Oaza I stopnia

(171 -kwiecień2010)

Przyjęcie Jezusa

rozmowa z ks. Maciejem Krulakiem

Ta decyzja jest najważniejsza, najmocniej decyduje o naszym życiu, mocniej niż wybór drogi życiowej, współmałżonka, wykształcenia, zawodu, domu, samochodu, komputera, kredytu itd.

Wieczernik:Czwarty dzień oazy I stopnia to dzień przyjęcia Jezusa jako Pana i Zbawiciela. Czwarte Prawo Życia Duchowego rozważane w tym dniu mówi: „Musimy przyjąć Jezusa Chrystusa jako Pana i Zbawiciela. Wtedy dopiero możemy poznać i przeżyć Bożą Miłość i Boży plan dla naszego życia". Czym jest ten akt przyjęcia Jezusa jako Pana i Zbawiciela?

ks. Maciej Krulak: Jest to wolna i w pełni świadoma decyzja wpuszczenia Jezusa do swojego życia. Nawiązując do znanego cytatu z Apokalipsy: Oto stoję u drzwi i kołaczę... (Ap 3,20) można powiedzieć, że jest to decyzja otwarcia Jezusowi drzwi swojego życia.

W:Co to znaczy: decyzja wolna i w pełni świadoma?

ks. M.K.: Musi być to decyzja dobrowolna. Nie może więc nie wynikać z żadnego poczucia obowiązku. Nie chodzi też o to, by podejmować ją pod wpływem nastroju, emocji, czaru chwili, ani by sugerować się decyzją innych ludzi.

W:A dlaczego człowiek ma podjąć taką decyzję? Ja rozumiem, że to jest przewidziane w programie rekolekcji, ale sam fakt, że program coś przewiduje, to chyba trochę słaby argument do skłonienia kogoś do jakiejś decyzji.

ks. M.K.: Ta decyzja  powinna wynikać z odkrycia Bożego działania, Jego Miłości, przebaczenia i łaski, tego wszystkiego, co Bóg objawił nam w Jezusie. Jeśli człowiek doświadczy osobiście doświadczy obecności żywego Jezusa, gotów jest do zaproszenia Go do swojego życia.

W:Właśnie. Niekiedy się podkreśla ten wymiar indywidualny mówiąc o przyjęciu Jezusa jako osobistego Pana i Zbawiciela. To brzmi trochę niepokojąco jakby się chciało mieć Boga do swojego własnego użytku. O co w tym chodzi?

ks. M.K.: Bardzo istotne jest dokonanie odkrycia, iż Bóg działa konkretnie w moim życiu. Nie tylko, że działa w ogóle czy działa w życiu Kościoła, ale właśnie w moim życiu. Dlatego mówi się o osobistym Panu i Zbawicielu.

W:Czym powinna być taka decyzja w życiu człowieka?

ks. M.K.: Przyjęcie Jezusa jako Pana i Zbawiciela to jest decyzja fundamentalna. Ona całkowicie zmienia nasze życie. Można wręcz mówić o życiu do tej decyzji i po niej. Powierzam się przecież Bogu, świadomie wybieram Go, by kierował moim życiem. Powinna być to decyzja zmieniająca wszystko, ona powinna być punktem odniesienia do wszystkiego w życiu konkretnego człowieka, powinna decydować o wszystkich decyzjach, które będą następowały po niej.

W:Czy powinno się pamiętać datę przyjęcia Jezusa jako Pana i Zbawiciela? Wiem, że są osoby, które pamiętają nawet konkretną godzinę.

ks. M.K.: Warto pamiętać. Pamiętamy momenty i okoliczności podejmowania ważnych życiowych decyzji, a ta decyzja jest najważniejsza, najmocniej decyduje o naszym życiu, mocniej niż wybór drogi życiowej, współmałżonka, wykształcenia, zawodu, domu, samochodu, komputera, kredytu itd. Ja po raz pierwszy spotkałem Jezusa i jeszcze nie w pełni świadomie otworzyłem Mu swoje życie 28 grudnia 1990 r., a miesiąc później przyjąłem Go już świadomie jako Pana i Zbawiciela.

W: A jaki poziom wiedzy o Bogu jest konieczny, by przyjąć Go jako Pana i Zbawiciela?

ks. M.K.: Ta decyzja jest wyrazem naszej wiary! I to wiary rozumianej nie jako zespół praw dogmatycznych i moralnych, nie jako wiara w znaczeniu katechizmu, ale jako osobista i osobowa relacja z Bogiem jako Ojcem, Jezusem jako Panem i Duchem Świętym jako Mocą.

