Bioetyka

(175 -listopad -grudzień2010)

Rozpalić wiarę żywą

rozmowa z Parą Krajową Domowego Kościoła

Na autentyczne świadectwo nie ma mocnych!

- Od jak dawna jesteście małżeństwem?

TOMEK: Ciągle nam się wydaje, że od niedawna ? A tymczasem to już 19 lat…

- Ile macie dzieci? 

BEATA: Dwoje. Zuzia ma 16 lat, właśnie rozpoczęła naukę w liceum i marzy o medycynie. 9-letni Jaś chodzi do trzeciej klasy szkoły salezjańskiej i marzy o karierze… zawodowego bramkarza. Trzy lata temu oczekiwaliśmy trzeciego dziecka, ale Pan Bóg zabrał je do siebie…

- Wasze zawody? 

BEATA: Studiowałam pedagogikę opiekuńczo-wychowawczą na KUL-u; przez wiele lat pracowałam jako katechetka. Po urodzeniu Zuzi wspólnie podjęliśmy decyzję – i tak jest do dzisiaj – że pozostanę w domu. 

TOMEK: Beata obecnie wykonuje łączy wiele zawodów: jest psychologiem, doradcą duchowym, lekarzem, pielęgniarką, nauczycielką, kucharką, negocjatorem, projektantem wnętrz, specjalistą do spraw aprowizacji, dietetykiem itd. itd. To jest jej sposób na karierę…

Ja studiowałem historię i archiwistykę, a później – język angielski. Pracuję jako nauczyciel języka angielskiego w szkole podstawowej; mam też sporo wspólnego z pracą dziennikarza.

- Co lubicie robić?

BEATA: Być ze sobą, rozmawiając bez pośpiechu i pijąc kawę ?

TOMEK: Uwielbiamy wędrować po Polsce, docierając zarówno do powszechnie znanych miejsc, jak i w ciche, mało uczęszczane zakątki. Naszą miłością są góry: nie tylko Tatry, które przeszliśmy razem „wzdłuż i wszerz”, ale i inne pasma. W ostatnich latach udało nam się „zarazić” górami nasze dzieci, dzięki czemu możliwe stało się „rodzinne wędrowanie”. W tym roku chodziliśmy na przykład po Kotlinie Kłodzkiej. Równie wiele przyjemności sprawiają nam wyjazdy nad polskie morze. Zresztą, cała Polska jest taka piękna…

BEATA: Kiedyś sporo jeździliśmy rowerami, ale potem kupiliśmy samochód… Dużo czytamy (choć teraz już pod tym względem prześcignęła nas Zuzia…). Lubimy wspólnie zbierać grzyby, robić przetwory na zimę.

TOMEK: Ja lubię pisać, a Beata – robić korektę… Muszę w ogóle przyznać, że w wielu sytuacjach, nie tylko w zakresie słowa pisanego, jest moją korektorką… Kocha też kwiaty, które pielęgnuje w domu i na balkonie; do tego stopnia, że gdybym nie był pewny jej miłości, to przeżywałbym katusze zazdrości ?… 

 

- Jak się poznaliście?

TOMEK: Było to 4 sierpnia 1985 r., tuż za mostem drogowym w Toruniu, na drugim kilometrze pieszej pielgrzymki na Jasną Górę. Przedstawiła nas sobie znajoma. Mieliśmy wtedy razem 38 lat…

 

- Czy mieliście jakąś formację przed małżeństwem (oazową lub inną)?

BEATA:  Moim pierwszym nauczycielem wiary był dziadek – człowiek pozostający w niezwykle głębokiej relacji do Pana Boga. Miał dla mnie dużo czasu i dzielił się ze mną swoimi duchowymi przeżyciami. To on uczył mnie modlitwy, patrzenia na świat jako na dzieło Bożej miłości, był pełen pokory i cierpliwości. W czasach, gdy to nie było wcale takie powszechne, czytał i rozważał Pismo Święte, a ja na zawsze to zapamiętałam.

Po maturze trafiłam do duszpasterstwa, prowadzonego w mojej parafii, potem otarłam się o Odnowę w Duchu Świętym (zetknęłam się blisko m.in. ze wspaniałym kapłanem, jezuitą, nieżyjącym już o. Józefem Kozłowskim). Potem, podczas lubelskich studiów, nastąpił kilkuletni okres zaangażowania w życie wspólnoty „Effatha”, mocno czerpiącej z formacji oazowej. Miałam swoją małą grupę, animatorkę, jeździłam na rekolekcje, sama byłam animatorką.

TOMEK: Moje duchowe przebudzenie nastąpiło, gdy miałem 15 lat. Dotarło wówczas do mnie – na miarę wieku - że Jezus Chrystus jest żywą, realną Osobą, Kimś, kto chce kierować moim życiem. Przez wiele lat byłem ministrantem, stykając się w służbie przy ołtarzu ze wspaniałymi kapłanami.

