Oaza III stopnia

(157 -kwiecień2008)

Błogosławione dni

Rozmawiamy co roku na te same tematy. Okazuje się, że za każdym razem dowiemy się czegoś zupełnie nowego
Wieczernik: Czy możecie powiedzieć, ile razy byliście na oazie rodzin III stopnia?

Aleksandra Węcka: Sześć razy.

W.: A w jakich miejscach byliście?:

Andrzej Węcki: W Zakopanem, w Bystrej Krakowskiej, w Krakowie, w Przemyślu, we Lwowie. W Zakopanem byliśmy dwa razy. Od pewnego czasu co roku jeździmy na III stopień.

W.: Dlaczego tak chętnie jeździcie akurat na rekolekcje III stopnia?

Andrzej: Po pierwsze staramy się po prostu wypełniać zobowiązanie Domowego Kościoła dotyczące corocznego udziału w rekolekcjach. A dlaczego III stopień? Dla mnie osobiście fascynujące jest połączenie znaku Maryi ze znakiem Piotra. Codzienny wyjazd czy przejście do kościoła stacyjnego i tam odczytywanie znaku Piotra - kontemplowanie początków chrześcijaństwa i rozwoju Kościoła Bożego. Połączenie znaku Piotra ze znakiem Maryi - czyli kontemplacją Różańca najbardziej mnie pociąga w tych rekolekcjach.

Ola: III stopień odbywa się w miejscach, w których znajdują się świątynie znaczące dla Kościoła. Idzie się zgodnie z duchem zaprogramowanym dla III stopnia w Rzymie. Są to w związku z tym najczęściej bardzo piękne, duże miasta. Możemy je poznawać, możemy też poznawać żyjące w nich wspólnoty. Dzięki temu poznajemy, jak wzrastał Kościół - i od strony duchowej i od strony materialnej. Widzimy, jak budowano świątynie, pod jakim wezwaniami, poznajemy świętych, którzy są patronami kościołów, dowiadujemy się jak oddawali życie za wiarę w Chrystusa.

W.: Ale wiem, Olu, że Twoim zamiłowaniem jest historia sztuki. Oazę III stopnia można powiązać z Twoją pasją.

Ola: Nie ukrywam, że jest to też dla mnie bardzo ważne. Mam okazję zobaczyć obiekty architektury sakralnej, takie których nie oglądałabym, bo po prostu nie stać mnie na to, żeby wyjeżdżać na parę dni w różne rejony nie tylko Polski, ale i Europy. Mogę więc oglądać to, co mnie zachwyca. A skoro jestem historykiem sztuki i w związku z tym trochę inaczej patrzę na zabytki, staram się służyć trochę moją wiedzą - w Zakopanem, w Krakowie i we Lwowie, jak tylko była taka potrzeba, dzieliłam się informacjami o kościołach, które odwiedzaliśmy, specjalnie przygotowywałam się do tego.

Andrzej: Może podam konkretny przykład. Gdy byliśmy na rekolekcjach w Krakowie, odwiedziliśmy opactwo w Tyńcu. Tam, dzięki temu, że byliśmy grupą rekolekcyjną, że byliśmy przygotowani do oglądania opactwa, mogliśmy dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy na temat jego rozwoju, zobaczyć Tyniec w taki sposób, jaki jest niedostępny dla przeciętnego turysty.

