In vitro?
Coraz więcej par małżeńskich boryka się z trudnościami z poczęciem dziecka. Jest to zapewne związane z coraz większym skażeniem środowiska, coraz mniejszą odpornością naszych organizmów, ale także z używaniem środków antykoncepcyjnych lub wczesnoporonnych, bądź z przebytą kiedyś aborcją. Niezależnie od przyczyn, często niezawinionych, bezpłodność jest jednym z najtrudniejszych problemów małżonków i bardzo ciężką dla nich próbą.
Gdy przeprowadzone badania specjalistyczne potwierdzą, że w sposób naturalny małżonkowie nie mogą mieć dziecka, będą oni szukać wszelkich możliwych sposobów, by swoje pragnienia zrealizować.
Współczesna nauka wychodzi do owych ludzi z propozycją sztucznego zapłodnienia czyli zapłodnienia pozaustrojowego (popularnie mówiąc in vitro) lub sztucznej inseminacji (przeniesienie do narządów rodnych kobiety spermy wcześniej pobranej od mężczyzny). Wydawać by się mogło, że metody te są wspaniałe i pozwalają definitywnie rozwiązać problem dla wielu małżeństw bezskutecznie oczekujących upragnionego dziecka. Tak też są przedstawiane przez większą część lekarzy ginekologów.
Tymczasem... Kościół definitywnie i jednoznacznie odrzuca wszelkie metody sztucznego zapłodnienia.
Stanowisko Kościoła bardzo często spotyka się z niezrozumieniem. Wielu stwierdza, że ich sytuacja jest wyjątkowa i nie musi słuchać Kościoła, inni stwierdzają, że Kościół z niewiadomych przyczyn dodatkowo zadręcza i tak doświadczonych już przez los małżonków.
Kiedyś w telewizji w jednym z programów ksiądz wyjaśniał zdanie Kościoła na ten temat. Muszę przyznać, że nigdy wcześniej nie słyszałam w środkach masowego przekazu tak jasnego i dogłębnego wytłumaczenia problemu. Na następny dzień przekonałam się jak ludziom potrzebne są tego rodzaju wyjaśnienia. Znajoma z osiedla, o której wiem, że jest praktykującą katoliczką i która bierze sobie do serca nauki Kościoła z wielkim zadowoleniem stwierdziła: "Wiedziałam, że Kościół sprzeciwia się sztucznym metodom zapłodnienia, ale nigdy nie rozumiałam co w tym złego (po prostu nikt nigdy w Kościele nie wyjaśnił jej tego problemu). Teraz, po tym programie nareszcie wiem dlaczego" Notabene, osoba, która jest głęboko zaangażowana w Ruch Światło-Życie, kiedyś powiedziała mi po zetknięciu się w jej rodzinie z tym problemem, że ona nie poddałaby się metodom sztucznego zapłodnienia nie ze względu na naukę Kościoła, ale dlatego, że słyszała o zwiększonym prawdopodobieństwie urodzenia dziecka z wadami.
Dogłębne przestawienie i wyjaśnienie stanowiska Kościoła w tym względzie jest więc na pewno konieczne. Spróbuję to uczynić.
Punktem wyjścia do moralnej oceny technik sztucznego zapłodnienia jest rozważenie wszystkich towarzyszących im okoliczności oraz konsekwencji, jakie z nich płyną w odniesieniu do szacunku należnego ludzkiemu embrionowi.
Sukces zapłodnienia w probówce wymagał niezliczonych zapłodnień i niszczenia ludzkich embrionów. Jeszcze dzisiaj wymaga ono większej ilości owulacji u kobiety. Jeden z lekarzy - specjalistów w dziedzinie zapłodnienia pozaustrojowego z warszawskiej przychodni nOvum w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" z dnia 27-28.11.1998 r. stwierdził, że najlepiej, gdy zostanie pobra-nych od 5 do 15 komórek jajowych! Stymuluje się więc hormonalnie jajniki, pobiera kilka, kilkanaście jaj, zapładnia je i pielęgnuje przez jakiś czas w probówce. Zwykle nie wszystkie przenosi się do narządów rozrodczych kobiety, np. we wspomnianej wyżej przychodni przenosi się dwa najlepsze, najbardziej regularne i zaawansowane w rozwoju zarodki; jeżeli są słabe lub pacjentka jest po czterdziestce wybierane są trzy. Niektóre embriony, określane jako "nadliczbowe", niszczy się lub zamraża. Także niektóre z embrionów przeniesio-nych do narządów rozrodczych kobiety zostają zniszczone ze względów eugenicznych, ekonomicznych lub psychologicznych.
Takie dobrowolne zniszczenie istnień ludzkich lub używanie ich do różnych celów, ze szkodą dla ich integralności i życia, jest sprzeczne z Bożymi przykazaniami. "Od momentu, w którym jajo zostaje zapłodnione, rozpoczyna się nowe życie, które nie jest życiem ojca lub matki, lecz nowej istoty ludzkiej rozwijającej się niezależnie od nich. Nie stałaby się ona nigdy istotą ludzką, jeśliby nią nie była od samego początku. Teza ta, oczywista i zawsze akceptowana, znajduje cenne potwierdzenie we współczesnej genetyce. Wykazała ona, że ta istota żyjąca od pierwszej chwili ma ustalony program tego, czym będzie: człowiekiem, konkretnym człowiekiem o określonych cechach charakterystycznych. Od momentu zapłodnienia rozpoczyna się historia życia ludzkiego, w którym każda z różnych zdolności wymaga czasu dla swego rozwoju i działania" (Kongregacja Nauki Wiary, Deklaracja o przerywaniu ciąży).