W:A czy przyjęcie Jezusa może się stać nieświadomie? Czy może być tak, że pewnym momencie ktoś stwierdza że Jezus jest jego Panem, ale nie jest w stanie wskazać jednego momentu decyzji?

ks. M.K.: Ponieważ jest to decyzja, to ma swój początek. Może być oczywiście splotem wielu mniejszych wcześniejszych decyzji. Jednak po prostu pewnego dnia stwierdzamy: tak, Jezus jest dla mnie najważniejszy. I to właśnie jest ten dzień świadomej decyzji. To nie musi mieć uroczystego charakteru, nie musi się odbywać w obecności innych ludzi, nie musi być w kościele czy innym budynku sakralnym, ale jest jednak czymś konkretnym.

W:Czy taką decyzję można ponawiać? Czy można przyjmować Jezusa jako Pana i Zbawiciela wielokrotnie?

ks. M.K.: Ta decyzja zmienia nasze życie, ale nie działa jak automat. Wymaga więc potwierdzania jej każdego dnia, wręcz każdej minuty naszego życia - wobec wszystkich, zarówno ważnych jak i błahych decyzji, czynów, słów, myśli. „Uczyniwszy na wieki wybór, w każdej chwili wybierać muszę". Na pewno ten pierwszy raz jest szczególny.

W:Zadajmy pytanie, które się dość łatwo nasuwa, gdy mówi się o fundamentalnym znaczeniu przyjęcia Jezusa. W naszej praktyce dotyczy ono przecież najczęściej ludzi, którzy są ochrzczeni, bierzmowani, przyjmują Komunię św. Czy w tych sakramentach nie przyjmujemy Jezusa?

ks. M.K.: Jasne, że przyjmujemy. A co innego mamy przyjąć: wodę, opłatek, olejek? Niestety, to nie są nasze decyzje. Nie czarujmy się. Sakramenty inicjacji chrześcijańskiej przyjmujemy niejako z automatu, brakuje tu naszej wolnej decyzji, bo jesteśmy zbyt niedojrzali. Czasem wynika to z wieku, a czasem z braku rozwoju życia wiary.

Jest różnica pomiędzy przyjęciem Jezusa w darze zjednoczenia z Nim w Eucharystii (Komunia Święta) po raz pierwszy, gdy mamy 9 lat, a co innego gdy dojrzejemy w wierze. To zupełnie inna rzeczywistość. Zdajemy sobie sprawę, że nie wciśniemy się w ubranie z I Komunii, a próbujemy zmieścić się w wierze dziecka. Dlatego potrzeba nam świadomej decyzji o postawieniu na Jezusa, aby to, co stało się poprzez łaskę sakramentów, niejako zaktualizowało się w naszym życiu, a nie spłynęło po nas jak woda.

Aby sakramenty dotykały naszego życia, potrzeba naszej zgody. Tak wygląda ten nieustanny dialog Boga z człowiekiem, dialog łaski i wolności. Idealną sprawą byłoby takie przygotowanie do sakramentów inicjacji, aby w nich była zawarta ta osobista decyzja związania swojego życia z Jezusem. Wiemy, że tak po prostu nie jest. Czasem bywa, ale to szczególne przypadki, zwłaszcza tych, co przyjmują te sakramenty jako dorośli, świadomi, właśnie dlatego, że chcą by Jezus był ich Panem.

W: Mam jeszcze kilka pytań związanych z realiami rekolekcyjnymi. Jaki jest sens przyjęcia Jezusa u ludzi, którzy już są na drodze formacji? Na oazie możemy mieć ludzi, którzy wcześniej uczestniczyli w rekolekcjach ewangelizacyjnych (co jest przecież sytuacją pożądaną), mogą być też tacy, którzy już któryś raz uczestniczą w oazie I stopnia. Mogą być też tacy, którzy uczestnicząc w formacji Ruchu (np. będąc od lat w kręgu Domowego Kościoła czy mając za sobą Oazę Nowej Drogi) faktycznie, tak jak było mówione, podjęli decyzję powierzenia swojego życia Jezusowi, choć nigdy nie byli do tego formalnie wezwani. Czy na rekolekcjach powinno się jakoś osobno traktować tych, którzy już kiedyś przyjęli Jezusa i tych, którzy stoją przed tą decyzją pierwszy raz?

ks. M.K.: Jest pewna różnica pomiędzy tymi, dla których decyzja postawienia na Jezusa jest odkryciem, niejako otwarciem oczu na życie, a tymi, którzy już tego dokonali. W tym drugim wypadku trzeba odwołać się do potwierdzenia tej decyzji w życiu, w konkrecie przeciwności życiowych. Temu służy formacja  proponowana przez nasz Ruch po ewangelizacji, która ma się zakończyć właśnie przeżyciem I stopnia. Jej celem jest przetrawienie, niejako przećwiczenie tej fundamentalnej decyzji w codzienności i potwierdzenie swoim radykalnym TAK.

