Sakramenty

(196 -listopad -grudzień2013)

Morze łask

świadectwo

Mała, drobniutka, przygarbiona na wielkim szpitalnym łóżku, ze złożonymi rękami i oczami pełnymi zachwytu wpatrzonymi w Najświętszy Sakrament

Zastanawiając się nad rolą sakramentów w moim życiu dochodzę do wniosku, że ciężko mi jest mówić o nich ogólnie. Trudno jest mi myśleć o nich wszystkich tak samo i przeżywać je jednakowo mocno. Każdy z nich ma dla mnie jakąś swoją odrębność, jakąś wyjątkowość, do której różnie dorastałam, którą różnie odkrywałam. 

Pierwsza dla mnie była Eucharystia. Ją odkryłam na oazie drugiego stopnia, ukochałam bardzo mocno. Mogę śmiało powiedzieć, że w takim świadomym przeżywaniu to ona jest ze mną najdłużej. Spotkanie z Jezusem obecnym w Najświętszym Sakramencie, przyjmowanie Go do swojego serca jest dla mnie ciągłym zapraszaniem Go głębiej, mocniej i bardziej. By wchodził w moje życie, by w nim królował. Z tego pragnienia rodzi się również potrzeba częstszej obecności na Eucharystii. W miarę możliwości codziennej. Tu jest moje źródło życia, tu Jezus mnie karmi, daje życie, daje Siebie. 

Potem przyszedł sakrament pokuty i pojednania. Choć droga do odkrywania kryjącej się w nim głębi była dużo dłuższa i często bardzo bolesna. Ale właśnie w tym bólu i trudzie zmagania się o prawdę w moim życiu zaczęłam z czasem odkrywać, że niesie to życie i ogromną wolność, że Pan przemienia i uzdrawia w niezwykły sposób gdy w czasie spowiedzi otwieram przed Nim serce i staję w prawdzie o sobie. Dziś mogę powiedzieć, że to właśnie w tym sakramencie odkrywam najczulszą, najdelikatniejszą i najbardziej intymną obecność Boga w moim życiu, choć nie zmienia to faktu, że nadal, po ludzku bywa ciężko i boleśnie.

Kolejnym odkrywanym przeze mnie sakramentem był chrzest. Chyba najmocniej uświadomiłam sobie jego wagę i znaczenie podczas Roku Jubileuszowego. Bardzo świadomie starałam się wtedy dziękować za łaski, które podczas chrztu otrzymałam. Odbyłam też osobistą, małą pielgrzymkę do kościoła w którym zostałam ochrzczona i przy tej samej chrzcielnicy stawałam w dziękczynieniu i wdzięczności. Od jakiegoś czasu również bardzo mocno przeżywam i akcentuję rocznicę przyjęcia chrztu i staram się z niej zrobić moje prywatne święto. Podobnie staram się też robić w przypadku moich chrześniaków i nawet jeśli nie uda mi się tego dnia z nimi spotkać i wspólnie świętować, to stanowi to moją główną intencję podczas osobistej modlitwy czy też podczas Eucharystii. 

Gdzieś mniej więcej równolegle odkrywałam też sakrament małżeństwa. Chyba największą pomocą były tu studia o małżeństwie i rodzinie a także wszelkie wyjazdy rekolekcyjne, zwłaszcza z Domowym Kościołem, gdzie mogłam się przez przykład uczyć i zachwycać głębią tego sakramentu. I choć doświadczam najmocniej go przez obecność innych osób, przez to jak widzę ich sposób przeżywania swojego powołania, dorastania do niego, to mimo tej pewnej zewnętrzności, jest mi on bardzo bliski i bardzo drogi. Do tego jeszcze mam nadzieję, że sakrament małżeństwa kiedyś stanie się także „moim” sakramentem i będę mogła pogłębiać jego rozumienie i przeżywanie także w ten sposób. 

