Wieczernik
domowy

Maska

- Wszyscy naokoło mówili o mnie "ależ ty dużo pracujesz!" - opowiadał Andrzej, nasz rosyjski przyjaciel. - Rzeczywiście byłem bardzo pochłonięty tym, co robiłem, miałem bardzo mało czasu dla siebie, dla domu. W związku z tym było bardzo dużo napięć między mną, a Mariną. Ale ta praca.... to była moja maska. Ja w ten sposób uciekałem przed samym sobą, od moich problemów wewnętrznych, tego niepokoju, który później miał zaowocować nawróceniem. Poprzez nadmierną pracę odgradzałem się także od spraw codziennych. Nie robiłem rzeczy "prostych" w domu, chciałem zajmować się tylko wielkimi. Później uświadomiłem sobie, że za tą maską kryło się zupełnie zwyczajnie... lenistwo. Lenistwo duchowe i niechęć do obowiązków domowych. Kiedy sobie to uświadomiłem, to życie stało się dużo prostsze, lżejsze. Żeby uwolnić się od tego przymusu pracy, zmieniłem pracę i miałem więcej czasu dla domu i dla syna.

Czasem wchodzimy w małżeństwo już nastawieni do noszenia masek. - Sięgając pamięcią wstecz do czasów narzeczeńskich - wracam znów do korespondencji porekolekcyjnej - przypominam sobie rady i różne stwierdzenia dotyczące życia małżeńskiego, jakie udzielały mi doświadczone, znajome mężatki: "Nie okazuj mężowi swojej ustępliwości względem niego", "Nie okazuj, jak mocno go kochasz", "Udawaj zmęczenie, słabość aby on przejmował obowiązki za ciebie" "najlepiej niech sam sobie pierze i gotuje lub niech chodzi do stołówki", "dbaj o swoje prawa do swobody osobistej, a już w żadnym wypadku nie spowiadaj się mężowi ze swoich tajemnic."

Wysłuchiwałam ich zawsze do końca. Wewnętrznie czułam, że nie zgadzam się z ich radami i poglądami, i z całą pewnością nie będę ich realizować w swoim życiu. Znałam wiele małżeństw i miałam możliwość widzieć ich kłótnie i licytacje: kto lepszy, kto mądrzejszy. Widziałam ich kpiny, pogardę i złość zmieszaną z uczuciem nienawiści. Znałam również i takie małżeństwa, które wprawdzie zachowywały zewnętrzny spokój i pozory szczęścia, ale z ich postaw życiowych wnioskowałam, jak trudno jest im być ze sobą razem.

Na moje pytanie: "Gdzie miłość wasza?" - w odpowiedzi było machnięcie ręką, zażenowany uśmiech i słowa: "Zapomnij o miłości, ona jest tylko przed ślubem, później jest szara rzeczywistość, przekonasz się sama".

Buntowałam się po takich słowach. Wiedziałam, że ja muszę zrobić wszystko, aby w moim małżeństwie było inaczej Wbrew wszystkim radom, jakich mi udzielano, postanowiłam postępować tak, jak mi dyktowało serce i uczciwość

Myślę, że niedopuszczenie do założenia maski "zmęczonej", nieuleganie wielu innym stereotypom zachowań w małżeństwie, stało się jednym z czynników szczęścia małżeństwa naszych przyjaciół. Ale nie zawsze tak się dzieje.

W pierwszych latach naszego małżeństwa, kiedy chciałam koniecznie postawić na swoim - przyznała kiedyś Melania - zakładałam maskę takiej nieszczęśliwej żony, która jest całkowicie uzależniona od męża . Kiedy mi na czymś bardzo zależało, a mąż się sprzeciwiał, wybuchałam płaczem. Wiedziałam, że mąż jest czuły na łzy, że zaraz w nim coś zmięknie, że się wzruszy i ustąpi. Tak było w sprawach urządzania mieszkania, planach wakacyjnych, różnych codziennych decyzjach. Była w tym z jednej strony maska, ale także manipulacja. Tak naprawdę, to dumna byłam ze swojego męża, z jego pozycji zawodowej społecznej. Minęło dużo czasu, zanim uświadomiłam sobie, że źródłem, a zarazem konsekwencją tej maski był mój egoizm i brak poczucia własnej wartości.

