Strategia małżeńska
Wiele osób sądzi, że powodzenie w małżeństwie to w głównej mierze sprawa przypadku. Czyjeś udane małżeństwo przypisuje się szczęśliwemu doborowi towarzysza albo towarzyszki życia, natomiast porażki innych tłumaczy się pechem albo "niedopasowaniem" partnerów. Z pewnością korzystny zbieg okoliczności może niektórym parom coś ułatwić, jednakże powodzenie małżeństwa jest przede wszystkim rezultatem prawidłowej strategii życiowej.
Stawiając pierwsze kroki na "nowej drodze życia", trzeba pamiętać, że ta droga jest szczególnego rodzaju torem przeszkód, który trzeba razem pokonywać. Na tym torze obowiązują pewne reguły, których lekceważenie zmniejsza szansę na sukces. Dlatego te reguły powinny być w centrum uwagi ludzi, którzy marzą o udanym życiu małżeńskim.
Dobry układ małżeński trzeba sobie samemu zbudować. Wszelkie nadzieje, że "jakoś to będzie" albo że "samo się ułoży", są niebezpiecznym złudzeniem. Tak było w czasach, kiedy schematy życia rodzinnego i wzory ról męża i żony określała tradycja. Można było wtedy stosunkowo biernie odtwarzać uznawany model życia małżeńskiego i na ogół wystarczało to do uzyskania poprawnej równowagi między małżonkami. Współcześnie jednak stare wzorce, które tworzyły się w zupełnie innych warunkach, stały się po prostu nieaktualne. Dlatego dzisiejsze małżeństwa muszą układać swoje stosunki wzajemne przede wszystkim na własnych przemyśleniach koncepcji współżycia i wspólnoty rodzinnej. Brak refleksji na ten temat kosztuje dzisiaj bardzo wiele.
Po pierwsze dlatego, że współczesne małżeństwo nie jest związane ze sobą w sposób tak organiczny jak kiedyś i dobre stosunki wzajemne stały się nieodzownym składnikiem małżeńskiej równowagi.
Po drugie współczesna rzeczywistość zewnętrzna nie liczy się z potrzebami życia rodzinnego i dlatego osoby, które bezkrytycznie poddadzą się temu, co dyktuje dzisiejszy świat, nieuchronnie muszą przypłacić to bankructwem w sprawach osobistych. Tak więc przyszłość mają przed sobą te pary, które w bardzo świadomy sposób wezmą udział w grze o własny sukces małżeński.
W tej grze małżonkowie stanowią jakby jedną drużynę, co oznacza, że błąd jednego z nich jest wspólną stratą, ale również dobre "zagranie", niezależnie od tego, kto je wykonał, przynosi korzyść obojgu.
W grach zespołowych silniejszy gracz bierze na siebie ciężar gry i nie inaczej jest w mądrej strategii małżeńskiej. Warto jednak zdawać sobie sprawę, że wszelkie próby porównywania, kto ma większy udział w budowaniu wspólnoty małżeńskiej, nie mają najmniejszego sensu. Po pierwsze dlatego, że jest to nieporównywalne, a po drugie dlatego, że wysiłek ten nigdy nie rozdziela się równo pomiędzy małżonków. Poza tym tego rodzaju próby odmierzania swoich i cudzych zasług na pewno nie służą umacnianiu ducha solidarności małżeństwa.
Właściwa strategia małżeńska nakazuje, aby każdy z małżonków dawał z siebie to, na co go aktualnie stać, nie oglądając się na współmałżonka. Trzeba przy tym wiedzieć, że w małżeństwie zwykle co jakiś czas role się odwracają. W pewnym okresie wkład kobiety może być znacznie większy niż mężczyzny, kiedy indziej zaś może okazać się, że to właśnie na nim spoczywa teraz główny ciężar gry.
Ważne jest, żeby w momencie startu małżonkowie zdawali sobie sprawę z tego, że w rzeczywistości nie znają się wzajemnie. Stwierdzenie to może wywoływać u wielu osób odruch protestu, dlatego spróbujmy to wyjaśnić. Otóż w momencie ślubu młodzi wiedzą o sobie dość dużo, tylko że ta ich wiedza jest mało miarodajna. Bo obraz partnera, jaki wytwarza sobie człowiek w okresie narzeczeństwa, powstaje w szczególnych warunkach. Po pierwsze, obserwator nie jest obiektywny. Jego zaangażowanie osobiste prawie, że "obiekt" swoich uczuć widzi przez różowe okulary, i nie można temu zaradzić. Po drugie, im bardziej rośnie zaangażowanie uczuciowe narzeczonych, tym bardziej wpływa to na ich zachowanie względem siebie. Narzeczeni mają ograniczony czas, który mogą spędzić razem, jest więc rzeczą naturalną, że w tych chwilach starają się specjalnie zadbać o swój wygląd zewnętrzny, mobilizują się także wewnętrznie. A zatem również "obiekt" obserwacji, będąc pod presją uczuć, wygląda i zachowuje się inaczej i nie ma to nic wspólnego z obłudą i zakłamaniem. Po trzecie, czas, który narzeczeni spędzają wspólnie, przeznaczony jest zwykle na odpoczynek, zabawę i rozrywki, a wtedy znacznie łatwiej jest być dla kogoś miłym, łatwiej także o dobry nastrój, takt i nienaganne maniery. Wszystko to sprawia, że obraz partnera, jaki tworzy się w okresie narzeczeństwa, jest zazwyczaj bardzo daleki od realności.
Powstaje więc pytanie, jakie to ma znaczenie dla losów małżeństwa. Otóż dość szybko po ślubie zaczyna się okazywać, ze partner nie jest taki, jakim się go widziało poprzednio. Zmiana obrazu partnera bywa czasami zaskakującą i niezbyt przyjemną niespodzianką. Wówczas, jeżeli człowiek nie był na to przygotowany, łatwo może powstać podejrzenie, że był oszukiwany. Nieoczekiwane odkrycie innego oblicza partnera może więc poderwać zaufanie, a kryzys zaufania stanowi poważne utrudnienie w budowaniu dobrego układu między małżonkami. Prawidłowa strategia małżeńska wymaga więc rozpoczęcia wspólnego życia z nastawieniem na poznawanie partnera. Zamiast być pewnym, że już się dużo o nim wie, daleko lepiej jest być ciekawym, jaki obraz jego osoby wyłoni się w codziennym współżyciu. Nastawienie to pozwala uniknąć niepotrzebnych rozczarowań i przyspiesza prawdziwe poznanie najbliższej osoby. Zwykle łączy się to nie tylko z dostrzeżeniem wcześniej nie zauważanych przywar, ale także z radością odkrywanie tych walorów osobistych partnera, które nie miały okazji ujawnić się w okresie narzeczeńskim.
Stanisław Sławiński
z książki "Ślubuję ci miłość" Warszawa 1994
ciąg dalszy w następnym numerze
|
|
|
|
|