Narodzić się na nowo

(194 -lipiec -sierpień2013)

Etap prenatalny

rozmowa z Maciejem Krulakiem

W naszym Ruchu nie chodzi o to, żebyśmy wychowali animatorów, działaczy, tylko formowali dojrzałych chrześcijan

Wieczernik: „Narodzić się na nowo” to temat nowego roku pracy. My chcemy rozmawiać o katechumenacie. Formacja oazowa to deuterokatechumenat a więc katechumenat dla już ochrzczonych. W jaki sposób temat nowego roku łączy się z katechumenatem?

ks. Maciej Krulak: Katechumenat prowadzi do nowego narodzenia. Katechumenat przygotowuje przecież do sakramentu chrztu. Chrzest jest nowym narodzeniem człowieka. Można powiedzieć, że katechumenat to pewien etap prenatalny – od ewangelizacji, która jest poczęciem, przez czas kształtowania się w łonie Kościoła i wspólnoty do momentu wydania na świat czyli chrztu.

W.: Prenatalny etap w życiu człowieka odgrywa ważną, wręcz kluczową, rolę. Jak to wygląda w katechumenacie?

ks.M.K.: Celem katechumenatu jest kształtowanie dojrzałego chrześcijanina. Dokonuje się to przez zmianę sposobu myślenia. Można powiedzieć, że katechumenat jest zbiorem decyzji człowieka. Ale nie chodzi tylko o same decyzje – istotne jest to, że te decyzje wprowadza się w życie. Mówimy więc o decyzjach, które zmieniają postawy życiowe. To nie jest tak, że tylko jakieś elementy życia stają się nowe. Nowe staje się całe życie. Katechumenat sprawia, że człowiek nie jest już taki sam, jaki był przedtem. 

W.: Czy można więc powiedzieć, że katechumenat sprawia, iż nowe narodzenie dokonuje się naprawdę?

 

ks.M.K.: Jeśli chrześcijaństwo ma dotknąć wszystkich postaw życiowych, to musi nastąpić proces stawania się, dorastania. Sobór Watykański II stwierdził, że w gruncie rzeczy nie da się kształtować chrześcijanina bez katechumenatu.

Słowo, liturgia, wspólnota 

W.: Kiedy można mówić, że formacja ma charakter katechumenalny?

ks.M.K.: Aby formacja była katechumenalna, nie może mieć charakteru intelektualnego przeszkolenia, przekazania wiedzy czy poinformowania, że ktoś w określony sposób powinien postępować, tylko ma prowadzić do zmiany mentalności, nawyków, sposobu myślenia. To oczywiście będzie wymagało czasu. Katechumenat to więc proces długotrwały.

W katechumenacie na pewno muszą być trzy elementy: słowo, liturgia, wspólnota. Słowo pociąga mnie do tego, bym wszedł w osobistą relację z Bogiem. Słowo pociąga ku liturgii. Doświadczenie liturgii jest najbardziej konkretnym spotkaniem z Bogiem. Pierwotny katechumenat opierał się o liturgię. W pewnym momencie dziękowano katechumenom za udział w liturgii, ale to był proces inicjacyjny – poprzez liturgię katechumen szedł coraz dalej, do coraz większych tajemnic. Istotnym elementem katechumenatu są celebracje liturgiczne.

W.: A wspólnota?

ks.M.K.: Nie ma wspólnoty, nie ma rozmowy o katechumenacie. Katechumenat, jak wspomniałem, ma zmienić postawę człowieka. Ale ma to być zmiana kontrolowana i obserwowana. Wspólnota ma pieczę nad tą zmianą, pilnuje, żeby szła ona we właściwym kierunku. Katechumenatu nie da się przeżyć na zasadzie vademecum – przeczytam podręcznik i sobie go realizuję. Nikt nie mówi: powinieneś żyć tak i tak, i zgłoś się do nas, kiedy już będziesz to umiał. Jest prowadzenie przez wspólnotę.

