Nie jestem kukiełką
Anka planowała spędzić Sylwestra w domu ...dopóki nie zadzwonił dzwonek u drzwi.
Tata pomógł mamie założyć płaszcz, a potem odwrócił się do mnie.
- Jesteś pewna, że wszystko będzie w porządku Aniu?
Skinęłam głową.
- Kiedy przyjdzie Kaśka? - Zapytała mama.
Spojrzałam na zegarek.
- Za godzinę. Powiedziała, że najpóźniej o ósmej.
Tata uśmiechnął się do mnie ciepło, choć była też tam odrobina smutku.
- Nie przyjdziemy za późno - powiedział.
- Przecież mamy sylwestra, tato. Powinniście przyjść za późno - roześmiałam się.
- Wrócimy zaraz po północy - powiedziała mam.
Po tych słowach wyszli z domu
Przez ostatnie miesiące rodzice mieli ze mną wiele zmartwień. Nie mogłam ich o to winić. Kiedy Darek zerwał ze mną, straciłam panowanie nad emocjami. Nie mogłam jeść ani spać i stale płakałam. Przez pierwszych kilka dni nie mogłam nawet wstać z łóżka czy rozmawiać ze znajomymi.
Teraz po miesiącu, nie jest dużo lepiej. Widywałam Darka na korytarzu w szkole - na mój widok zawsze odwracał głowę w druga stronę. W takich chwilach pragnęłam umrzeć.
Tak bardzo go kochałam.
Zadzwonił telefon. Podniosłam słuchawkę i opadłam na krzesło.
- Halo?
- Cześć, Anka - usłyszałam głos Kaśki.
- Cześć, co się stało? - zapytałam.
- Och! Anka, zgadnij, kto właśnie do mnie zadzwonił i zaprosił mnie ? Adam Malinowski! Wyobrażasz sobie?
Szczęście Kaśki wywołało we mnie zazdrość i znów zachciało mi się płakać. Ponieważ jednak wszyscy mieli już serdecznie dosyć mojego beczenia, postanowiłam zachować spokój.
- Kiedy z nim wychodzisz?
- Dzisiaj.
- Dzisiaj? - nie mogłam w to uwierzyć. - Kaśka, jak mogłaś przyjąć zaproszenie na sylwestra?
- To nie jego wina, że tak późno mnie zaprosił - odparła Kaśka. - Wyjechał z kumplami i nie było go przez całą przerwę bożonarodzeniową. Właśnie wrócił i postanowił sprawdzić, czy jestem dzisiaj wolna.
Wszystko to wydało mi się sztuczne, lecz nie chciałam wylewać na Kaśkę kubła zimnej wody.
- Pewnie będziecie się dobrze bawili. Dokąd idziecie?
- Na imprezę w domu Marioli. Jedziemy razem z Elka i Tomkiem.
- To brzmi super - powiedziałam z zachwytem.
- Wiem, że miałam spędzić ten wieczór z tobą, Anka, ale zrozum mnie. Proszę.
- Rozumiem - skłamałam - Baw się dobrze.
Powiedziałyśmy sobie cześć i prawie w tym samym momencie , gdy odłożyłam słuchawkę, telefon zadzwonił ponownie. Tym razem była to Elka.
- Dzwonię do ciebie, ponieważ Tomek powiedział, że powinniśmy cię zaprosić, żebyś razem z nami pojechała do Mariolki. On wie, że Darka tam nie będzie, ponieważ Joaśka właśnie powiedziała, że z nim nie przyjdzie. Ma grypę. Tomek mówi, że będą też inne osoby solo. Chcesz jechać z nami?
- Dziękuję, ale nie - powiedziałam.
- Tomek mówi, ze nie powinnaś siedzieć sama w taki wieczór.
Problem w rozmawianiu z Elką polegał na tym, że co chwila mówiła Tomek.
- Słuchaj, dziękuje za propozycję, ale naprawdę, dobrze się bawię.
- Jesteś pewna?
- Tak, jestem pewna. Czy założysz swój nowy sweter?
- Nie, Tomek stwierdził, że nie lubi mnie w niebieskim. Prawda, że szkoda? Połowa moich ciuchów jest niebieska, a teraz nie mogę ich nosić.
- Daj spokój, jakoś sobie poradzisz - odparłam. - Baw się dobrze i zadzwoń do mnie jutro.
- Zadzwonię. Cześć.
Gdy Elka się rozłączyła, usiadłam i przez chwilę słuchałam sygnału. Po chwili odłożyłam słuchawkę i spojrzałam na kotkę, która łasiła się do stóp.
- Przykro mi, Rozamundo - powiedziałam podnosząc ją i kładąc na kolanach. Zaczęła mruczeć.
- Rozamundo, my, dziewczyny, jesteśmy naprawdę godne współczucia - powiedziałam. - Czy wiesz o tym? Kaśka tak się napaliła, żeby wyjść z Adamem, że przyjmuje propozycje z ostatniej chwili - beznadziejne. A Elka pozwala, żeby Tomek mówił jej dokładnie, co może robić, a czego nie może robić i dokąd pójdą. On podejmuje wszystkie decyzje.
