Kapłaństwo

(127 -styczeń2004)

Ojcostwo

Ks. Andrzej Żur

Idę sprawować mszę św., wygłosić homilię, spowiadać, chrzcić, błogosławić młodą parę nie tylko po to, by zrobić co do mnie należy

W seminarium niejeden raz z ust naszych moderatorów padały słowa mówiące o ojcostwie; najczęściej z ust ojca duchownego. Mówiono nawet, pewnie upraszczając nieco zagadnienie, że nie będzie dobrym kapłanem ten, kto nie byłby dobrym ojcem. Właściwie dojrzewaliśmy do kapłaństwa między innymi z wizją pełnienia posługi jako „ojcowie”. Treści z tym związane powracają mocniej, kiedy parafianin parafii zakonnej „przez pomyłkę” zwraca się do mnie „proszę ojca”.
Teksty soborowe wprost mówią o ojcostwie w życiu i posłudze kapłańskiej. Chociażby: „kapłani wykonują dla Ludu Bożego zadania ojca” (DP 9); kapłani powinni „z ojcowską miłością rozważać przedsięwzięcia, życzenia i pragnienia przedstawiane przez świeckich” (KK 37); „kapłani rodzą duchowo wiernych przez chrzest i naukę” (KK 28); „przez celibat prezbiterzy stają się podatniejsi na przyjęcie szerszego ojcostwa w Chrystusie” (DP 16).
Jak się to przekłada na moje codzienne kapłańskie życie? Ojcostwo wyraża się w odpowiedzialności za swoje dziecko, a to oznacza nieustanne zatroskanie o owoc swej miłości małżeńskiej, dawanie siebie, „tracenie siebie na rzecz drugiego”, zaangażowanie w tym celu, aby „uformować” nowego człowieka. W konsekwencji ojciec doświadcza trudu, wysiłku, ale i radości, szczęścia ze względu na swoje dziecko. „Dziecięce” sprawy spędzają mu sen z oczu, czasem przysparzają łez, ale jednocześnie są jednym z pierwszych źródeł kształtowania poczucia swojej wartości; są one funkcją wypełniania życiowego powołania.
Myślę, że w tym kontekście nietrudno rzeczywistość ojcostwa naturalnego odnaleźć w posłudze kapłańskiej. Idę sprawować mszę św., wygłosić homilię, spowiadać, chrzcić, błogosławić młodą parę nie tylko po to, by zrobić co do mnie należy. Angażuję się ufając, że te działania przyniosą owoce wzrostu duchowego, przyczynią się do wewnętrznego rozwoju, uczynią „uczestników” dojrzalszymi. „Uczestników” czyli osoby powierzone mojej pieczy; myślę że mogę powiedzieć „moje dzieci”.
Na pewno przeżywanie ojcostwa w kapłańskiej posłudze pogłębia się, kiedy intensyfikują się więzi z wiernymi. Doświadczyłem tego szczególnie poprzez posługę w konfesjonale, kiedy nabierała ona kształtu kierownictwa duchowego, a przynajmniej stałości spowiednika. Doświadczyłem tego na rekolekcjach oazowych: częstotliwość przebywania razem, otwartość w dzieleniu się tym co w sercu, wspólny wysiłek by szukać zamiarów Bożych, konkretna praca by dokonał się rozwój, wzrost. Taka rzeczywistość tworzy w naturalny sposób więzi dosłownie o charakterze ojcowskim. Jako kapłan – ojciec czuję się odpowiedzialny za dziś i za jutro człowieka, który dobrowolnie mi zaufał, podzielił się sobą i powierzył się. Konsekwencje takich więzi niosą ze sobą w przyszłości wiele radości, kiedy można zobaczyć jakieś chociaż drobne ślady wspólnie przebytej drogi; przysparzają czasem cierpienia, kiedy wychodzą na jaw „ojcowskie” zaniedbania lub zmarnowana łaska i włożony wysiłek.
„Dzieci, czy macie co na posiłek?” — tak przywitał nad Jeziorem Tyberiackim swoich apostołów Pan Jezus po zmartwychwstaniu. Zastanawiała mnie niejeden raz forma tego pozdrowienia: „dzieci”. Po 17. latach kapłaństwa doświadczam bardzo mocno tajemnicy słowa „dzieci”. Niesie ono ze sobą poczucie wdzięczności za dar powołania właśnie do kapłaństwa, rodzi wiele przyjemnych doznań po często ciężkich zmaganiach o kształt piękniejszego człowieka. Daje wreszcie nadzieję na przyszłość — nadzieję wypełnienia tego powołania, które jest wpisane w naturę zrodzonego mężczyzny, a powołanego do kapłaństwa; na wypełnienie powołania do bycia ojcem.