Bardzo istotna jest rola osoby – świadka wiary - obecnie rodzica chrzestnego czy świadka przy bierzmowaniu. W pierwotnym Kościele to był katechista. On prowadził katechumena. I zarazem brał odpowiedzialność. Miał bezpośredni wgląd w rozwój katechumena. To on przychodził do wspólnoty i mówił: „ja widzę ten rozwój” albo „ja nie widzę tego rozwoju”. Musiał być więc wymagający, zarazem wrażliwy, musiał poświęcać czas, ale z drugiej strony musiał być konkretny. Katechumenat ma cały mechanizm kontroli, którym są skrutynia. Stawiane są konkretne wymagania i patrzy się, czy te wymagania są wprowadzane w życie. Dokonywały się one wobec wspólnoty, która rozeznawała, czy dokonuje się postęp na drodze wiary katechumena.

W.:Dlaczego wspólnota jest taka ważna?

ks.M.K.: Bo katechumenat to kształtowanie postaw przez patrzenie na tych, którzy te postawy w swoim życiu już osiągnęli. Jeśli widzimy katechumenat jako coś narzuconego, coś dodatkowego, to się nie dziwmy że ludzie nie żyją w nowy sposób. Dzieje się tak dlatego, że nie mają wzorca. Wspólnota jest środowiskiem życia. Ksiądz Blachnicki pisał, iż katechumenat dokonywał się poprzez to, że katechumen żył z wierzącymi chrześcijanami. Można powiedzieć: był posiany pośród nich i wzrastał wpatrując się w życie ludzi, w autentycznie chrześcijańskie życie. I on widział, że przemiana jest możliwa, że to nie jest jakaś teoria.

W.: Co jest początkiem katechumenatu?

ks.M.K.: Ewangelizacja. Nie ma ewangelizacji, nie ma katechumenatu.

W.: A czym katechumenat się kończy?

ks.M.K.: Mistagogią. 

W.: Czyli?

ks.M.K.: Wtajemniczeniem. Dopiero po chrzcie objawiano świeżo ochrzczonemu chrześcijaninowi praktykę życia kościelnego. Co jest podstawową praktyką życia kościelnego? Służba. Mistagogia czyli wtajemniczenie w życie to jest wtajemniczenie w postawę służebną. 

Można by powiedzieć, że etap katechumenatu to jest etap otrzymywania, a etap mistagogii to jest etap uczenia, jak się tym dzielić. 

W.:Czyli katechumenat na prowadzić do diakonii.

ks.M.K.: Tak to nazywał Ojciec Franciszek. Katechumenat jest kształtowaniem postawy chrześcijańskiej a postawa chrześcijańska to przecież postawa miłości. 

W.:Jeśli więc nie mamy ludzi w diakoniach, jeśli ludzie są w Ruchu latami a nie podejmują diakoni, to znaczy że…

ks.M.K.: Coś nie zadziałało na wcześniejszym etapie.

W.:Nie było prawdziwego deuterokatechumenatu?

ks.M.K.: Albo nie było ewangelizacji, bo na przykład przyszli do wspólnoty, gdy zobaczyli fajnych ludzi, a chcieli znaleźć jakąś grupę wsparcia, towarzyszenia.

W.: Taki motyw może być na początku. 

ks.M.K.: To jest motyw preewangelizacyjny. Ktoś widzi wspólnotę chrześcijańską i mówi: ja też bym tak chciał. Ja też bym chciał mieć takie relacje z moimi rówieśnikami, ze współmałżonkiem. Chciałbym się do was przyłączyć, powiedzcie mi, co powoduje, ze wy tacy jesteście. W tym momencie powinno nastąpić ogłoszenie Ewangelii kończące się pytaniem, czy w takim razie z takich motywów ktoś chciałby stać się członkiem wspólnoty.

