Młodzi w Kościele

(222 -lipiec -sierpień2018)

W Domowym Kościele

rozmowa

Bez naszego, często okupionego wysiłkiem i wyrzeczeniem działania, może kiedyś zabraknąć młodych w Kościele

„Młodzi w (Domowym) Kościele” to temat wystąpienia pary krajowej DK Katarzyny i Pawła Maciejewskich podczas 43. Kongregacji Odpowiedzialnych Ruchu Światło-Życie. Do zabrania głosu zaprosili oni również trzy pary Domowego Kościoła: Monikę i Jarosława… wraz z synem Piotrem, Malwinę i Marcelego… oraz Annę i Bartosza… Poniżej przedstawiamy autoryzowane opracowanie tego wystąpienia.

Kasia: Gdy rozeznawany był temat pracy formacyjnej dla całego Ruchu, ks. Marek Sędek, moderator generalny, zapytał nas, czy gdyby temat dotyczył młodzieży, to Domowy Kościół się w nim odnajdzie. Odpowiedzieliśmy, że TAK. Dostrzegliśmy w nim wiele zagadnień i możliwości ważnych dla Domowego Kościoła, dla małżonków, dla całych rodzin.

Domowy Kościół tworzą małżonkowie, którzy na co dzień razem dążą do świętości poprzez wzrastanie na drodze duchowości małżeńskiej, ale to także rodzice realizujący katechumenat rodzinny, czyli wdrażający na co dzień swoje dzieci do życia wiarą. W dzisiejszych czasach to ogromne wyzwanie i ważne pytanie: co zrobić, by nasze dzieci żyły w bliskiej relacji z Bogiem, by nie odchodziły od Boga, by miały możliwość formowania się np. na drodze Ruchu Światło-Życie.

Naszą wypowiedź chcemy ukierunkować na trzy zagadnienia:

– Jak wprowadzać dzieci do życia wiarą i podprowadzać je do grupy formacyjnej?

– Jak wspomóc powstawanie grup Oazy Dzieci Bożych?

– Jak zachęcać młodzież, by po formacji młodzieżowej, zawierając związek małżeński, pragnęła włączyć się w formację Domowego Kościoła?

Paweł: Założyciel naszego Ruchu pokazywał, że naturalną konsekwencją przyjętego przez małżonków sakramentu chrztu świętego i sakramentu małżeństwa jest wprowadzanie swoich dzieci w życie wiarą.

Przychodzi jednak taki moment na drodze wychowania dzieci, kiedy wpływ rodziców się zmniejsza (jest to czymś naturalnym), a istotną rolę zaczyna odgrywać grupa rówieśnicza. Także w przestrzeni wiary potrzebna jest grupa rówieśnicza; grupa, która będzie miała wpływ na dalszy rozwój wiary dzieci, młodych ludzi; grupa, która nie zniszczy zasianego ziarna, ale je rozwinie i pozwoli na dalszy samodzielny rozwój. Rodzice szukają takich dróg. Jedną z nich jest formacja Ruchu Światło-Życie. Stąd wielu rodzicom zależy, by ich dzieci włączyły się w tę formację. 

Dla niektórych dzieci, młodzieży jest to naturalne rozwiązanie. Jeżdżąc z rodzicami na rekolekcje i różne spotkania od najmłodszych lat widzą na przykład na Dniach Wspólnoty dzieci, młodzież, dorosłych, rodziny. To im pozwala odnaleźć się na drodze Ruchu Światło-Życie. Bywa, że młody człowiek pytany na rekolekcjach czy spotkaniu grupy formacyjnej, jaki ma kontakt z Ruchem Światło-Życie, mówi tak: „Mam lat 17, od 18 lat jeżdżę na rekolekcje”. Podobne wypowiedzi słyszeliśmy kilkakrotnie, pokazują one właśnie to, że młodzi ludzie najpierw zaczynają jeździć z rodzicami, a potem na swoje rekolekcje. Jest to bardzo ważne – na swoje rekolekcje, gdzie grupa rówieśnicza zupełnie inaczej wpływa na ich wiarę niż diakonia wychowawcza.