Zasadniczo nigdy nie będziemy w sytuacji, która nie będzie dla nas wezwaniem do wyboru Jezusa. Warto zobaczyć to w myśli Ojca, np. w Oazie Rekolekcyjnej Animatorów Ewangelizacji (ORAE), gdzie ważnym elementem jest głoszenie kerygmatu uczestnikom i doprowadzenie do podjęcia przez nich decyzji przyjęcia Jezusa jako osobistego Pana i Zbawiciela. Jest tak, mimo że jednym z celów tych rekolekcji jest właśnie przygotowanie ich do głoszenia kerygmatu i prowadzenia innych do podjęcia tej decyzji.

Trzeba więc uświadamiać ludziom specyfikę ich sytuacji życiowej, ale nie dzielić na tych co już po pierwszym razie i tych co już profesjonalnie podchodzą do wiary. Ja osobiście za każdym razem podejmuję tę decyzję nijako na nowo na dziś. Tu zawsze chodzi o to dziś konkretnego człowieka.

W:Praktyczne pytanie związane z formacją Domowego Kościoła. Czy małżonkowie mogą przyjąć Jezusa jako Pana i Zbawiciela wspólnie czy jest to decyzja indywidualna?

ks. M.K.: Ponieważ to decyzja fundamentalna, jest pierwsza przed wszystkimi innymi i musi być decyzją konkretnej osoby. Ze swej natury przyjęcie Jezusa jest więc decyzją indywidualną.

Oczywiście wspaniale byłoby gdyby oboje małżonkowie przyjęli Jezusa. W pierwszych latach chrześcijaństwa zdarzało się, że cały dom przyjmował Jezusa jako swego Pana i Zbawiciela. Jednak również wtedy gdy zarówno mąż jak i żona przyjmują Jezusa, nie musi się to dziać w jednej chwili.

Jeśli oboje małżonkowie chcą równocześnie wyrazić to pragnienie, to jest to znakiem ich kroczenia niejako równolegle na drodze wiary. Musi ono jednak wypływać z woli każdego z nich, motywem nie może to być tylko pragnienie drugiego z małżonków.

Zdajemy sobie sprawę, iż każdy z małżonków jest osobą, która ma prawo do swego indywidualnego przeżywania wiary, wynikającego także z naturalnej różnicy odmiennego doświadczenia wiary kobiety i mężczyzny. Czasem najpierw jedno z małżonków zaprasza Jezusa do swego życia (niekiedy ma to miejsce nim się poznali, czy pobrali), a potem drugie podejmuje podobną decyzję. To naturalne i piękne samo w sobie, gdy małżonek staje się głosicielem Ewangelii dla najukochańszej osoby swego życia.

W:W jaki sposób można przekonywać do decyzji przyjęcia Jezusa? Ktoś cytował taką wypowiedź uczestnika rekolekcji: „Jestem niegodny. Nie jestem gotówna przekroczenie takiego progu".

ks. M.K.: Po pierwsze przyjęcie Jezusa to kwestia wolnej decyzji. Nie da się nikogo zmusić i nie chodzi o to, żeby kogokolwie przekonać, zwłaszcza na drodze rozumowych dywagacji. Trzeba ukazać co to jest w konkretnym życiu i pozwolić podjąć decyzję. Przecież to jest łaska, więc i tak każdy z nas nie zasłużył na nią i niej jest jej godny, to dar od Boga, móc żyć w przyjaźni z Nim, nie dlatego, że się postarałem, ale dla tego, że On mnie sam pierwszy umiłował.

Decyzja przyjęcia Jezusa, to początek, a nie cel sam w sobie. Celem jest Niebo! Tam jest kres, tu jest droga, piękna, czasem wymagająca, ale wiodąca do konkretnego celu - życia z Bogiem jako przyjacielem już na wieki. Tu nie chodzi o uformowanie do tej decyzji, ale o to, że ta decyzja prowadzi do formacji. Teraz trzeba działać tak trochę w ciemno, licząc bardziej na Boga, niż na siebie. On sam dopełni dzieła, które w nas rozpoczął.

Chrześcijaństwo to nie fitness, tu nie chodzi o treningi i ćwiczenia, żeby lepiej się czuć, czy lepiej wyglądać, tu chodzi o życie, prawdziwe życie, które jest życiem szczęśliwym. Dlatego nie ma to być dramatyzowanie tej decyzji i ukazywanie jej jako nakaz, zakaz, czy wejście w niewolę. Tu chodzi o wolność, pragnienie szczęścia, potrzebę bezpieczeństwa, pragnienie bliskości, przyjaźni, czyli o to co dla nas dobre, co jest spełnieniem marzeń.

W:Dziękuję za rozmowę.