ks. Franciszek Blachnicki

(165 -maj -czerwiec2009)

Byłem ministrantem

rozmowa z Ernestem Badułą

Wobec ks. Blachnickiego było głupio nie wywiązać się z obowiązków czy w ogóle postąpić źle

Wieczernik: Ile lat należysz do Ruchu Światło-Życie?

Ernest Badura: Od czterech lat jesteśmy z żoną w Domowym Kościele.

W.: A małżeństwem jesteście od jak dawna?

E.B.: Od 44 lat.

W.: Czy wiedziałeś, kto jest założycielem Ruchu, gdy wchodziliście do kręgu?

E.B.: Nie. I nie wiedzieliśmy tego przez pierwszy okres naszego bycia w kręgu. Po pewnym czasie uczestniczyliśmy w spotkaniu z s. Jadwigą Skudro, które się odbywało w Poznaniu. Mówiła o ks. Blachnickim, wspomniała że był ze Śląska. Przemknęła mi przez głowę wówczas myśl, czy przypadkiem nie jest to mój znajomy ksiądz z dzieciństwa. Ale więcej się nad tym nie zastanawiałem. Później  uczestniczyliśmy w rekolekcjach Domowego Kościoła naszej diecezji, które prowadził ks. Jan Mikulski. Padła tam nazwa mojej rodzinnej miejscowości czyli Łazisk Górnych. Wtedy już wiedziałem na sto procent, że znałem tego księdza, który założył ruch oazowy. Po powrocie do domu zajrzałem do mojego starego albumu ze zdjęciami i na najbliższe spotkanie kręgu przyniosłem zdjęcia z ks. Blachnickim.

W.: Kiedy poznałeś ks. Blachnickiego?

E.B.: Byłem ministrantem w mojej rodzinnej parafii w Łaziskach Górnych. Miałem 10 lat, gdy do tej parafii przyszedł jako wikariusz ks. Blachnicki. Był tam niecałe dwa lata.

W.: Co było w nim takiego, że go zapamiętałeś?

E.B.: Mogę określić go trzema słowami: serdeczność, ciepło i konsekwencja.

W.: Jak pracował z ministrantami?

E.B.: Po pierwsze był perfekcjonistą jeśli chodzi o sprawowanie mszy św. Pracował z ministrantami na zasadzie życzliwego partnerstwa. Wpoił nam, że przy ołtarzu jesteśmy partnerami, ale każdy musiał swoją posługę rzetelnie wykonać. Co sobotę mieliśmy spotkanie i wtedy ks. Blachnicki uczył nas ministrantury po polsku, byśmy nie klepali bezmyślnie po łacinie, co było wówczas powszechne. Trochę uczył nas też samej łaciny - słów, które się przydawały w posłudze.

Na spotkaniach były też omawiane wyniki - kto się spóźnił, kto nie przyszedł, kto narozrabiał. Gdy ktoś podpadł, to musiał przychodzić na określone msze św. - ustaloną ilość w miesiącu - ale przed balaski. Na mszy więc musiał być, ale nie mógł służyć.

Ks. Blachnicki interesował się też naszymi wynikami w szkole. Jeżeli ktoś się kiepsko uczył, przeprowadzał z nim rozmowę. Zdarzało się też, że z tego powodu ktoś musiał odejść - służba nie mogła kolidować z nauką.

W.: Nie było buntów z powodu tych wymagań?

E.B.: Nie. Do ks. Blachnickiego wszyscy chętnie garnęli się do służby. Za jego czasów było około trzydziestu ministrantów, wcześniej zaś chłopcy byli brani wręcz z łapanki.

W.: Nie baliście się jego wymagań przy ołtarzu?

E.B.: Nie było tak, że człowiek się bał, ale wobec ks. Blachnickiego było głupio nie wywiązać się z obowiązków czy w ogóle postąpić źle.

W.: Czy utrzymywaliście kontakty z ks. Blachnickim, gdy odszedł z parafii?

E.B.: Kilku z nas jeździło rowerem do niego do Rydułtów - to nie było daleko. Potem więź się rozluźniła. Ja sam już w szkole średniej uczyłem się w innej miejscowości, mieszkałem w internacie. Na studia poszedłem do Poznania, po studiach tu zostałem.

W.: Czy później nigdy nie słyszałeś o ks. Blachnickim?

E.B.: Nie. Gdy w pierwszych latach przyjeżdżałem do domu z internatu, mówiło się o Krucjacie Wstrzemięźliwości - to było naprawdę głośne dzieło. Ale nie pamiętam, czy wtedy wspominało się o ks. Blachnickim. Później o ruchu oazowym nic nie słyszałem aż do momentu, gdy weszliśmy do niego z żoną.

W.: A przez te wszystkie lata pamiętałeś o ks. Blachnickim czy sobie przypomniałeś o nim dopiero w Ruchu?

E.B.: Pamiętałem. Gdy w jakichś rozmowach mówiono źle o księżach, wspominano jakieś konkretne zaniedbania czy nadużycia, zawsze podawałem przykład, że ja spotkałem prawdziwego księdza z powołania. To był mój żelazny argument w rozmaitych dyskusjach w towarzystwie - że nie wszyscy księża zasługują na krytykę, że są też inni.

W.: Na koniec chciałbym zapytać o Waszą formację. Weszliście do Ruchu cztery lata temu. Jak wygląda Wasza formacja?

E.B.: Byliśmy na oazie I stopnia w Cichowie, ORARze II stopnia w Ciechocinku, oazie II stopnia w Kacwinie, na sesji o pilotowaniu kręgów, teraz jesteśmy zapisani na oazę III stopnia. Od stycznia jesteśmy parą rejonową rejonu Koziegłowy. Gdy dowiedzieliśmy się, że to ruch, który założył ks. Blachnicki, postanowiliśmy się w pełni w niego zaangażować.

rozmawiał Krzysztof Jankowiak