Kościół szukający drogi

(204 -marzec -kwiecień2015)

z cyklu "Pamięć świadków"

Pełna ufności

Gizela Skop, Maria Różycka, Grażyna Miąsik

Zyta Kocur (1939 - 2004) należała do grona pięciu założycielek Instytutu Niepokalanej Matki Kościoła. Była wieloletnią, bliską współpracownicą ks. Franciszka Blachnickiego.

Urodziła się w Rydułtowach na Śląsku, w środowisku rzemieślniczym. Na propozycje ks. Blachnickiego, który w latach 1953-1955 był wikarym w rydułtowskiej parafii, w 1957 r. podjęła pracę w Ośrodku Katechetycznym Kurii Diecezjalnej w Katowicach, a następnie w Centrali Krucjaty Wstrzemięźliwości.

24 maja 1958 r. rozpoczęła formację w tworzącym się Zespole Niepokalanej i uczestniczyła w początkach późniejszego INMK. 

W roku 1963 była animatorką na pierwszej Oazie Niepokalanej w Szlachtowej, później podejmowała posługi w różnego typu oazach. Od roku 1964 mieszkała w Lublinie. W lubelskim Ośrodku Ruchu Światło-Życie na Sławinku była maszynistką i obsługiwała sekretariat. Potem od 1977 r. podobne zadania pełniła w Zakopanem w ówczesnym Wydawnictwie Ruchu.

W latach 1984-1995 przebywa w Międzynarodowym Centrum Ruchu Światło-Życie w Carlsbergu w Niemczech. Pracowała m. in. w drukarni Maximilianum, zajmując się składem komputerowym wydawanych tam publikacji.

W 1995 r. wróciła do kraju, co było spowodowane chorobą SM (stwardnienie rozsiane), która stopniowo ograniczała jej aktywną posługę. Zamieszkała wówczas w Zakopanem, a od roku 1997 w Krościenku, w „Domu za Cedronem”. 

Zmarła 28 stycznia 2004 r. w Krościenku, i tam została pochowana.

Irena Chłopkowska

 

Ksiądz Blachnicki był wikarym w mojej rodzinnej parafii w latach 1952-1955. W tych niespełna trzech latach ożywiło się życie religijne parafian. Cała jego praca duszpasterska zmierzała w gruncie rzeczy do formowania dojrzałych w wierze parafian.(….). Należałam do Dzieci Marii i kilka miesięcy do Czcicielek Marii, w czasie, gdy ks. Blachnicki prowadził te grupy. Spotkania te miały wpływ na kształtowanie się mojego życia wiary.

Wtedy to zapadła w moje serce prawda, że Bóg jest kochającym mnie Ojcem, a ja jego dzieckiem. Z dziecięctwa Bożego wyprowadzał ksiądz potrzebę modlitwy jako rozmowy z Ojcem, który czeka na nas i cieszy się, gdy do niego przychodzimy. (…) Zaczęłam bardziej rozumieć i cenić sobie Mszę Św. angażowałam się też w przygotowanie uroczystości parafialnych (…) wypływało to z rozbudzonego przez ks. Blachnickiego poczucia przynależności do rodziny parafialnej. (…)

Dostrzegam jako Bożą łaskę wobec mnie to, że w czasie mojego dorastania, miałam w parafii tak oddanego Bogu kapłana, jakim był ks. Blachnicki. Bóg posłużył się nim, aby mnie przygotować i uzdolnić do pozytywnej odpowiedzi na Jego powołanie. Powołanie do całkowitego poświecenia swojego życia Jemu. 

Zyta, Carlsberg 1994 r.

 

Można bez przesady powiedzieć, że Ojciec Franciszek wywarł wielki wpływ na kształtowanie się życia duchowego Zyty od czasów, gdy był wikariuszem parafii Rydułtowy. Już wtedy uczyła się od niego bezgranicznego zawierzenia Niepokalanej i oddawania się Jezusowi, przez Jej ręce. Tam Zytę poznałam – nieśmiałą, ale ufną i zdecydowaną oddać swe życie całkowicie Jezusowi przez Niepokalaną, choć nieraz wydawało się jej, że nie jest tego godna.

Aż do likwidacji przez Służbę Bezpieczeństwa (29 08.1960), ośrodka w Katowicach, pracowała w Apostolacie Trzeźwości, zajmując się Krucjata Dziecięcą, odpisując na listy dzieci, organizując dla nich spotkania i wykonując wiele prac jako sekretarka. 

Razem z Zytą studiowałyśmy także na Wyższym Instytucie Katechetycznym w Krakowie, a potem mieszkałyśmy obie przy ul. Wieniawskiej i na Sławinku. Katecheza prowadzona przez nią zarówno przy kościele akademickim KUL jak i na Sławinku, w parafii Pallotynów, była terenem eksperymentalnym nowych kierunków w posoborowym nauczaniu, zwłaszcza tzw. katechezy kerygmatycznej, odkrywanej i promowanej przez naszego Ojca Franciszka. 