Ola: Chciałabym dodać jeszcze jedną rzecz. Zwiedzanie zabytków zawsze mnie pasjonowało, ale bardzo wyraźnie chcę powiedzieć że nie bawiłoby mnie w tej chwili wyjechanie na przykład do Lwowa czy do Przemyśla tylko po to, żeby pozwiedzać. Natomiast przeżywanie tego wszystkiego we wspólnocie, oglądanie ale i modlenie się w tych miejscach jest czymś zupełnie innym, czymś niepowtarzalnym. Jeździliśmy nieraz na różnego typu spotkania. I nigdy się nie przeżywało czegoś takiego, jak na oazie. Od drugiego dnia rekolekcji ludzie nieznani sobie zawiązują wspólnotę, tworzy się między nimi bliskość, jedność. Przeżywanie właśnie w tej wspólnocie tych wszystkich cudownych miejsc, w których jesteśmy, jest czymś jedynym. Architektura, która mnie tak zachwyca, rzeźby, obrazy - to wszystko jakoś się we mnie łączy ze wspólnotą. Właśnie we wspólnocie staje się dla mnie takie bliskie, ważne i drogie.

W.: A które z rekolekcji przeżyliście w jakiś szczególny sposób?

Ola: Ja przeżyłam szczególnie Przemyśl. Tam po raz pierwszy miałam okazję poznać nie tylko piękno architektury, rzeźby, malarstwa, zobaczyć obecne w Przemyślu dzieła znakomitych twórców szkoły lwowskiej, ale właśnie tam mogłam poznać również wspólnoty - katolicki Kościół rytu wschodniego i prawosławie. Kontakty z tymi wspólnotami, z ludźmi, którzy je tworzą, pozwoliły oglądać i przeżywać miejsca, w których byliśmy, w zupełnie inny sposób niż przeciętnie każdy wchodzący do kościoła może to zrobić. Uczestniczyliśmy tam we Mszy rytu wschodniego, greckokatolickiego. Przyjęliśmy Komunię w taki sposób, jaki tam jest praktykowany - troszkę inaczej to wygląda niż u nas. To wszystko było wielkim przeżyciem. A i sztuka rzeczywiście jest tam na tak wysokim poziomie, że śmiało można powiedzieć, iż to jest poziom europejski, którego w głębi kraju prawie nie ma. Są tam wręcz książkowe przykłady cudownej architektury, rzeźby, malarstwa. To są miejsca po prostu zachwycające.

Andrzej: Mimo, że na przykład w Krakowie byłem wielokrotnie, nigdy bym nie poznał wielu obiektów sakralnych w taki sposób, jak poznałem dzięki temu, że byłem na rekolekcjach. Podobnie w Przemyślu. Ale szczególnie chcę powiedzieć o tym, co dane nam było przeżyć na rekolekcjach III stopnia we Lwowie. Bo oprócz tego wszystkiego, co powiedzieliśmy, ja osobiście traktuję oazę III stopnia jako pielgrzymkę do - można powiedzieć - narodowego sanktuarium. I to nie z jakichś pobudek czysto nacjonalistycznych. Taka jest część naszego najbliższego świata, że wiele narodów cierpiało tu z różnych powodów i sobie zadawały różne, straszne czasem rany. Poznanie tego przez oazę rekolekcyjną, zbliżenie się do wspólnot religijnych, które tam istnieją (rzymskokatolickich i nie tylko) jest czymś, czego się w naszym kraju nie doświadczy. Taki choćby prosty przykład: byliśmy w sanktuarium Matki Bożej w Przemyślanach. Kościół, który został odzyskany przez rzymskich katolików 10 lat temu. Wspólnota parafialna to jest niecałe 400 osób. Jak człowiek sobie uświadomi, jak ci ludzie są heroiczni - to się inaczej patrzy na to wszystko, z czym się w Polsce spotykamy, na co narzekamy. Ja na przykład uważam, że na wiele, wiele spraw wręcz nie mamy prawa narzekać. Jak się skonfrontuje to, co się tam zobaczyło, co się tam przeżyło z tym, co tu widzimy i na co tu narzekamy - to jest zupełnie inna perspektywa. Życzę każdemu z Domowego Kościoła, żeby mógł przeżyć coś takiego.

W.: Na jakiej zasadzie wybieracie rekolekcje, na które pojedziecie?