Czymś naturalnym jest też sytuacja, której doświadczaliśmy wielokrotnie – spotkania całej rodziny na Dniu Wspólnoty w trzynastym dniu rekolekcji. W naszej pamięci szczególnie pozostał obraz z Dnia Wspólnoty na Podhalu, gdzie małżeństwo, które było z nami na oazie, z wielką radością przywitało swoich rodziców będących na innej oazie oraz swoje dzieci uczestniczące w Oazie Nowej Drogi i Nowego Życia. Spotkanie trzech pokoleń uczestniczących w czterech oazach było pięknych doświadczeniem nie tylko dla nich, ale dla wszystkich, którzy na nich patrzyli. Bez wątpienia genialna była myśl ks. Blachnickiego, który w jednym Ruchu zjednoczył dzieci, młodzież, dorosłych żyjących indywidualnie, rodziny, ludzi różnych stanów, osoby życia konsekrowanego. 

Teraz zapraszamy Monikę i Jarka, małżonków z diecezji radomskiej wraz z synem Piotrem, którzy z jednej strony realizują na co dzień katechumenat rodzinny a z drugiej udało im się podprowadzić swoje dzieci pod formację Ruchu.

Jarek: Mamy pięcioro dzieci. Z nami jest najstarszy nasz syn Piotr, ma 22 lata. Marysia ma 20 lat, Ania 18 lat, mamy dwójkę maluchów – Małgosię, która ma 8 lat i Michała, który ma 5 lat. 

Ponieważ oboje wyrośliśmy z oazy młodzieżowej, szukaliśmy wspólnoty. Gdy tylko powstał w naszej okolicy Domowy Kościół – było to po czterech latach naszego małżeństwa – wstąpiliśmy do kręgu i pojechaliśmy na pierwsze rekolekcje. Piotr miał wówczas 4 lata, nasza córka Marysia 2 lata a Ania 7 miesięcy życia płodowego. Od tego czasu jeździliśmy na rekolekcje każdego roku a nawet kilka razy w roku, licząc krótkie rekolekcje. Dzieci bardzo lubiły jeździć z nami na oazy, zawsze się dopytywały, kiedy pojedziemy, gdzie będziemy. Czas wspólnych wakacji był dla nas bardzo ważny.

Monika: Wszystkim, którzy uważali, że wyjazd z dziećmi na rekolekcje jest problemem, mówiliśmy że wręcz przeciwnie. Jest to świetna sprawa, bo my wtedy możemy być blisko Pana Boga, odpocząć, mamy nasze dzieci w pobliżu. My mamy świetne towarzystwo i dzieci mają świetne towarzystwo. Gdy wstępowaliśmy do wspólnoty Domowego Kościoła, chcieliśmy zbliżać się do Pana Boga, trwać przy Nim, ale też mieliśmy nadzieję, że ta wspólnota pomoże nam dobrze wychować nasze dzieci, pokazać im Pana Boga, przekazać im wiarę. Zastanawialiśmy się, co robiliśmy że nasze dzieci są teraz w oazie młodzieżowej i doszliśmy do wniosku, że nie robiliśmy niczego szczególnego, tylko staraliśmy się realizować to, co daje nam Domowy Kościół. Modliliśmy więc za nie, modliliśmy, się rodzinnie, uczyliśmy ich modlitwy osobistej. Dzieci wiedziały, co to dialog małżeński – tłumaczyliśmy im, że rodzice spotykają się Panem Bogiem i ze sobą w takim szczególnym czasie. Dzieci wiedziały, że po dialogu zawsze będzie lepiej – nawet jeśli rodzice są zdenerwowani, to po dialogu zdenerwowani nie będą. 

Myślę, że to wszystko wpłynęło na to, że kiedy zaproponowaliśmy im wyjazdy na rekolekcje młodzieżowe – po czwartej lub po piątej klasie – to bardzo chętnie się na to zgodziły – ponieważ wiedziały, że na rekolekcjach jest fajnie. Ucieszyliśmy się z tego, bo bardzo nam zależało, by przeżywali swoją wiarę w gronie rówieśników. Doceniliśmy to szczególnie, gdy dzieci już były nieco starsze, przyjeżdżały z rekolekcji i opowiadały o swoich doświadczeniach. Widzieliśmy że grono rówieśników ma na nie dobry wpływ. Były sprawy, które przyjmowali od nas, ale były też rzeczy, nad którymi się zastanawiali. Kiedy widzieli potwierdzenie tego u swoich rówieśników, łatwiej je przyjmowali. Zależało nam też, by mieli osobistą relację z Panem Bogiem.

Piotr: Jeżdżenie na oazy była dla nas czymś naturalnym. Zastanawialiśmy się z rodzicami, czy wyjazd na oazy młodzieżowe był naszą inicjatywą czy ich. To stało się wspólnie – gdy człowiek ma już kilkanaście lat, to trudno mu przebywać z dwulatkami pod opieką diakonii wychowawczej, więc świetnie że są oazy młodzieżowe, na które się jeździ ze swoimi rówieśnikami. 

