Życie konsekrowane

(193 -maj -czerwiec2013)

z cyklu "To lubię"

Historia

Krzysztof Jankowiak

Historia nie była moim ulubionym przedmiotem szkolnym. Może to dla­tego, że miałem kiepskich na­uczycieli. Ale zawsze interesowa­ła mnie historia jako taka. Nigdy nie była to wielka pasja, raczej po prostu zaciekawienie dawny­mi dziejami.

Interesują mnie przede wszystkim rzeczy nieznane. Nie­znane nie dlatego, żeby były okryte ja­kąś tajemnicą. Bynajm­niej – fa­chowcy dobrze o nich wiedzą. Ale w powszechnym przekazie te zagadnienia bywają nieobec­ne, są bowiem zbyt szczegółowe.

Lubię rozwiązywać rozmaite zagadki dotyczące przeszłości. Interesowało mnie na przykład, skąd wziął się w Polsce sejm. Ogólny przekaz mówi, że sfor­mował się za Jana Olbrachta, a za Aleksandra uchwalił konsty­tucję nihil novi. Gdy jednak o tym czytałem, zawsze miałem wrażenie, że to jednak nie był początek, że przed Janem Olbrachtem też coś już było. Gdzie więc był ten początek? Jak się okazało, zaczęło się od zjaz­dów rycerskich, z biegiem czasu przybierających postać sejmu. Stąd można mówić (i mówi się) o sejmach obozowych na przy­kład za Władysława Jagiełły. Pol­ski parlament kształtował się stopniowo, ostatecznie formując się za Jana Olbrachta.

Inna zagadką, nad którą się głowiłem, było określenie „Kró-lestwo Galicji i Lodomerii”. Gali­cja, wiadomo – ziemie pol­skie zaboru austriackiego. Gdzie jed­nak leży (leżała?) ta Lodome­ria? Okazuje się, że nigdzie. Au­stria usiłowała wywieść swoje prawa do tego obszaru powołu­jąc się na działania Ludwika Wę­gier- skiego. Ludwik czuł się prze­de wszystkim królem Węgier (gdzie jest znany jako Ludwik Wielki), Polską się specjalnie nie zajmo­wał. I od Polski oderwał Ruś Czerwoną przyłączając ją do Wę­gier (na krótko – odzyskała ją Ja­dwiga jako swoje wiano). Ruś Czerwona to było wcześniej Księstwo Halicko-Włodzimierskie (przyłączył je do Polski Kazi­mierz Wielki). Władcy Austrii będący również królami węgierski­mi usiłowali odwołać się do tego epizodu. „Halicko-Włodzimier­skie” poprzez język łaciński dało właśnie tę „Galicję i Lodome­rię” (i stąd nazwa Galicji).

Lubię też poznawać historie narodów odległych, uzupełniać luki w dziejach. Ostatnio na przykład czytałem sporo o epoce hellenistycznej. W szkołach uczymy się o podbojach Aleksandra Macedońskiego, czytamy że potem nastąpiła epo­ka hellenistyczna – i od razu prze­skakujemy do Rzymu. A bar­dzo ciekawe są dzieje państw, które powstały na gruzach mo­narchii Aleksandra. Przede wszystkim przez ileś lat ta mo­narchia for­malnie trwała – nikt nie deklaro­wał się od razu z chę­cią jej dzie­lenia. Czekano na na­rodziny sy­na Aleksandra (które­go obwoła­no królem), do­piero po pewnym czasie po­szczególni wodzowie powołali swoje kró­lestwa. Ale – tu kolejna cieka­wostka – naj­większe teryto­rialnie królestwo utworzył Seleu­kos, który wcale nie był wodzem Aleksandra, tyl­ko oficerem jego wojsk i w pierwszych latach po śmierci króla w ogóle się nie li­czył. A państwo Seleukosa za­władnęło większą częścią pierw­szego im­perium powstałego na gruzach monarchii Aleksandra – państwa Antygona Jednookiego. Antygo­na rozbili pozostali wo­dzowie, jego państwo przestało istnieć, ale co ciekawe jego po­tomkowie po pewnym czasie za­częli pano­wać w Macedonii (która nigdy do imperium Anty­gona nie nale­żała).

Wcześniej czytałem książkę poświęconą łacińskiemu Wscho­dowi – czyli państwom utworzo­nym przez krzyżowców po I kru­cjacie. Znów temat u nas prak­tycznie nieznany. Troszkę poru­szała go Zofia Kossak, jednak by­ły to powieści, zawierające siłą rzeczy uproszczenia, a poza tym kto dziś czyta Zofię Kossak? Ina­czej zacząłem patrzeć po tej lek­turze na postać Baldwina, pierw­szego króla jerozolimskiego, wbrew powielanym schematom.

Czego uczy znajomość histo­rii? Po pierwsze tego, że nic nie jest trwałe. Stwierdził to już zresztą Jan Jakub Rousseau w znanym powiedzeniu: „Skoro Sparta i Rzym upadły, jakie pań­stwo może mieć nadzieję, że bę­dzie istnieć wiecznie?” Każdy, kto poznaje historię, bardzo szybko samodzielnie dochodzi do tego samego wniosku.

Drugi wniosek jest trochę przeciwny – nic nie jest nie­uchronne. Na przykład Cesar­stwo Zachodniorzymskie upadło stosunkowo szybko po podziale, ale Cesarstwo Wschodniorzym­skie (Bizantyjskie) istniało jesz­cze tysiąc lat! I bynajmniej nie było to tylko trwanie coraz słab­szego imperium – pierwszy szczyt potęgi to był czas Justynia­na, kiedy odzyskano sporą część dawnego cesarstwa zachodniego, drugi szczyt to czasy dynastii ma­cedońskiej, gdy Bizancjum doko­nywało podbojów kilkakrotnie powiększając swoje terytorium.

Trzecia rzecz – upadki pań­stw wcale nie muszą wynikać z ich słabości. Polska dostała się pod zabory wskutek wewnętrz­nego rozprężenia. Były jednak państwa w pełni rozkwitu, za­rządzane przez mądrych wład­ców, które upadały po prostu dlatego, że przeciwnik okazał się silniejszy.

Czy więc warto poznawać historię? Warto, choć niekoniecz­nie takie poznanie będzie lekcją optymizmu.