Budować szczęśliwą rodzinę

(128 -luty -marzec2004)

Samuel

Ewa Zawieja

Tadeusz Próchniewicz 1928-2003

Odkąd pamiętam, Tadeusz zawsze był. To znaczy nie tylko to, że znaleźliśmy się w redakcji wieczernika niemal równocześnie. To również znaczy, że był zawsze tam, gdzie się go spodziewałam. Przy tworzeniu nowego numeru, przy składaniu kartek, które właśnie nadeszły z drukarni w czasach, kiedy robiło się to ręcznie; ale także na tym czy innym dniu wspólnoty, spotkaniu, rekolekcjach. Nawet, jeśli mnie tam nie było, wiedziałam, że on był. Był przewidywalny w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Dla obcych może niepozorny — niewysoki, szarmancki starszy pan zawsze w szarym garniturze — wnosił swoją obecnością niepospolitą osobowość.
Siłą rzeczy najczęściej rozmawialiśmy o pomysłach na nowe numery wieczernika i omawialiśmy nadesłane artykuły. Wtedy też wiadomo było, czego się spodziewać — trzeźwego spojrzenia, logiki inżyniera starej daty, konkretnych uwag krytycznych i wypunktowanych propozycji. Uzasadniał swoje zdanie — krótko i dosadnie — ale zazwyczaj na tym poprzestawał. Nie upierał się, aby je przeforsować, bo, jak mawiał — na wkus i cwiet tawariszcza niet. Nie pobłażał jednak uchybieniom. Zwracał uwagę na każdą drobną nawet pomyłkę czy nieścisłość. Nie aby kogoś obwiniać, ale by to, nad czym pracowaliśmy było coraz lepsze. I nieważne, czy chodziło o przeoczoną literówkę, czy o datę w panowaniu jakiegoś mało znanego starożytnego władcy.
To zacięcie do historii i umiłowanie Biblii zaowocowały „Naj-piękniejszymi wersetami” — działem wieczernika, w którym od lat pod imieniem Samuela prowadził czytelników przez Stary Testament naświetlając biblijne wydarzenia od strony starożytnego świata. Wielu ludzi rozczytuje się w Piśmie św., niektórzy, jak Tadeusz, poznawszy całość skupili się na Starym Testamencie. Podziwiałam rzetelność jego studiowania Świętej Księgi. Wiem, że miał szerokie zainteresowania i podejrzewam, że ludzie znający go od innej strony powiedzieliby to samo — Tadeusz brał się za to, co mógł zrobić dobrze. Na inne rzeczy nie chciał tracić czasu.
Na ostatnim spotkaniu redakcji zabrakło już jego głosu. Krzesło Tadzia zajął młody człowiek, pewnie nawet nieświadomy, że to właśnie z tego miejsca Tadeusz przez lata współtworzył wieczernik. A my, cóż, my zostaliśmy opuszczeni przez Dobrego Człowieka, który wyruszył, by zamieszkać z Panem. Już żadne tajemnice Starego Testamentu nie są mu obce. Rozpoczęły się Tadeusza Najpiękniejsze Wersety.