W.: Gdy pilotowaliśmy krąg, nie było jeszcze programu do pilotowania, ale zaczęliśmy od ewangelizacji, czterech spotkań, wyświetliliśmy film „Jezus”, było na to dodatkowe spotkanie, było wezwanie do decyzji, była Msza Święta na której można było podjąć decyzję. Po chyba roku jedno z małżeństw się przyznało, że oni właśnie doszli do wniosku, iż właściwie to „wypadałoby się za to porządnie wziąć”. Oni przyszli do wspólnoty, bo nikogo nie znali i chcieli poznać ludzi wierzących i tak naprawdę to na tym im zależało,

ks.M.K.: Ja mam doświadczenie młodych ludzi, którzy po dwóch czy trzech latach formacji mówią: „Tak naprawdę przyszliśmy, bo byli fajni ludzie. Ale dopiero po pewnym czasie zaczęliśmy rozumieć, że ci ludzie są tacy dlatego, że spotkali się z Bogiem. I że swoje życie związali z Bogiem”. Czasami ludzie są na III stopniu i dopiero wtedy zaczynają rozumieć, że to nie chodzi o zaliczenie czegoś, tylko właśnie o ich relację z Bogiem, która rodzi ich do nowej relacji z człowiekiem. Jasno to pokazuje, jaki jest sens katechumenatu. Ale formacja do tego powinna doprowadzać. Jeśli nie prowadzi, jeśli człowiek zostaje na etapie swoich pierwszych motywów, a cel formacji nie został zrealizowany.

Życie z życia

W.: Czy każdy chrześcijanin musi przejść przez katechumenat? Oczywiście nie pytamy o katechumenat w sensie ścisłym, bo ten jest tylko dla przygotowujących się do chrztu, ale o formację o charakterze katechumentalnym – taką choćby jak mamy w naszym Ruchu.

ks.M.K.: Myślę, że tak. Życie rodzi się z życia – jak mówił ks. Blachnicki. Chrześcijaństwo rodzi się z chrześcijaństwa. Z chrześcijaństwa praktycznego, nie chrześcijaństwa teoretycznego. 

Każdy chrześcijanin potrzebuje więc formacji katechumenalnej. Rozmawiałem z przełożonymi w pewnym seminarium duchownym – uświadamiają tam kandydatom, że nie przyszli do seminarium po to, żeby nauczyć się na księdza, tylko żeby wyjść stąd – obojętnie, czy jako ksiądz czy jako świecki człowiek – jako dojrzali chrześcijanie. 

Takiej trzeba nam wizji. W naszym Ruchu nie chodzi o to, żebyśmy wychowali animatorów, działaczy, tylko formowali dojrzałych chrześcijan. Nawet jeśli czyjaś dalsza droga chrześcijańska nie będzie związana z Ruchem Światło-Życie, powinniśmy troszczyć się, żeby z naszej formacji wyszedł jako dojrzały chrześcijanin.

W.:A jeśli ktoś wzrasta w rodzinie prawdziwie chrześcijańskiej. Takiej oazowej. Czy jemu też jest katechumenat potrzebny?

ks.M.K.: Katechumenat rodzinny to także wzrastanie do chrześcijaństwa, które dzieje się poprzez obserwowanie postaw chrześcijańskich. Ale młody człowiek w pewnym momencie zaczyna podejmować swe własne autonomiczne decyzje, już nie tylko wynikające z tego, że był w tej rodzinie. Rodzina jest ogromnie ważna – jeśli dobrej rodziny zabraknie, to decyzje podejmowane są w o wiele trudniejszych warunkach. Ale istotna jest w pewnym momencie też grupa rówieśnicza. Duże znaczenie ma głos ludzi w podobnej sytuacji życiowej. 

W.: Członkowie Domowego Kościoła też muszą sobie uświadomić, że rolą rodziców jest zapewnienie dobrego środowiska rówieśniczego dzieciom. Takim naturalnym może być Oaza.

ks.M.K.: Nie wystarczy tylko, że będą chrześcijańską rodziną. Muszą w procesie wychowawczym znaleźć dla swoich dzieci środowisko grupy rówieśniczej. 