- Rzeczywiście bardzo przeżywałam łzy Melanii - dopowiedział jej mąż - i to wywoływało we mnie poczucie winy, bo zdawało mi się, że niepotrzebnie się upieram. Równocześnie rezygnowałem ze swoich pomysłów, które wydawały mi się słuszne. Zdawało mi się jednak, że ustępując Melanii okazuję swoją słabość, więc na innych frontach zakładałem maskę takiego silnego, wszystkowiedzącego, mającego wyrobione zdanie o wszystkim. A tak naprawdę to czułem się słaby. Ogarniał mnie lęk przed każdą poważniejszą decyzją. Żyłem w związku z tym w napięciu. Dopiero, kiedy przestałem ukrywać swoją słabość i niepewność poczułem się "normalniej".

Żeby naprawdę spotkać się z drugim człowiekiem, trzeba umieć najpierw spotkać się z samym sobą. Tym co zakłóca moje relacje z innymi ludźmi są niezwykle często moje własne maski.

Maska to moja druga natura, to pozór, barwa ochronna, którą zakładam, żeby pokazać się innym niż jestem naprawdę. Uważam się za kogoś mało wartościowego, pełnego wad i ułomności, i chcę się przedstawić w innym, lepszym świetle. Boję się, że prawda o mnie samym może mi zaszkodzić, utrudnić życie. Czasem zakłada się maski w celu osiągnięcia zupełnie przyziemnych, doraźnych korzyści. Dla niejednego człowieka najtrudniejszą osobą, z którą styka się na codzień, jest właśnie on sam. Zakłada maski przed samym sobą. Zakłada maski przed Bogiem.

Jest sprawą zupełnie oczywistą, że jeżeli ja zakładam maskę, to bardzo często spotkani przeze mnie ludzie także je wkładają. Spotykamy się nie my, tacy jacy jesteśmy naprawdę, nie nasze osoby, ale maski. Czyż kontakty pomiędzy owymi maskami mogą być rzeczywiście oparte na zaufaniu? Czy może dojść do prawdziwego spotkania?

Istnieje ogromna różnorodność masek zakładanych na różne okazje. Jest maska kpiarza, wesołka, maska bardzo poważnego człowieka wiecznie zajętego czymś szalenie poważnym, maska człowieka "światowego", mającego gotową odpowiedź na wszystko i gotowy komentarz do wszystkich najbardziej skomplikowanych zjawisk społecznych i wydarzeń politycznych. Istnieją też maski w tych najbardziej delikatnych, intymnych relacjach międzyludzkich i one są przyczyną wielu życiowych pomyłek i dramatów.

Jakże często chłopak wmawia dziewczynie, że ją kocha, szepcze jej do ucha czułe słowa, zachowuje się wobec niej z wyszukaną uprzejmością, przyjmuje maskę supermena, by pokazać się takim jakiego ona zdaje się oczekiwać, a w gruncie rzeczy chce po prostu wykorzystać ją seksualnie. Dziewczyna zaś godzi się na to, bo nie chce go utracić, bo chce pokazać przed koleżankami, że jest "nowoczesna" i że ma chłopaka itd.

Jakże często wydaje nam się, że to co jest w nas, jest małowartościowe, że tracimy w oczach innych, jeżeli ujawnimy nasze wnętrze. Żeby zyskać w ich oczach, żeby im się przypodobać, wkładamy maski. Nie zdajemy sobie często sprawy z tego, że tracimy w ten sposób to, co jest w nas najcenniejsze, najbardziej wartościowe, choć może ukryte gdzieś w głębi na dnie i nie rozpoznane jeszcze do końca, lub już przykryte maską. Długotrwałe chodzenie w masce powoduje, że zaczynamy wierzyć, że jesteśmy osobą, którą gramy. z czasem wolimy już nie zaglądać do naszego wnętrza. Boimy się, że spotkanie z samym sobą może okazać się niebezpieczne.

Ktoś z naszych przyjaciół zaatakował kiedyś propozycję przyjrzenia się sobie w prawdzie opowiadając taką dykteryjkę: Dziecko bardzo chciało wiedzieć, co jest w środku jego ukochanej lalki. Rozpruło ją. A że dykteryjka była sprzed lat kilkudziesięciu, kiedy to lalki wypychano trocinami, więc posypały się one z owej rozprutej lalki. Dziecko było rozczarowane. I choć mama napchała trociny z powrotem do środka, a dziurę zaszyła, to lalka nie była już ani tak piękna, ani tak kochana, bo ujawniła swoje bardzo nieciekawe wnętrze.