Bardzo blisko w odkrywaniu i przeżywaniu jest dla mnie również sakrament kapłaństwa. Najpierw w takim doświadczaniu na sobie łask jakie on niesie zwłaszcza w sakramencie Eucharystii i spowiedzi. Im bardziej dorastałam i odkrywałam te sakramenty, tym bliższy i istotniejszy stawał się dla mnie sakrament kapłaństwa. Na początku przez konkretnych, bliskich mi kapłanów, potem także w tym znaczeniu szerszym kapłaństwa w ogóle. Najważniejszym dla mnie dniem, który bardzo mocno porusza moje serce jest Wielki Czwartek a w nim Msza Krzyżma, w której od lat uczestniczę i z wdzięcznością i błaganiem staję przed Panem za wszystkich kapłanów, których znam i bardzo cenię, których osobiście nie znam, ale też szczególnie za tych, który gdzieś się na tej drodze życiowego powołania pogubili i odeszli. 

Kolejnym w kolejności mojego odkrywania stał się dla mnie sakrament bierzmowania. To od niego bardzo mocno rozpoczęło się we mnie pragnienie znalezienia swojego miejsca w Kościele. Posługiwania w nim na różnych przestrzeniach. Odnajdywania zadań, które Pan stawa przede mną czy miejsc, w których chce mnie mieć i przeze mnie działać. Z sakramentem bierzmowania bardzo ściśle w moim przeżywaniu łączy się właśnie miłość do Kościoła i podejmowanie odpowiedzialności za wiarę moją i innych. By być świadkiem, by nastawać w porę i nie w porę, by głosić, by służyć, by być. 

Ostatnim sakramentem, patrząc w kolejności mojego odkrywania i dojrzewania, jest sakrament namaszczenia chorych. Może dlatego, że (dzięki Bogu) najmniej miałam okazji do przeżywania go na samej sobie. Nie umniejsza to jednak świadomości jego wagi i potrzeby. Najważniejszym czasem, kiedy bardzo o ten sakrament zabiegałam, była choroba, a potem czas odchodzenia mojej Babci. Pytanie o ten sakrament było dla mnie jednym z podstawowych podczas rozmów z rodziną. Było elementem podstawowej troski o kogoś kochanego i ważnego. Nawet gdy trzeba było o niego powalczyć, przełamując w rodzinie stereotyp myślenia: „sakrament namaszczenia= ostatnie namaszczenie”. Pamiętam jak biegałam i wydzwaniałam do szpitalnego kapelana by udzielił Babci sakramentu namaszczenia chorych. Ściągnęłam go swoim uporem. Nie pozwoliłam odłożyć na później. Nie przyjęłam do wiadomości, że za kilka dni i tak będzie na tej sali. Jakoś wewnętrznie wiedziałam, że muszę w tym uczestniczyć, muszę mieć pewność, że zatroszczyłam się o to dla Niej. Najpiękniejszym momentem był dla mnie widok Babci przyjmującej wtedy Komunię świętą. Mała, drobniutka, przygarbiona na wielkim szpitalnym łóżku, ze złożonymi rękami i oczami pełnymi zachwytu wpatrzonymi w Najświętszy Sakrament. Do dziś wzrusza mnie to wspomnienie ogromnie. Okazało się później, że to była jedna z ostatnich Komunii świętych w życiu mojej Babci. 

Podsumowując mogę powiedzieć, że każdy z sakramentów zajmuje bardzo ważne miejsce w moim życiu, ale każdy z nich inaczej. I choć tworzą jedną całość, to odrębność ich przeżywania nadaje im inną głębię i sprawia, że każdy odbieram inaczej. Tym jednak co jest wspólnym mianownikiem dla nich wszystkich jest Jezus. To On przez każdy z sakramentów daje mi siebie szczególnie i niepowtarzalnie, wylewa morze łask, obdarza życiem, obdarza samym Sobą. 

Asia