Katechumenat oazowy

W.: Teraz chcielibyśmy zapytać, na ile my w Ruchu dajemy uczestnikom naszej formacji katechumenat, na ile nasza nazwa „deuterokatechumenat” jest naprawdę realizowana. Formacja tzw. młodzieżowa jest katechumenalna, przynajmniej w swoich założeniach.

ks.M.K.: Ona jest bardzo mocno katechumenalna, jednak czasem nie jest realizowana jako droga katechumenatu czyli obserwowania wzrostu, a jedynie jako droga, w której ktoś musi pojechać na następny stopień. W takim rozumieniu nieważne jest to, co się dzieje w moim życiu, ważne jest, że odbyłem odpowiednią liczbę spotkań. To ślepa uliczka! Pierwszy rok deuterokatechumenatu, czyli dziesięć podstawowych tematów, które mają kształt formacji katechumenalnej, nie mogą być realizowane jako zaliczenie, nie można uznać, że wystarczy tylko sama obecność na spotkaniach. Każda celebracja Drogowskazu jest jak skrutynium. Po każdym Kroku powinien następować moment, kiedy uczestnicy nie tylko deklarują „Ja tak bym chciał” ale „Ja tak robię”. 

W.: Boimy się rozliczenia, wymagania, bo boimy się, że  nam ludzie uciekną.

ks.M.K.: Piętnastodniowe rekolekcje są genialnym pomysłem na skrutynium – człowiek przez ten czas żyje we wspólnocie, nie ma więc problemów z oceną jego stanu wiary. I, II, III stopień to właśnie odpowiedniki skrutynium – kończą pewien etap i są momentem decyzji. Następny rok formacyjny jest czasem na wprowadzanie, utrwalenie tej pewnej decyzji i doprowadzenie do tego, ze kiedy jadę na następne rekolekcje, to jadę, bo już tym żyję. Problemem jest, że próbujemy to we wspólnotach młodzieżowych zrealizować w trzy lata. Czy po roku można naprawdę wszystko wprowadzić w życie?

W.:A jak jest w Domowym Kościele?

ks.M.K.: Wydaje mi się, że jest jakiś, mam nadzieję niewielki, procent ludzi w Domowym Kościele, którzy wcale nie chcą katechumenatu, tylko chcą po prostu mieć grupę wsparcia, która pomoże w życiu małżeńskim i rodzinnym..

W.:Dobre towarzystwo. Wierzących ludzi.

ks.M.K.: Tak. Zdarzało się takie myślenie, że wystarczy duchowość małżeńska. Ale duchowość małżeńska będzie przynosiła owoce wtedy, kiedy jest fundament katechumenalny. Bo duchowość małżeńska nie działa bez chrystianizacji.

W.: Czy więc członkom Domowego Kościoła dajemy katechumenat?

ks.M.K.: Na pewno dajemy drogę katechumenalną. W myślenie katechumenalne wpisuje się też rozpoczynanie formacji od ewangelizacji oraz ukierunkowanie jej ku diakonii.

Natomiast problemem jest to, że boimy się postawić wymagania. I potem to się odbija – przede wszystkim tym, że wewnątrz kręgu nie ma jedności. W jednym kręgu poziom przeżywania formacji może być niezwykle skrajny. Znam kręgi, w których jedne pary po etapie ewangelizacji co roku jeździły na rekolekcje, angażowały się bardzo mocno, a innych par wołami nie szło na nic zaciągnąć. To się niestety dość często zdarza i rodzi trudności. Krąg, który idzie czasem skrajnie różną prędkością.

Podoba mi się zasada, którą ma Neokatechumenat: wspólnota nie przechodzi na następny etap katechumenatu, póki nie przejdzie na ten etap ostatnia osoba ze wspólnoty. Całą wspólnota czeka. Stwarza to pewną presję – albo „musisz się ogarnąć” albo musisz się zdecydować, że ty nie chcesz iść drogą katechumenatu, tylko chcesz się z nami spotykać… Jeśli tak, to szkoda czasu. 

Problemem jest też niezgranie rekolekcji piętnastodniowych z formacją w ciągu roku. Krąg idzie rytmem miesięcznych spotkań a oazę czyli skrutynium para ma od zupełnie innego etapu, bo albo nie była przez lata na rekolekcjach albo też jedzie rok po roku, a w formacji rocznej krąg jeszcze nie doszedł do tego etapu. Mamy więc dwa rytmy i przez to są zaburzenia w logice katechumenatu.