Rodzicom zawdzięczam moje obecne zaangażowanie. Tata zapisał mnie na KAMUZO, bo grałem na gitarze a dowiedział się, że na te rekolekcje jest mało chętnych. Kiedy przyszedł do mnie i o tym powiedział, nie przypuszczałem, że będę sam za kilka lat takie rekolekcje organizował w naszej diecezji. Tak się bowiem stało, że jestem animatorem odpowiedzialnym w Diakonii Muzycznej. 

Wiem, że formacja młodzieżowa kiedyś się skończy, ale wiem, że jest dalsza droga – droga Domowego Kościoła. Mam nadzieję, że naturalnie na tę drogę z moją przyszłą żoną wstąpimy – obserwując rodziców, ich znajomych, obserwując co im daje Ruch Światło-Życie przez Domowy Kościół, widzę że jest to najlepsza droga, która trzyma przy Chrystusie.

Kasia: Dobrą sytuację mają małżeństwa z tych diecezji, gdzie są żywe wspólnoty dzieci Bożych, Oazy Nowej Drogi czy Oazy Nowego Życia. Co zrobić, gdy tego brakuje? Zdajemy sobie także sprawę z tego, że w wielu diecezjach brakuje osób, które byłyby animatorami dla Oazy Dzieci Bożych czy kolejnych etapów formacji, a rodzice z Domowego Kościoła chcieliby, aby ich dzieci od najmłodszych lat formowały się na drodze Ruchu (różnorodność diecezji jest ogromna – od miejsc, gdzie wspólnoty dziecięce i młodzieżowe są liczne, po sytuacje, gdzie ich nie ma). W ostatnich latach zaobserwowaliśmy, że w niektórych diecezjach rodzice z Domowego Kościoła wzięli sprawę w swoje ręce. Poprosimy teraz Malwinę i Marcelego z diecezji toruńskiej, by podzielili się takim doświadczeniem.

Malwina: Oaza Dzieci Bożych w naszej parafii a właściwie diecezji powstała w styczniu ubiegłego roku. Inspiracją do jej powstania był jej brak – nie ma u nas ani Oazy Dzieci Bożych ani oazy młodzieżowej. Mieliśmy dwa wyjścia – narzekać, co robiliśmy przez dłuższy czas, drugie wyjście, na które zdecydowaliśmy się nieco później, to było działanie. Zaczęliśmy wraz z Andżeliką i Jackiem, później dołączyła do nas Kamila.

Marceli: Kamila ma 18 lat, a więc nie jest tak,  że tylko Domowy Kościół tworzy naszą oazę. Mamy dwie grupy, przypuszczamy że od września ich ilość się podwoi. Korzystamy z konspektów ogólnopolskich jak i z konspektów opracowanych wcześniej przez naszego moderatora. Spotkania umilamy animacją, śpiewem, tańcem, filmem – by móc dotrzeć do dzieci i skupić ich uwagę na treściach, które chcemy przekazywać. Widzimy, że w innych parafiach też jest taka potrzeba, chcemy więc przekazywać to doświadczenie.

Malwina: Abp Grzegorz Ryś w swojej książce przytacza słowa św. Augustyna: „By żaden ubogi nie wykręcał się z jałmużny. Daj nie z tego, co ci zbywa, daj nie coś, ale to kim jesteś”. Powoli, małymi krokami staramy się to robić.

Paweł: Prowadzenie grup Oazy Dzieci Bożych przez rodziców jest jakimś rozwiązaniem i bardzo dobrze, że takie inicjatywy się pojawiają. Nie chodzi tu jednak o zastępowanie animatorów Ruchu – bo to jest ich zadanie, ale o wsparcie tych przestrzeni w diecezjach, gdzie tych grup nie ma. Widzimy to jako rozwiązanie zastępcze, oby tymczasowe, bo przecież naturalną sytuacją powinno być to, że animatorem jest osoba trochę starsza od uczestnika, to wynika z samego powołania animatora i wizji, jaką miał ks. Franciszek Blachnicki wobec posługi animatora. 