Dla Zyty był to kolejny okres wysiłku i trudu przekraczania siebie; pokonywania wrodzonej nieśmiałości i uczenia się zawierzenia Jezusowi całej siebie, przeżywanego często w niepewności i obawach, czy podoła temu zadaniu. To Ojciec cierpliwie i ciągle od nowa dodawał Zytce odwagi, ale ona sama musiała w sobie dokonywać tej wielkiej wewnętrznej pracy, by z tych zachęt korzystać, i przemieniać w codzienna wytrwałą pracę.

Razem przeżywałyśmy również ostatnie lata Ojca Franciszka w Carlsbergu. Zyta była związana głównie z naszym Wydawnictwem Maxymilianum, pisząc na coraz bardziej skomplikowanych maszynach. Niestety, nie były to jeszcze komputery, na których można było dokonywać dowolną ilość zmian i poprawek, ale maszyna, na której tekst przygotowywany do druku musiał być napisany bezbłędnie i nie można było wprowadzać korekt. Praca ta wymagała – jak można sobie wyobrazić – wiele uwagi i szalonej koncentracji. Ale Zyta sobie z tym świetnie radziła. Z pewnością ważniejsza była przy tym wszystkim jej duchowa postawa.

Pośrodku trudności i utrapień życia w Carlsbergu, Zyta starała się zawsze zrozumieć Ojca, mając tyle lat doświadczeń, słuszności jego oceny sytuacji i odwagi w podejmowaniu decyzji płynących tylko z wiary, bez żadnego ludzkiego zabezpieczenia. W jakiś szczególny sposób świadomie towarzyszyła drodze krzyżowej naszego Ojca. Byłam świadkiem podejmowanego przez nią ciągle na nowo trudu powierzania się Bożej Opatrzności, uczenia się bezwzględnej ufności. Nie skarżyła się nigdy na brak sił i ochoty do pracy. Dopiero ujawniające się skutki rozwijającej się choroby, przyczyniły się do zwolnienia tempa i podjęcia leczenia. Myślę, że już w tym czasie Zyta dobrze radziła sobie z cierpieniem; cierpieniem ducha i ciała, nie narzekając i nie skarżąc się, ofiarując Jezusowi wszystko, w intencjach sobie tylko wiadomych.

W ostatnich miesiącach życia Zyty, widziałam spokojne wychodzenie jej naprzeciw spotkaniu z Panem; oddawanie Jemu swoich krzyży i cierpień. oraz niezwykłą gorliwość w modlitwie za innych – w powierzanych jej intencjach. Działo się to zwyczajnie, bez wielkich słów. Ale właśnie dlatego postawa Zyty przemawiała do mnie mocno i głośno, bo była to mowa miłości większej nad cierpienie i śmierć.

Jestem przekonana, że Jezus i Niepokalana prowadzili Zytę przez całe jej życie drogą „ubogich w duchu” i że spoczęło na niej – takiej właśnie – błogosławieństwo i uśmiech Pana

Gizela Skop

 

Wchodząc do jej pokoju podczas choroby, można było najczęściej zobaczyć Zytkę zatopioną w modlitwie: Liturgii godzin, różańcu, namiocie spotkania. Była naszą „diakonią modlitwy”, zawsze gotowa zanosić przed Pana potrzeby Kościoła, świata, wspólnoty. Była dla mnie wzorem wierności i systematyczności w modlitwie. Nie rezygnowała z niej nawet wtedy, a raczej szczególnie wtedy, kiedy trudno jej już było wypowiadać głośno słowa Psalmów, a nawet śledzić wzrokiem tekst.

Do końca cierpliwa, nigdy się nie skarżyła, nie narzekała na swoja chorobę, Wręcz martwiła się i troszczyła o te, które się nią zajmowały. Przepraszała, że musiała obudzić dyżurujące przy niej nocą, dziękowała za każdą wyświadczona jej czynność. Umiała żartować – nawet w trudnych chwilach. Mając trudności z oddychaniem żartowała: „mruczę jak kotek”. Kiedy nie mogła się poruszać, mówiła: „moje nogi są niegrzeczne, nie słuchają mnie” itp. Odważnie i wytrwale niosła krzyż choroby – coraz cięższy i trudniejszy.  Wierzę, że jest teraz w niebie, twarzą w twarz ze swoim Oblubieńcem, szczęśliwa.

Maria Różycka 

 

Nie sposób podzielić się wszystkim, czego przez cztery lata życia, uczyłam się od Zytki. Z pewnością wierności Jezusowi – Oblubieńcowi, miłości do Kościoła, do Ruchu. Przed Kolegium głównym uczyniła mi znak krzyża na czole i posłała ze słowami: Musimy bardzo kochać Ruch, dzieło Boże, dla którego Bóg zgromadził naszą wspólnotę. To dzieło musi być dla nas najważniejsze, bo jest dziełem Chrystusa Sługi i Niepokalanej. Będziemy musiały zdać sprawę z wierności temu dziełu. Musimy być wierne nie naszym wyobrażeniom o Ruchu ale wizji Ojca. Nie możemy zapominać o „pieczęci charyzmatu”. 

Grażyna Miąsik

 "Pragnę, by to: "należę do Ciebie" (Ps.119) stawało się coraz bardziej rzeczywistością. Ufam też, że będzie się coraz pełniej urzeczywistniało, aż do chwili mojego ostatecznego zjednoczenia się z Chrystusem" - Świadectwo Zytki wypowiedziane w 25-lecie ślubów wieczystych.