Ola: Oglądamy propozycje. Jest ich zwykle dużo i wybieramy to, co nas bardzo interesuje. Lwów był niezwykle atrakcyjnym dla nas  miejscem, podobnie jak Przemyśl. Marzymy o Rzymie Na pewno będzie to jakieś ukoronowanie .

W.: A jak byście zachęcili tych, którzy jeszcze na III stopniu w ogóle nie byli? Wiemy, że rekolekcje III stopnia są najmniej uczęszczanymi rekolekcjami w Domowym Kościele.

Ola: Ja powiem tak: zanim wyjechaliśmy na III stopień, słyszeliśmy, że jest to niezwykle trudna rzecz, że to podobno od świtu do nocy, że wędruje się kilometrami. Tymczasem ja tego nie mogę potwierdzić. Jest jeden wymóg: trzeba mieć samochód. Bo rzeczywiście po terenie się ruszamy, jeździmy.

Andrzej: Ale są osoby, które przyjeżdżają bez samochodu. Teraz np. było 14 czy 15 par, wśród nich 3 pary przyjechały bez samochodu. Tyle, że byli już przedtem umówieni i korzystali z auta kogoś innego.

Ola: Więc absolutnie nie jest to bardziej fatygujące niż jakiekolwiek inne rekolekcje. Absolutnie nie. Bo z kolei odpadają (to musi być tak zorganizowane, że odpadają) prace gospodarcze. W związku z tym jest dużo więcej czasu właśnie na to, żeby pokonać kilometry, pojechać gdzieś, spotkać się i wrócić. Tak samo jak na każdym innym stopniu jest popołudniowa przerwa, czas dla rodziny, jest pogodny wieczór. Mówiono nam też wcześniej, że nie można tam jechać z dziećmi. Jeżdżą rodziny nawet z małymi dziećmi i znakomicie sobie radzą.

Andrzej: Można powiedzieć, że na III stopniu jest trochę inaczej. Trzeba być trochę bardziej w ruchu Na I i II stopniu jest dużo prac gospodarczych, przygotowawczych, ale też cały dzień jest zajęty. Tu jest zajęty trochę inaczej. Po prostu trzeba się ruszyć.

W.: A czym byście zachęcili od strony przeżyć duchowych?

Andrzej: Powtórzę to, co powiedziałem na wstępie To jest połączenie przeżywania tajemnic różańca z uświadomieniem sobie, jaką wspaniałą rzeczą jest Kościół. Rozwój Kościoła, to jest wracanie do początków chrześcijaństwa, kontemplowanie samego rozwoju Kościoła Bożego. I chyba każdy, kto przeżyje chociaż raz taki III stopień, to sobie uświadomi jak wiele mu brakuje z tej wiedzy i ile dzięki takiemu uczestnictwu można zyskać.

Ola: III stopień odpowiada mi również dlatego, że właśnie mamy więcej czasu na wszystkie duchowe sprawy, przeżycia niż na I czy II. Mamy więcej czasu na Namiot Spotkania - bo codziennie jest Namiot Spotkania w kościele - dialog małżeński i rozmowy w małych grupach. Rozmawiamy co roku na te same tematy. Okazuje się, że za każdym razem dowiemy się czegoś zupełnie nowego. I mało - i sami doświadczamy tego czegoś nowego. To są po prostu przeżycia nieporównywalne absolutnie z niczym innym. To są nasze błogosławione dni. Żyjemy tymi dniami długo po rekolekcjach. Z pół roku co najmniej wspominamy i potem już właściwie czekamy na to, co będzie w następnym roku.

W.: To gdzie w tym roku na trzeci stopień?

Ola: Jeszcze właśnie nie wiemy. Ja jeszcze nie znam propozycji. Wiem, gdzie organizuje III stopień nasza diecezja, ale chcę zobaczyć, co w ogóle będzie do dyspozycji.

Andrzej: Nie wiadomo, czy pojedziemy - zobaczymy. Mamy nadzieję, że Bóg da.