Maryja

(148 -styczeń2007)

z cyklu "W szkole animatora"

Dlaczego chcę być animatorem

Anna Lipska

Będąc na rekolekcjach i odwiedzając różne wspólnoty w parafiach, lubię słuchać co mówią uczestnicy - czym żyją, o czym między sobą rozmawiają, jakie są według nich główne wyrazy dynamiki danej wspólnoty. Nad wyraz często przewijają się tam tematy, związane z byciem animatorem. Zdania rzucone żartem: „Jak będziesz animatorem, to Ci będzie wolno! Uważaj, ona jest animatorką, to Ci pokaże! Animatorom to dobrze...” Pytania: „Kiedy będę mógł być animatorem? Co muszę zrobić, żeby nim być?” Prośby na modlitwie wstawienniczej: „Żebym jak najszybciej został animatorem”. Pytam się wtedy, dlaczego dana osoba tak bardzo pragnie nim być. I najczęściej rozmówca nie umie mi tego powiedzieć, albo spotykam wypowiedzi typu: „Bo animator jest ważny”, „Bo chcę wreszcie prowadzić spotkania”, „Bo mam własny plan na to, jakie piosenki powinniśmy śpiewać i jak będę muzycznym to sam to wszystko zmienię!”. Ogarnia mnie wtedy lekka zgroza. Wygląda na to, że formacja w świadomości niektórych, to zaliczanie stopni, wiodących do awansu na zaszczytną posadkę animatora. A dalej już nic. Animatorstwo jako cel sam w sobie.

A dlaczego, w jakim celu mam prowadzić innych i być dla nich ważnym? Jaki jest sens mojego bycia animatorem? Skąd we mnie to pragnienie? Czy czasem główną intencją nie jest własne samopoczucie, swego rodzaju „kościelna kariera”, zdobycie silnej pozycji w grupie, zyskanie posłuchu i akceptacji, pokazanie się albo dowartościowanie?

Już się nam oklepała teoria, że animator ma przekazywać życie duchowe, być świadectwem, autorytetem, pomocą w drodze, że ma służyć. Zapominamy o tym, co realnie stoi za tymi pięknymi słowami. Czy rzeczywiście tego chcę? Bo jeśli służba, to przede wszystkim trud, przełamywanie siebie, a nie zbieranie zaszczytów. Jeśli pomoc, to wtedy, gdy jestem potrzebny, a nie kiedy „chcę mieć grupę” albo „bo chcę grać na gitarze”. Jeśli świadectwo, to wtedy, gdy mam czym i o Kim świadczyć, a nie kiedy skończyłem formację podstawową i automatycznie „mi się należy”. Co więcej, nie wystarczy być dobrym człowiekiem, żeby prowadzić grupę - trzeba jeszcze umieć współpracować z ludźmi, wypowiedzieć się jasno, nie bać się niewygodnych, nie pasujących do konspektu pytań. Nie wystarczy mieć potrzebę prowadzenia szkoły liturgicznej, trzeba jeszcze mieć jakieś kompetencje, jakąś wiedzę i umiłowanie liturgii. Nie wystarczy „mieć błogosławieństwo animatorskie”, trzeba jeszcze żyć charyzmatami Ruchu, a więc je znać i rozwijać, by wiedzieć dokąd się prowadzi innych. Wiedzieć, że dobry animator to nie ten, który przede wszystkim jest lubiany, ale ten, który jest wierny Bożemu wezwaniu do służby, nawet jeśli jego słowa nie są łatwe i przyjemne dla uczestników. Animator nie jest od tego, żeby był podziwiany i ważny. To Bóg ma być ważny.

Jako jakie osoby widzą nas nasi uczestnicy, co sobą reprezentujemy, skoro głównymi cechami animatora stają się często w ich oczach władza i przywileje? Czy nasze świadectwo nie krzyczy czasem: „Jestem idealny i nigdy nie upadam, więc nie muszę powstawać. Wolno mi praktycznie wszystko! Jestem wśród najważniejszych w tej wspólnocie! Zawsze mam rację i macie się mnie słuchać”? A gdzie wypowiedzi, że chęć bycia animatorem jest tęsknotą za byciem człowiekiem pokory, pokoju, modlitwy, posłuszeństwa, wysiłku i zawierzenia? Gdzie pragnienie wzrastania w dojrzałości i wymagania od siebie coraz więcej? Gdzie radość dawania, owocowania, dzielenia się tym, co sami otrzymaliśmy? Gdzie ukochanie osób powierzonych nam przez Boga, troska o nie aż po ofiarę z siebie? Czy na pytanie o motywację własnego bycia animatorem jesteśmy w stanie odpowiedzieć: „Panie, chcę pokazywać innym Ciebie i Twoją wielkość. Twoje życie we mnie woła o dzielenie się. Moje serce jest pełne miłości i nie wytrzymuje bierności, a wkoło tyle osób, którym jesteś potrzebny - więc oto jestem! Pomóż mi podjąć trud odpowiedzialności za siebie i innych. I niech rośnie Twoja, nie moja chwała”.

Może warto czasem spytać naszych uczestników, czy i dlaczego chcą być animatorami. I na podstawie ich odpowiedzi zrobić sobie porządny rachunek sumienia...