Związek między zapłodnieniem w probówce a dobrowolnym usunięciem embrionów ludzkich zachodzi zbyt często. Nie jest bez znaczenia, że w tych działaniach, posiadających cele pozornie przeciwne, życie i śmierć podlegają decyzji człowieka, który w ten sposób czyni sam siebie dawcą życia i śmierci. To lekarz, uczony, nawet jeśli nie jest tego świadomy, zajmuje miejsce Boga, czyni się panem cudzego przeznaczenia, arbitralnie decyduje o tym, który zarodek "nadaje się" do dalszego życia lub ma być skazany na śmierć.
Trzeba jeszcze wyjaśnić jeszcze jeden podstawowy problem, problem godności poczynającego się życia. Pragnienie posiadania dziecka przez małżonków jest czymś naturalnym. Wyraża się w nim powołanie do ojcostwa i macierzyństwa, wpisane w miłość małżeńską. Jednakże małżeństwo nie daje małżonkom prawa do posiadania dziecka, lecz tylko prawo do podejmowania aktów naturalnych, które same przez się służą przekazywaniu życia. Prawo do posiadania dziecka sprzeciwiałoby się jego godności i naturze.
Dziecko nie jest rzeczą, która należy się małżonkom, nie może być ono uważane za własność. Jest raczej darem małżeństwa, i to "największym", najbardziej żywym świadectwem wzajemnego oddania się bezinteresownego rodziców. Z tego tytułu dziecko ma prawo być owocem aktu właściwego miłości małżeńskiej rodziców i jako osoba od momentu swego poczęcia mieć również prawo do szacunku. Nie może być chciane, ani poczęte jako rezultat interwencji technik medycznych i biologicznych, ponieważ oznaczałoby to sprowadzenie go do poziomu przedmiotu technologii naukowej. Nikt nie może uzależniać przyjścia na świat dziecka od skuteczności technicznej, ocenianej według parametrów kontroli i panowania.
Szczególnie przy zapłodnieniu w probówce wszystko dokonuje się poza ciałem małżonków, za pośrednictwem osób trzecich, od których kompetencji i działań zależy powodzenie zabiegu. Oddaje się więc życie i tożsamość embrionów w ręce lekarzy i biologów, wprowadza panowanie techniki nad pochodzeniem i przeznaczeniem osoby ludzkiej. Tego rodzaju panowanie samo w sobie sprzeciwia się godności i równości, które winny być uznawane zarówno w rodzicach, jak i dzieciach. Będąc wynikiem działań technicznych zapłodnienie takie, choć dokonuje się w kontekście istniejących faktycznie stosunków małżeńskich, jest pozbawione właściwej sobie doskonałości, jest niegodziwe i sprzeczne z godnością rodzicielstwa oraz zjednoczenia małżonków, nawet jeśli uczyniłoby się wszystko, by zapobiec śmierci embrionu ludzkiego. Pomijając sposób pobierania nasienia (moralna dopuszczalność stosowanych metod) sztuczna inseminacja jest również uznana za moralnie niedopuszczalną, ponieważ tak jak i zapłodnienie w probówce zastępuje akt małżeński.
Celowo nie poruszam sprawy sztucznego zapłodnienie heterologicznego, czyli uzyskania w sposób sztuczny poczęcia ludzkiego przez połączenie gamet (komórek jajowych i plemników), z których przynajmniej jedna pochodzi od dawcy nie będącego współmałżonkiem. Zapłodnienie heterologiczne jest bowiem cudzołóstwem niezależnie od tego czy jest ono naturalne czy sztuczne.
Macierzyństwo zastępcze (czyli noszenie w ciąży genetycznie całkowicie lub w połowie nie swojego dziecka) jest niedopuszczalne z tych samych względów co zapłodnienie heterologiczne, ponieważ sprzeciwia się jedności małżeństwa i godności prokreacji osoby ludzkiej. Jest obiektywnie niepełne wobec obowiązków wynikających z miłości macierzyńskiej, wierności małżeńskiej i odpowiedzialnego macierzyństwa. Obraża ono godność i prawo dziecka do poczęcia się, do okresu ciąży i wychowania przez własnych rodziców oraz, ze szkodą dla rodzin, wprowadza podział między czynnikami fizycznymi, psychicznymi i moralnymi, które je konstytuują.
Bezpłodność jest bardzo ciężką próbą dla małżonków. Każde najmniejsze "światełko na horyzoncie", każda nowinka medyczna powoduje euforię i nadzieję, że być może teraz doczekają się upragnionego dzieciątka. Ale nie powinni mimo wszystko zapominać, że - jak ujął to Jan Paweł II w "Evangelium vitae" - "Człowiek nie jest absolutnym władcą i samowolnym sędzią rzeczy, a tym bardziej życia, ale jest sługą planu ustalonego przez Stwórcę i na tym polega jego niezrównana wielkość". Myślę też, że ważne będą dla nich słowa Ojca Świętego z "Familiaris consortio": "Także wówczas, kiedy zrodzenie potomstwa nie jest możliwe, życie małżeńskie nie traci z tego powodu swojej wartości. Niepłodność fizyczna może bowiem dostarczyć małżonkom sposobności do innej, ważnej służby na rzecz życia osoby ludzkiej, jak na przykład adopcja, różne formy pracy wychowawczej, niesienie pomocy innym rodzinom czy dzieciom ubogim lub upośledzonym".
Danuta Dymaczewska
|
|
|
|
|