Kościół synodalny

(238 -styczeń -marzec2022)

Zanudzony w klerykalizm

ks. Mariusz Pohl

Kle¬rykalizm, czyli głębokie i powszechne przekonanie o wyjątkowości i wyższości „rodzaju duchownego” wysysa się z mlekiem matki i utwierdza w całym procesie wychowania

Źródła klerykalizmu

W jaki sposób ukształtował się jednak ten system, w którym księża, duchowni, ale też zakonnice, są bezspornie uznawani za jakąś wyższą kastę? Przyczyn jest wiele i istnieją one od tysięcy lat. We wszystkich starożytnych kulturach kasta kapłańska zawsze była uznawana za nadzwyczajną. Był to jeden z istotnych filarów systemów społecznych Egiptu, Mezopotamii, Grecji, Rzymu i wielu innych. Można by to nazwać teokracją, rządami w imieniu bóstwa. Po ilustracje warto sięgnąć do „Faraona” Bolesława Prusa. Potem bliskie związki władzy duchownej i świeckiej w Cesarstwie Rzymskim od Konstantyna i w Bizancjum; potem wieki średnie z brachium saeculare, inkwizycją, prymasem interrexem i godnościami senatorskimi dla biskupów, bogate uposażenie klasztorów i majątki biskupie – to wszystko umacniało władzę duchowieństwa i gwarantowało im pozycję bynajmniej nie sług, lecz panów. Tego właśnie najbardziej obawiał się Chrystus. I nie bez powodu.

W chrześcijaństwie po raz pierwszy dostrzegamy ślady klerykalizmu w postawie Jakuba i Jana, którzy ubiegali się o uprzywilejowane miejsca w królestwie Bożym, tuż przy Jezusie. Jezus udzielił im wtedy najważniejszej chyba lekcji dotyczącej Kościoła: „Nie tak będzie u was”. Wy macie dążyć do wielkości poprzez służbę, a nie przywileje. A wielkość rozumieć jako uniżenie, a nie pierwszeństwo. W duchu macie się stawać niewolnikami, a nie panami. 

Ale ta skłonność do rządzenia jest w człowieku głęboko zakorzeniona: pamiętamy jak ten sam Jan z Jakubem chciał zabronić uzdrawiania w imię Jezusa, by chronić swój monopol i pozycję; jak potem chcieli rzucać klątwę i „nauczyć rozumu”  niegościnnych Samarytan, którzy nie docenili ich wyjątkowej godności. Być blisko przy Jezusie, widzieć przejawy Jego mocy, a nawet z niej korzystać – to dawało im poczucie wyjątkowości, a stąd już jeden krok do pychy i związanej z nią władzy. A jeszcze chęć łatwego zarobku i zysku: co otrzymamy? – pyta św. Piotr. 

To są źródła klerykalizmu: bezpośrednie powoływanie się na Boga dla własnych korzyści – ciężki grzech przeciw drugiemu przykazaniu Dekalogu. Każde inne kryterium wielkości – pieniądze, uzdolnienia, pozycja społeczna – podlega prawom konkurencji i może przegrać. Bóg jest bezkonkurencyjny, a Jego autorytet i pozycja absolutna. Kto chce więc władzy absolutnej, musi się „podpiąć” i powołać na Boga. Ale to miecz obosieczny: gdy ktoś inny zechce tę władzę obalić, musi najpierw pokonać i pozbyć się Boga – oto zatrute źródło ateizmu i antyklerykalizmu. 

Odgórnie i oddolnie

Klerykalizm jest budowany i umacniany odgórnie i oddolnie. Odgórnie – poczynając od Watykanu. Każda funkcja w Kurii Rzymskiej musiała się wiązać z „awansem” i konsekracją na arcybiskupa czy kardynała, aby funkcji nadać nadprzyrodzoną, sakramentalną legitymizację i „moc z wysoka”. Dopiero Franciszek odstąpił od tego zwyczaju. Na poziomie diecezji odbywa się to przez system awansów, nadawania tytułów, godności kościelnych i przynależności do kapituł, z którymi wiążą się wyszukane stroje, dystynktoria, przywileje, rytuały oraz obsadzanie na „lepszych” parafiach. Oczywiście najpierw ambitny ksiądz musi sobie na to zasłużyć odpowiednią służalczością wobec ordynariusza. Ale najpowszechniejszy jest klerykalizm w parafiach, gdzie proboszcz buduje i dba o swoją pozycję wobec świeckich, odwołując się najczęściej do niepodważalnego autorytetu Boga i sakramentalnej władzy przypisanej do święceń, a nie do normalnej prawdy i racji czy swojego wysiłku, wkładu i służby. 

Proces takiego kształtowania mentalności klerykalnej zaczyna się już od seminarium duchownego. Pamiętam egzorty (to musiała być właśnie „egzorta”, a nie zwykła konferencja czy wykład) na temat wyjątkowości powołania kapłańskiego. Od samego początku uświadamiano nam, że z chwilą święceń staniemy się innym rodzajem człowieka. Określano to tajemniczym łacińskim zwrotem: „Alter Chrystus” – drugi Chrystus. Ksiądz, zwłaszcza wtedy, gdy sprawował sakramenty, stawał się drugim Chrystusem. Gdy studiowaliśmy konstytucję o liturgii, punkt siódmy: o sposobach obecności Chrystusa w Kościele („w ofierze Mszy świętej w osobie odprawiającego (...) i w sakramentach tak, że gdy ktoś chrzci, sam Chrystus chrzci”) to dodawaliśmy w głupich żartach: „gdy kapłan odpoczywa i doznaje czci, to sam Chrystus odpoczywa i czci doznaje”. Tak rodzi się klerykalizm już w klerykach.

 

To tylko fragment artykułu, całość w drukowanym Wieczerniku.