Dykteryjka o lalce ujawnia źródło naszych masek i pozorów. Boimy się, że są w nas trociny, że jesteśmy bezwartościowi i że powinniśmy do swojego wnętrza zaglądać, bo może się to okazać niebezpieczne. Druga sprawa, to właśnie traktowanie siebie, a nieraz i drugiego człowieka, zwłaszcza tego, z którym dzieli się życie, jak i lalkę. Tymczasem zdjęcie maski, szczególnie przed samym sobą, stanięcie przed sobą w prawdzie, jest jakby biblijnym wędrowaniem do początku, do siebie takiego, jakim ukształtował mnie Bóg, jakim mnie stworzył obdarzając swoimi "talentami", darami, możliwościami. To ja, stykając się z ludźmi, nie wierząc trochę samemu sobie, nie próbując rozpoznać w sobie owych darów, zacieram i zamazuję prawdziwy obraz mnie samego, stworzonego na obraz i podobieństwo Boże.

Mówiąc o maskach warto rozróżnić maski od ról. Maską jest sposób zachowania przybrany dla własnej wygody, lub w celu osiągnięcia własnych egocentrycznych korzyści. Maską nie jest sposób zachowania przyjęty dla dobra drugiego człowieka, z miłości do niego. Aktor grający na scenie teatralnej rolę w jakiejś komedii, wczuwając się w swoją rolę nie może ujawnić przed widownią trudności jakie przeżywa aktualnie w życiu rodzinnym. Na pewno nie byłoby dobrze, gdyby na przykład uczniowie odczytywali wszystkie stany emocjonalne swoich nauczycieli. Czasem właśnie miłość do uczniów, chęć jak najlepszego przekazania im wiedzy, wytworzenia na ile się da ciepłej atmosfery w klasie, wymaga od nauczyciela pewnego rodzaju "maski". Nie można jednak wkładać jej przed samym sobą. Nie warto wkładać jej w relacjach rodzinnych.

Trudno o dokonanie rozpoznania masek bez miłości w ujęciu ewangelicznym. zresztą przed Panem Bogiem także żyjemy często w maskach. Może to być rodzaj czapki-niewidki z bajek dla dzieci. Zakładając ją zdaje nam się, że Pan Bóg nas nie widzi. Albo sądzimy, że kilka pobożnościowych gestów i niedzielna Msza święta - to wystarczy . A stają się one czasem maską pokrywającą duchowe lenistwo

Punktem wyjścia wszystkich relacji jest prawda. Przede wszystkim prawda o sobie, ale przyjmowana w duchu miłości Boga do nie każdego z nas. On nam dodaje odwagi do takiego spojrzenia na siebie w duchu miłości. Przecież sam powiedział, że mamy miłować bliźniego swego jak siebie samego. Wzywa nas do nieustannego życia w prawdzie wobec siebie także słowami Izajasza: Nie lękaj się, bo cię wykupiłem, wezwałem po imieniu, tyś moim. Gdy pójdziesz przez wody, ja będę z tobą i gdy przez rzeki, nie zatopią ciebie. Gdy pójdziesz przez ogień, nie spalisz się i nie strawi cię płomień. Albowiem ja jestem Jahwe, twój Bóg, ponieważ drogi jesteś w moich oczach, nabrałeś wartości i ja cię miłuję (Iz 43,2-4).

Pytanie o maski, zachęta do życia w prawdzie wobec siebie samego, jest drogą do odnalezienia więzi z ludźmi i z Bogiem. Z samym sobą - też.

Jerzy Grzybowski

z książki: Małżeństwo wciąż budowane, Kraków-Niepokalanów 1996

Poczatek
Index numerów
Najpiękniejsze wersety
O nas... i do nas...
W szkole animatora
Szkoła modlitwy
Na pogodne wieczory
Wieczernik domowy
Między męzem a żoną
Płodność
Życie seksualne
Życie rodzinne
Wychowanie
Małe dzieci na mszy św.
Wieczernik dla Ciebie
Zasady prenumeraty
Serwis Oazowy