Kamieniem milowym w mojej wewnętrznej formacji były dwa lata przeżyte w seminarium duchownym.

 

- W jaki sposób trafiliście do Ruchu?

BEATA: Po ślubie szukaliśmy miejsca we wspólnocie, ale szło to trochę opieszale. Od początku jednak było w nas przekonanie, że chcemy nasze małżeństwo budować na Chrystusie. Co ciekawe, w naszym przypadku skuteczne okazało się dopiero trzecie zaproszenie do Domowego Kościoła. W maju 1997 r. przyszliśmy po raz pierwszy na spotkanie kręgu, w którym jesteśmy do dziś.

 

- Ile czasu zajęło Wam przeżycie całej formacji DK?

TOMEK: Ciągle jesteśmy w drodze z poczuciem, że chociaż od strony formalnej przeżyliśmy wszystko, co składa się na formację podstawową, to w wymiarze przemiany wewnętrznej najważniejsze jest jeszcze ciągle przed nami. Odpowiadając wprost na pytanie – nasza formacja podstawowa (zgodnie z tym, jak to ujmują „Zasady DK”) dopełniła się w 2006 r., czyli po dziewięciu latach od wstąpienia do wspólnoty.

BEATA: Dodam, że od początku mieliśmy świadomość, że coroczny udział w rekolekcjach jest nieodzowny dla naszego rozwoju duchowego. Byliśmy wierni temu zobowiązaniu.

 

- Jakie pełniliście posługi w Ruchu?

TOMEK: Byliśmy kilkakrotnie parą animatorską kręgu i raz parą pilotującą. W 2004 r. wybrano nas na parę diecezjalną toruńską, cztery lata później – na parę filialną pelplińską, zaś we wrześniu tego roku – na parę krajową Domowego Kościoła. Osobny wątek to posługa w diakonii komunikowania społecznego – najpierw w wymiarze diecezjalnym (przez sześć lat redagowaliśmy biuletyn diecezjalny „Wypłyń na głębię”), a potem w ogólnopolskim, gdy trafiliśmy do redakcji „Listu DK” jako redaktorzy działu informacyjnego. W ubiegłym roku nasi poprzednicy, Jolanta i Mirosław Słobodowie powierzyli nam odpowiedzialność za redagowanie całego „Listu”.

BEATA: Osobno warto wspomnieć posługę pary moderatorskiej na rekolekcjach DK: dwukrotnie na oazie II stopnia i tyle samo na oazie III stopnia, na ORAR I stopnia, ORDR I stopnia, sesji o pilotowaniu kręgów, rekolekcjach tematycznych.

TOMEK: W każdej posłudze sprawdzała się zasada, że ile byśmy z siebie nie dali, to zawsze my sami jesteśmy tymi najbardziej obdarowanymi…

 

- Jakie dary otrzymaliście dzięki formacji w Ruchu?

TOMEK: Pamiętam, jak na jednych z pierwszych rekolekcji bardzo mocno przeżyłem rzeczywistość krzyża w moim życiu. Dotarło do mnie, że nie da się naśladować Chrystusa bez akceptacji krzyża, który nie jest czymś abstrakcyjnym, lecz nosi imiona konkretnych osób, dotyczy konkretnych sytuacji, wspomnień, doświadczeń.

Stopniowo zmieniała się przez te lata sfera naszej komunikacji małżeńskiej.

BEATA: Wielkim darem są zobowiązania. Niesamowicie porządkują one nasze wysiłki duchowe, a przy tym otwierają oczy na znaczenie posłuszeństwa. Spełnianie zobowiązań wyzwala z „improwizowania” w wyrażaniu naszej wiary, od ulegania naszemu „widzimisię”.

TOMEK: Patrząc od strony organizacyjnej, nauczyliśmy się „szybko” spać, słuchać uważnie innych ludzi, nie brać wszystkiego na siebie, lecz dzielić się zadaniami.

 

- Stosunkowo niedawno przeżyliście Oazę Rekolekcyjną Diakonii, czym dla Was były te rekolekcje?

BEATA: Masz dobry wywiad… ? Rzeczywiście, przeżyliśmy te rekolekcje latem tego roku. Były one, po pierwsze, czasem zatrzymania się, spojrzenia wstecz na przeżytą drogę formacyjną, próbą oceny, jak wykorzystaliśmy trwającą od 13 lat szansę, otrzymaną od Pana Boga. Po drugie – okazją do całościowego spojrzenia na Ruch Światło-Życie, na bogactwo jego charyzmatu. 

TOMEK: Dotarło do nas – nie pierwszy raz – że charyzmat ten jest jeszcze ciągle niedoceniany, że jest o wiele głębszy i bogatszy niż to, co wydaje się zarówno ludziom stojącym na zewnątrz Ruchu, jak i… nam, jego członkom. Mamy w swych rękach prawdziwy skarb i nie wiemy o tym...

