieku, zaczęliśmy się
„rozglądać się za dziewczynami”. To były szkol­ne „miłostki”, ale za­stanawialiśmy się, jak to będzie z naszą przyjaź­nią, gdy pojawią się w naszym życiu te prawdzi­wie i wielkie miłości. Czy one nie zmienią tej przyjaźni? Okazało się to już w szkole średniej, do której poszliśmy oczywi­ście ra­zem - chociaż każdy na inny profil. Darek zakochał się „po uszy” w Ance ze swojej klasy, a mnie „wpadła w oko”, ze wzajemnością, Dorota, koleżanka Ani, któ­rą poznałem na jakiejś prywatce. Szybko okazało się, że dziewczyny, które też były przyjaciółkami, wpraw­dzie krócej niż my, nie tylko nie zniszczyły naszej przy­jaźni ale ją jeszcze bardziej scementowały, bo mieliśmy całe mnóstwo wspól­nych spraw, przeżyć i celów.

Nasze szkolne drogi rozeszły się po maturze, bo Darek poszedł na Politechnikę a ja zdałem na filo­logię. I chociaż uczelnie były w dwóch różnych końcach miasta, a czas studencki uciekał jakoś dziwnie szybciej, to każdą wol­niejszą chwilę przeżywaliśmy razem, ciesząc się z niej jak dzieci.

Potem był ślub Doroty i mój, na którym Darek był oczywiście świadkiem, wtedy jesz­cze za swoją narzeczoną, Ewą - to jego druga „wielka miłość”. Potem myśmy świadko­wali na ich ślubie, ciesząc się wzajemnie swoim szczęściem. Nawet wtedy, gdy zmienili­śmy mieszkanie spotykaliśmy się prawie w każdy weekend.

Czasem zastanawiałem się, czy to nie jest nienormalne, że przyjaźń miedzy dwoma facetami, bez żadnych głupich podtekstów, może trwać tak długo i cały czas może nas wzajemnie budować. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że najcięższą jej próbę mamy przed sobą.

Podczas któregoś letniego, grilowego wieczoru, zauważyłem, że Ewa zachowuje się jakoś dziwnie. To samo spostrzegła moja żona, która stwierdziła, że to pewnie „te cięż­kie dni”. Przyjąłem to wytłumaczenie, w końcu kobiety znają się na tym lepiej. Ale za ja­kieś dwa tygodnie sytuacja się powtórzyła, i chociaż nie z własnego doświadczenia, to z książek wiem, że to nie powinno zdarzać się tak często. Darek zapytany, czy wie co się dzieje jakoś dziwnie zaczął „zamydlać”. Wyraźnie nie chciał o czymś mi powiedzieć. Py­tałem jeszcze kilka razy ale odpowiedź była zawsze jakaś wymijająca. Pomyślałem, że nie powinienem się wtrącać. Od tamtego czasu spotykaliśmy się rzadziej. Darek tłumaczył, że nie mają czasu bo zajęcia, obowiązki (mieli już wtedy synka - Michałka) itp. Taki stan utrzymywał się dość długo, nie spotykaliśmy się, a jeżeli już to było jakoś inaczej. Miałem wrażenie, że coś przed nami ukrywają.

Kiedyś wybrałem się do Ewy i Darka bez zapowiedzi. Ewa nie za bardzo chciała mnie wpuścić do mieszkania, było widać, że moja wizyta nie jest jej na rękę. Okazało się, że Darek leżał w łóżku kompletnie zalany. Ewa płacząc przyznała, że to jego pijaństwo trwa już od dłuższego czasu, i że nie wie co dalej robić. Słuchałem i zastanawiałem się, jak mogłem tego nie zobaczyć wcześniej. Darek nie był abstynentem i przy okazji imprezy uczestniczył w toastach, ale na tym się kończyło, a ostatnio, przy naszych gilowych spo­tkaniach, ciągle mu było mało i zawsze szukał jeszcze jednego kieliszka. Trzeba było chło­pakowi jakoś pomóc, przecież „prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie”.

     Rozmawiałem więc, przekonywałem, do­wie­działem się przy okazji, że już dawno Dar­kowi nie układało się w pracy, nie mógł się doga­dać z Ewą, a mały Michał zamiast go cie­szyć, to denerwował. Szukał więc ucieczki w kielisz­ku. Zaczęliśmy się częściej spotykać, rozma­wialiśmy ze sobą o wszystkim i o ni­czym. Da­rek swoje smutki już rzadziej topił w kieliszku ale chciał, żebym mu towarzyszył. Czego się nie robi dla przyjaciela (jak wypijemy na pół, to on wypije połowę mniej - prosta kalku­lacja). Przy kieliszku zawsze znalazł się jakieś temat i jakaś sprawa, którą ko­niecznie trze­ba było omówić. Nawet nie zauważyłem, kiedy nie tylko mój przyjaciel Da­rek pił ale ja dotrzymywałem mu kroku, a czasem nawet byłem o jeden kieliszek dalej. Dorota mówi­ła: „Adam, ten Darek ściąga cię do bagna, on ci zniszczy życie i rozwali na­sze małżeń­stwo”, a ja ciągle powtarzałem, żeby nie w ten sposób nie wyrażała się o mo­im przyja­cielu.

Nie wiem jak to potoczyłoby się dalej, gdyby nie postawione przez moją żonę ultima­tum - albo Darek, albo ja. Nie chciałem jej stracić. Nie chciałem też stracić przyjaciela. Podjąłem więc decyzje o swoim leczeniu. Zacząłem chodzić na grupę AA i proponowa­łem to Darkowi. Popukał się w czoło i powiedział, że jemu to nie potrzebne.

Ja wiem, że nie mogę spotykać się z ludźmi, którzy piją, bo oni są dla mnie zagroże­niem. Ale przecież Darek jest moim przyjacielem. Czy jeżeli się od niego odsunę, bę­dę świnią? - zapytał Adam.

Męska przyjaźń jest twarda. Może czasem brakuje jej sentymentów i ckliwości ale bez wątpienia dzięki swojej konkretności może uniknąć wielu niedomówień
i „przyczajeń”. A w myśl tego, co mówi Św. Albert Wielki: „Istnieją dwie przyjaźnie fał­szy­we i jedna praw­dziwa. Fałszywa przyjaźń opiera się na zyskach, które można z niej wy­ciągnąć. Jeszcze bardziej fałszywa jest przyjaźń, która szuka wyłącznie własnego zado­wo­lenia i satysfakcji. Prawdziwa przyjaźń opiera się na tym, co jest dobre dla obydwu przy­jaciół”, przyjaźń jest zawsze wymagająca i to owe wymagania stanowią o jej wartoś­ci. Ten, kto umie je sta­wiać i potrafi ich przestrzegać może być prawdziwym przyjacie­lem.

Czy Adam w imię prawdziwej, męskiej, twardej przyjaźni powinien odsunąć się od Darka?

P.S.

Zbieżność imion i faktów jest całkowicie przypadkowa.