W.:Najprostszą rzeczą, którą można by tu zrobić byłoby wprowadzenie zasady, że na II stopień jedzie się po zrealizowaniu II roku pracy.

ks.M.K.: Tak, a w międzyczasie proponować inne rekolekcje – jeszcze raz jedynkę albo jakieś krótkie. Ks. Blachnicki zapisał w pierwotnej wersji podręcznika, że na drugi stopień nie może pojechać ktoś, kto nie był na pierwszym stopniu i nie przeszedł formacji I roku deuterokatechumenatu.

W.:Elementy katechumenalne są na etapie pilotowania, kiedy się pytamy „Czy chcecie…”

ks.M.K.: To jest bardzo dobre. To jest konkret. Musisz się zdecydować. Czy wybierzesz Domowy Kościół ze wszystkimi przyległościami czyli z naszymi zobowiązaniami, z naszą dynamiką, z tym że nasze spotkania tak wyglądają. Najpierw ci to wszystko opisujemy a ty teraz podejmij decyzję… 

Podejmij decyzję

W.: Podejmowanie decyzji to jest kolejna istotna cecha katechumenatu.

ks.M.K.: Wezwanie: „podejmij decyzję!” jest najpierw na etapie ewangelizacji. Podejmij decyzję czy chcesz, żeby Jezus był twoim Panem. Potem podejmuj decyzję, czy chcesz wejść do grupy uczniów. Ewangelizacja – katechumenat – diakonia. 

W.:Podejmij decyzję, czy chcesz wejść do diakonii, do Stowarzyszenia.

ks.M.K.: Tak, to się nieustannie odwołuje do tego, że musisz podjąć decyzję. Bo wspólnym mianownikiem tych trzech etapów jest dojrzałość. Czy dojrzałeś do tego, aby podjąć taką decyzję, wprowadzić ją w życie. Bardzo mi się podoba myśl Ojca Franciszka, wyrażona w jego wskazaniach dotyczących ewangelizacji, że każde orędzie ewangelizacyjne ma się zakończyć wezwaniem do podjęcia decyzji. Za każdym razem Ojciec ma tam punkt: wezwanie do podjęcia decyzji. 

To jest niezwykle istotne. Już na etapie ewangelizacji powinien powstać nawyk, że chrześcijaństwo to podejmowanie decyzji. Te decyzje nie mają się rodzić na podkładzie emocjonalnym, ani tylko intelektualnym, ale na poziomie woli. Emocje mogą mnie prowadzić w jakąś stronę, ale moja wola, decyzja jest tu.

W.: Dzisiejszy człowiek ma problemy z podejmowaniem decyzji.

ks.M.K.: Współczesny człowiek trochę inaczej kroczy drogą formacyjną niż to było w idealistycznej wizji ojca Blachnickiego. Owszem, łatwiej jest mu przyjąć wszystko intelektualnie – poziom wykształcenia od tego czasu się podniósł. Ale trudniej jest objąć to swoim życiem. Właśnie dlatego, że coraz trudniej jest z podejmowaniem decyzji.

Dziś trzydziestolatkowie nie potrafią podjąć decyzji o zawarciu małżeństwa. Młodzi ludzie zmieniają studia co dwa lata – nie potrafią przejść przez momenty krytyczne i kiedy pojawia się przeszkoda, to łatwo się załamują. Brak dojrzałości do podejmowania decyzji i do wytrwania w tej decyzji, kiedy przychodzą trudności. A zobaczcie, że katechumenat to zakłada – podejmowanie decyzji i trwanie przy niej mimo przeciwności czy upadków. Logika chrześcijańska zakłada upadanie, inaczej nie byłoby potrzeby sakramentu pojednania. Będą więc momenty słabości, niewierności podjętej decyzji. Ale przez sakrament pojednania mogę się podnieść i spróbować znowu. Dzisiaj jednak człowiek, jak mu się nie udaje, to rezygnuje.

W.:Tym bardziej więc dzisiejszemu człowiekowi jest potrzebna formacja o charakterze katechumenalnym, która formuje do podejmowania decyzji.