 

- Żadna wspólnota pozostając wierną swojemu charyzmatowi, nie może zamykać się na znaki czasu. Jednym z najtrudniejszych zadań wszystkich odpowiedzialnych jest znalezienie równowagi między wiernością a koniecznością rozwoju – by nie ulec skostnieniu. 

TOMEK: Ja bym powiedział, że wierność charyzmatowi nie polega na zachowywaniu w niezmienionej postaci jego wszystkich form i przejawów zewnętrznych, lecz na trafnym odczytaniu, co można, co trzeba, a czego nie wolno zmieniać, jeśli chcemy zachować naszą tożsamość jako Ruch.

 

- Jak widzicie drogi i kierunki rozwoju Domowego Kościoła? A jak całego Ruchu Światło-Życie?

TOMEK: Odpowiedź na to pytanie wymagałaby chyba napisania całej książki! Skoro jednak trzeba się ograniczyć do kilku zdań, to ujęlibyśmy rzecz tak: Polska stoi na rozdrożu. Ma przed sobą dwie drogi: tę, którą przeszły kraje Europy Zachodniej, polegającą na dechrystianizacji społeczeństwa i drogę stopniowej odnowy duchowej poprzez przekształcenie tradycyjnej wiary, przekazywanej z pokolenia na pokolenie siłą rozpędu w wiarę żywą, opartą na relacji z Jezusem Chrystusem. W szczególny sposób dylematy te są widoczne w przestrzeni związanej z małżeństwem i rodziną. 

Jako nauczyciel i wychowawca coraz częściej jestem świadkiem dramatów dzieci, które nagle przestają się uśmiechać i dokazywać, a zamiast tego opuszczają się w nauce i zachowaniu, bo ich rodzice właśnie się rozwodzą. Jestem też świadkiem o wiele mniej spektakularnych dramatów, kiedy rodzice, zapominając o tym, co obiecali na chrzcie swoich dzieci, nie wprowadzają ich w życie wiary. Niedawno znajoma katechetka, wstrząśnięta, opowiadała mi, że w klasach, które uczy, odsetek dzieci uczęszczających na niedzielną Eucharystię wynosi około 10-15 procent. Co ich rodzice odpowiedzą Panu Bogu, gdy usłyszą pytanie: „Gdzie jest twoje dziecko?”, „Dlaczego nie przyprowadziłeś go do Mnie?”.

 

BEATA: Rolą Domowego Kościoła jest świadczyć, pokazując bardzo proste rzeczy: że Pan Bóg jest w naszym życiu zawsze na pierwszym miejscu; że po Nim kolejne miejsca zajmują: współmałżonek, dzieci, praca zawodowa, zaangażowanie społeczne (w tym w życie wspólnoty), wreszcie nasze zainteresowania i rozrywki. Jeśli będziemy przestrzegali tej hierarchii wartości, to unikniemy wielu błędów i grzechów: nie pójdziemy w niedzielę na zakupy, lecz poświęcimy czas Bogu i bliskim; po dwudziestu latach małżeństwa będziemy kochali żonę/męża o wiele bardziej niż w dniu ślubu; wychowamy dzieci na dobrych obywateli nie tylko ziemi, ale i nieba; unikniemy syndromu „pustego gniazda”, bo zawsze będziemy mieli o czym porozmawiać ze współmałżonkiem; w pracy będziemy stawiani za wzór fachowości i rzetelności; ludzie będą lubili z nami rozmawiać, przebywać, kontaktować się; kiedy inni weselnicy będą się chwiali na nogach z powodu wypitego alkoholu, my, trzeźwi, nadal będziemy wirować w tańcu… Na tak pojęte, autentyczne, niezakłamane, nieudawane świadectwo nie ma mocnych! 

 

TOMEK: A co do całego Ruchu Światło-Życie… Nie czujemy się na siłach, by udzielić odpowiedzi. Na pewno kluczowym pozostaje pytanie, czy służba jest i będzie stylem życia członków Ruchu; czy uda się znaleźć sposób na pobudzenie wspólnot dziecięcych, młodzieżowych, studenckich, osób dorosłych do dynamicznego rozwoju; czy kapłani będą ożywieni zapałem do prowadzenia pracy formacyjnej wśród członków Ruchu. Te pytania można mnożyć…

 

- Jakie zadania widzicie dla Domowego Kościoła na najbliższy czas?

Zadania stojące przed Domowym Kościołem przypominają otwarte na oścież drzwi, których nie trzeba wyważać. Mamy swoje cele strategiczne: świętość małżeńską i skuteczny katechumenat rodzinny. Mamy stosunkowo nieźle rozbudowane struktury. Mamy gotowe narzędzia duchowe w postaci zobowiązań. Mamy drogę formacyjną, która – zachowywana wiernie – przynosi ogromne owoce. Nic, tylko brać z tego bogactwa…