Naturalną kontynuacją formacji przeżywanej w pojedynkę na drodze Ruchu Światło-Życie powinna być droga formacji przeżywana we dwoje na drodze Domowego Kościoła, gałęzi rodzinnej Ruchu. Czasami rzeczywiście udaje się to od razu – my jesteśmy takim przykładem, że przyjmując życzenia ślubne umawialiśmy się na spotkanie kręgu. Dzieje się tak, gdy młodzi ludzie wiedzą, czym jest Domowy Kościół, bo albo rodzice w nim się formują, albo spotkali małżeństwa na rekolekcjach (np. podczas spotkania z żywym Kościołem na oazie III stopnia, czy przeżywając wspólnie III stopień), albo spotkali małżeństwa na rejonowych czy diecezjalnych Dniach Wspólnoty. Czasami to wkraczanie na wspólną drogę formacji trwa nieco dłużej – przyczyny bywają różne. Czasami komuś po formacji podstawowej Ruchu, może z dużym zaangażowaniem w diakonie, trudno na nowo być uczestnikiem rekolekcji I stopnia. Z własnego doświadczenia możemy powiedzieć, że dla nas pierwsza w małżeństwie przeżyta oaza np. II stopnia była siódmą oazą tego stopnia – wcześniej uczestniczyliśmy w tych rekolekcjach osobno, wielokrotnie także jako animatorzy i nie mamy wątpliwości, że to wspólne przeżycie oazy 15-dniowej razem jako małżeństwo było zupełnie inną, nową ważną rzeczywistością. 

Chcemy teraz zaprosić Bartosza i Anię z diecezji częstochowskiej.

Bartek: Jesteśmy 8 lat małżeństwem a 7 lat w Domowym Kościele. Ta różnica jest bardzo ważna.

Ania: Oboje byliśmy w oazie młodzieżowej, tam wzrastaliśmy, byliśmy animatorami. Gdy się zaręczyliśmy, dla mnie było oczywiste, że będziemy w Domowym Kościele. Bardzo się na to cieszyłam. Chciałam, abyśmy razem jeździli na rekolekcje dla małżeństw i bardzo na to czekałam. Jednak jeśli chodzi o mojego męża, to było to troszeczkę inaczej.

Bartek: Po pełnej formacji młodzieżowej miałem spory opór przed tym, żeby przejść do Domowego Kościoła, stąd ten rok po ślubie. Nie chciałem wejść do kręgu, szukałem różnych innych wspólnot dorosłych, takiego miejsca, które byłoby dla nas. Domowy Kościół zawsze wydawał mi się odległy. Spotykałem ludzi z Domowego Kościoła tylko co kwartał na Dniu Wspólnoty, bardzo rzadko, nie było ich zbyt dużo w mojej formacji młodzieżowej. 

Jednak kiedyś pewne małżeństwo mówiąc, że będą pilotować krąg zaproponowało: „Może byście sprawdzili”. „Co mi szkodzi, spróbuję” –odpowiedziałem. Wiedziałem, że zależy na tym żonie, jednak zdecydowałem się  spróbować dlatego, że to było małżeństwo, które przez lata odkąd pamiętam pojawiało się zawsze podczas naszej formacji oazowej na I, II, III stopniu, przeżywało z nami Triduum Paschalne w formie rekolekcji, zapraszało nas do siebie do domu. Znałem ich, więc powiedziałem: „Jak wy będziecie pilotować, to przyjdę”. U mnie jest tak, że Pan Bóg pociąga mnie ludzkimi więzami – zawsze tak się to odbywało. Istotne było też to, że wcześniej, gdy jeszcze jako młodzież posługiwaliśmy w Diakonii Ewangelizacji, to obok studentów i kapłana były tam dwa małżeństwa, w tym obecna para diecezjalna. Dzięki temu oni stali się nam bliscy. Gdyby nie było ich w diakonii i gdyby ta konkretna para nie przyszła do nas, pewnie bym się nie zdecydował na uczestnictwo w kręgu.

Kasia: Ufamy, że dzięki tym trzem świadectwo można zobaczyć, iż temat „Młodzi w Kościele” jest ważny dla nas wszystkich – dla młodzieży (którą zapraszamy do Domowego Kościoła), dla rodzin, które poprzez katechumenat rodzinny tworzą środowiska wiary dla swoich dzieci; dla dorosłych, kapłanów, osób życia konsekrowanego – by wspierały rodziny na drodze formacji ich dzieci (szczególnie na drodze formacji Ruchu). My, trwający w Ruchu, jak ufamy, od Chrystusa nie odejdziemy, ale bez naszego, często okupionego wysiłkiem i wyrzeczeniem działania, może kiedyś zabraknąć młodych w Kościele, a tym samym w Domowym Kościele.