Ziemia Święta

(213 -listopad -grudzień2016)

Sterta kamlotów

świadectwo

Ze wspomnień przewodnika

Program pielgrzymki do Ziemi Świętej zawsze jest dość napięty i trzeba się mocno sprężać, żeby go zrealizować. Na zobaczenie czegoś dodatkowego, zwłaszcza wówczas, gdy lądowało się w egipskiej Tabie, po prostu nie było czasu.

Jako przewodnik próbowałem w każdej grupie dostrzec kilka/kilkanaście osób, które wyraźnie chciały „czegoś więcej”. Gdy mieszkaliśmy w Jerozolimie, po kolacji brałem ich na wieczorną eskapadę. Szliśmy Doliną Cedronu, szwendaliśmy się po dzielnicach Starego Miasta, oglądaliśmy wieczorne sceny przy Ścianie Płaczu, aby przez Bramę Gnojną wyjść ku Ofelowi. Siadaliśmy wówczas w miejscu, które przypominało stertę kamieni i… przenosiliśmy się w czasie do epoki Dawida. 

To tu właśnie miał stać jego pałac. Odczytywaliśmy fragmenty z Drugiej Księgi Samuela i rozglądając się wokoło mogliśmy sobie wyobrazić, jak Dawid wyszedł na taras i spostrzegł Batszebę, jak ucztował z Uriaszem i jak wręczał mu list, który był bezlitosnym wyrokiem śmierci. To tu prorok Natan wypowiedział w imieniu Boga słowa przestrogi, i to tu usłyszawszy je, skruszony Dawid wypowiedział szczerą modlitwę – Psalm 51. Tu także usłyszał o buncie swego syna Absaloma i stąd uciekał w kierunku Góry Oliwnej. Gdzieś tu stał namiot z Arka Przymierza, kapłani palili kadzidło, składali ofiary, których krew spływał po białych kamieniach. To wszystko wydawało się nas otaczać. W półmroku zapadającej nocy wyobraźnia mogła w pełni pokazać, na co ją stać. Pokazywałem na początku najstarsze pozostałości Jerozolimy – mur z XIII-XI w. przed Chr. Należał on do Jebuzytów i otaczał ich akropol. Być może właśnie z niego wołali do Dawida pewni siebie obrońcy: „Nie wejdziesz tutaj, lecz odepchną cię ślepi i kulawi” (2 Sm 5,6). A jednak bohaterski Joab (1 Krn 11,6) wdarł się przez szyb (zwany dziś Szybem Warrena) i rozpoczął rzeź. 

Nasz wzrok przesuwał się troszkę niżej i zatrzymywał na dwóch kolumnach oraz resztkach schodów. To tu 300 lat po śmierci Joaba zamieszkał w czteropokojowym domu Ahiel. Kim był? Jakie funkcje piastował? Jak wielką miał rodzinę? Czy szukając odpowiedzi na te pytania możemy coś wyczytać z tego, co pozostało? Wpatrując się w poszczególne części jego domu, zauważaliśmy kwadratowy kamień z wydrążona dziurą i odkrywaliśmy nagle, że stanowi on górną część toalety. W tym momencie nasza wyobraźnia lekko zwalniała i woleliśmy zostawić Ahiela samego. 

Wzrok zsuwał się dalej – ku podstawie tej sterty kamieni. W tym miejscu mogliśmy zobaczyć zarys ścian. Słyszeliśmy świst strzał i krzyk ludzi uciekających ze Spalonej Komnaty, która kiedyś prezentowała się o wiele okazalej niż dziś. To ją zniszczyli żołnierze Nebuzaradana, sługi króla babilońskiego, który jak zaświadcza 2 Krl 25,9: „spalił świątynie Pańską, pałac królewski i wszystkie domy Jerozolimy”. 

Jeszcze jeden rzut oka ku górze i dostrzec mogliśmy mur oraz pozostałości dwóch wież zbudowanych przez Hasmoneuszy w drugiej połowie II w. przed Chr. Czy o tej samej godzinie, o której my wyczytywaliśmy ślady przeszłości dotarł w to miejsce Nehemiasz? Musiał tu przybyć w nocy, aby w tajemnicy zbadać stopień zniszczenia murów miasta, które pragnął później odbudować Nie miał wówczas wiele czasu. My również mieliśmy go niewiele. W swej nocnej wędrówce namiestnik król Persji ruszył nalej na zachód, my natomiast musieliśmy już wracać na wschód. 

Przesunęliśmy niewidzialnym suwakiem ku teraźniejszości i znów zobaczyliśmy usłane grobami wzgórze i górujący nad nim Hotel Seven Arches. Wspinając się ku niemu, szliśmy w tym samym kierunku, co Dawid, gdy w popłochu uciekał przed Absalomem. 

Z oddali mogliśmy jeszcze raz spojrzeć na tę część Jerozolimy, która nosi dumne miano „Miasto Dawida”. To wszystko wydało się takie namacalne. Kawałek historii zamknięty w niewielkim skrawku Ziemi Świętej, odsłoniętym i zachowanym tylko dlatego, że mury miasta zostały przesunięte na północ i nikomu przez wieki nie chciało się już przyklejać swych domostw do stromego pagórka. 

Patrząc na nie często myślę, ile podobnych miejsc skrywa w sobie ta ziemia? A te, które już zostały przekopane, ile mogą nam zdradzić zamierzchłych tajemnic? Z zadumy wyprowadza mnie wówczas głos znudzonego pielgrzyma, który przyzwyczajony do kapiących złotem sanktuariów, ze znudzeniem stwierdza: „…Ale kupa kamlotów. Idziemy dalej?”

ks. Artur Andrzejewski