Lecz kim ja jestem, żeby tak mówić?, westchnęłam. Kiedy chodziłam z Darkiem, nie pozwalał mi używać cieni do powiek. Kontrolował moja wagę i dostawał ataku furii, gdy płakałam na filmach. Tak właśnie było. I gdyby w tej chwili zadzwonił i poprosił, żebym z nim poszła, na pewno bym się zgodziła. Kaśka, Elka i ja jesteśmy jak kukiełki , a chłopacy pociągają za sznurki. (...)
Usłyszałam dzwonek u drzwi. Kaśka? Pomyślałam.
Ale gdy otworzyłam drzwi, to nie Kaśka stała progu. To był Darek!
Moje serce zaczęło bić jak szalone.
- Cześć - powiedział.
- Cześć.
- Mogę wejść?
- Jasne.
Wszedł do środka zdecydowanym krokiem, zdjął kurtkę i rzucił ja na szafkę. Następnie odwrócił się i spojrzał na mnie tak jak zwykle - z głową lekko przechyloną na bok i lekko rozchylonymi wargami. Jego spojrzenie było pełne miłości.
- Popełniłem błąd, Anka. Myślałem, że chcę się spotykać z inną dziewczyną, ale myliłem się. Bardzo mi ciebie brakuje.
Przyciągnął mnie do siebie i pocałował w usta. Całował moje zaczerwienione oczy i łzy, które spływały mi po policzkach.
- Tomek powiedział mi, że twoi rodzice wyszli na przyjęcie.
- Tak - odpowiedziałam - poszli na sylwestra.
Pocałował mnie znowu, a ja pomyślałam, że za chwilę wybuchnę ze szczęścia.
- Chcę, żebyś do mnie wróciła - wyszeptał.
Z moich oczu znowu popłynęły łzy, lecz tym razem łzy radości.
- Nie płacz - powiedział cicho - wszystko w porządku. Kocham cię.
Kolejny pocałunek. Och! Jak ja go kochałam!
- Chodźmy do twojego pokoju - powiedział.
Zamurowało mnie. - Wiesz, że nie możemy tego zrobić. To nie jest dla nas.
Potrząsnął głową. - Nie dla nas? Już nigdy się nie rozstaniemy. Nasza miłość przetrwa wszystkie burze, a to oznacza, że możemy cieszyć się teraz naszą miłością.
Jego słowa roztapiały mi serce. Poczułam dobrze znane pragnienie, któremu się opierałam, gdy ze sobą chodziliśmy i przypomniałam sobie dawne pokusy. Wtedy je pokonałam. Lecz teraz musiałam walczyć z nimi od nowa.
- Może pójdziemy do Mariolki? - zaproponowałam.
Darek spojrzał w sufit. - Anka, nie pójdziemy do Mariolki i nie stracimy tej wspaniałej okazji. Tego, że jesteśmy sami. Całych czterech godzin, które możemy spędzić ze sobą sam na sam. Kto wie, kiedy będziemy mieli podobna okazję? (...)
Wziął mnie za rękę i zaczął prowadzić w stronę mojego pokoju. - Daj spokój, sama wiesz, że tego chcesz. - Czułam, jak coś we mnie zaczynać pękać. Dobry Boże, proszę daj mi siły, żebym zrobiła to, co powinnam.
Nagle zrozumiałam, że powód, dla którego chciałam mu ulec, nie miał nic wspólnego z miłością. Obawiałam się po prostu, że znowu go utracę. Czy on nie chciał mnie po prostu wykorzystać? Wiedział, że tego wieczoru jestem sama. Wiedział jak bardzo pragnę, żeby wrócił. Czy sądził, że zrobię wszystko, żeby do tego doprowadzić?
- Nie zrobimy tego - usłyszałam swój głos.
- Anka, kocham cię, a jeśli i ty naprawdę mnie kochasz ...
Cos wybuchło we mnie.
- Jeśli naprawdę cię kocham? Darek, wszyscy w szkole wiedza, że cię kocham! Łaziłam przez miesiąc z czerwonymi, podkrążonymi oczami. Wszystko się rozleciało. Oceny mam coraz gorsze. Oczywiście, kocham cię, ale nie sądzę, że to jest z twojej strony w porządku, wracać tak do mojego życia i oczekiwać , że...
Znowu przytulił mnie. - Nie widzisz tego, maleńka? Ta noc właśnie po to stworzona. Wszystko się doskonale składa. Czy ty poważnie myślisz o powrocie, czy nie?
- Chciałabym, ale...
- Idziemy do twojego pokoju, Anka ? Tak, czy nie?
- Nie - powiedziałam tak cicho, że ledwie mogłam dosłyszeć swój głos.
- W takim razie idę.
Skinęłam głową. On pokiwał zdumiony. - Nie mogę uwierzyć. - odwrócił się na pięcie i poszedł w stronę drzwi. Po kilku sekundach usłyszałam, jak drzwi otwierają się i zamykają. (...)
Stałam jak słup. Usiadłam na podłodze obok Rozamundy.
- Wiesz , kotku, modliłam się o siły, żeby zrobić to, co słuszne, i Bóg mi je dał, ale tak bardzo pragnę, żeby Darek wrócił. (...) Jeśli zacznę z nim chodzić, ponownie stanę się kukiełka w jego rękach. Musze zacząć być sobą. (...)
- Rozamundo, zaczynam być sobą. Jutro pójdę do sklepu i kupię tyle cieni do powiek, ile tylko znajdę! A to, dopiero będzie początek.
"Abecadło miłości", S. Shelleberger i G. Johnson, Vocatio 1997, s. 125
|