Parafia

(172 -maj -czerwiec2010)

z cyklu "Wieczernik Domowy"

Po co nam moralność

Ksawery Knotz OFMCap

Na czym polega ten nowy, piękny sposób życia, można wyjaśnić za pomocą metafory futbolowej. Jeśli piłkarz – symbol chrześcijanina, chce rozegrać dobry mecz, musi wiedzieć, po co wychodzi na boisko. Jeśli wychodzi tylko po to, aby nie grzeszyć – to powinien zgodnie z tym założeniem koncentrować się przede wszystkim na czystej grze – nie faulować, unikać wszelkich ryzykownych akcji, grać spokojnie, tonować emocje, nie wchodzić w bezpośrednie starcia… Na boisku naszego życia nie chodzi jednak tylko o nie grzeszenie, ale o coś znacznie większego.

Chrześcijanin musi wiedzieć, po co żyje! Jaki jest cel i sens jego życia? Co chce w nim osiągnąć? Jakie dobro zrealizować? Cel życia nie jest minimalistyczny – nie faulować – nie grzeszyć, ale maksymalistyczny, dokładnie taki sam jak cel gry w piłkę – trzeba zwyciężyć, trzeba strzelić jak najwięcej goli! Podstawowym pytaniem moralnym zarówno piłkarza, jak i chrześcijanina, nie jest: „Co wolno, a czego nie wolno robić na boisku?””, ale „Co zrobić, aby następny rozegrany mecz był jeszcze piękniejszy?”, „Co trzeba zrobić, aby zwyciężyć”? Życie chrześcijanina nie może być ograniczone do zachowywania zasad i reguł, bo ma być czymś o wiele wspanialszym – nieustanną przygodą, coraz to nową akcją, której zakończenia nie sposób przewidzieć.

Warunkiem rozegrania pięknego meczu nie jest wcale zakwestionowanie reguł i zasad. Tak samo warunkiem pięknego, spontanicznego życia nie jest odrzucenie Bożych przykazań. Wprost przeciwnie – są one podstawą, która umożliwia stworzenie pięknego widowiska. Jednak gdy już wychodzimy na boisko naszego życia, możemy z niego stworzyć żałosny i nudny spektakl albo piękne i pasjonujące widowisko. Oglądając mecze, widzimy wyraźnie różnice w stylu, taktyce, szybkości, zgraniu zawodników, finezji gry… Pomimo obowiązywania tych samych zasad jedni ludzie potrafią rozegrać dobry i piękny mecz, inni – słaby i nieciekawy. Mimo ściśnie określonych reguł, które zachowują wszyscy piłkarze, jedni z nich wspaniale grają w pierwszej lidze, a inni nadal są tylko w czwartej.

O piłce nożnej można mówić w różny sposób. Możemy zacząć wyliczać, czego nie wolno robić zawodnikowi albo co powinien robić, aby dobrze grać... Gdy tak wymieniamy nakazy i zasady, możemy odnieść wrażenie, że piłka nożna jest jedną z najbardziej represyjnych gier, jakie człowiek wymyślił. Niszczy inwencję twórczą piłkarza, zabiera spontaniczność i radość gry. Kto jednak choć trochę interesuje się piłką nożna, ten wie, że jest to nieprawda. Widział piękne i pasjonujące mecze. Zna ducha gry. W Kościele jest też Duch Kościoła. Kto Go zna, odkrywa w Kościele olbrzymią radość życia, drogę do prawdziwej wolności, Bożą miłość. Oddanie Bogu swojego życia seksualnego czyni z niego piękny i bogaty dar, przez który można wyrazić głęboką, duchową, ekstatyczną miłość. Przedstawianie nauki Kościoła odnośnie seksualności jako nauki represyjnej, ograniczającej wolność człowieka, pozbawionej radości życia, jest podobnym zafałszowaniem. Prawdziwa moralność nie ma wiele wspólnego z etyką skrupulatnie regulującą wszystkie ludzkie zachowania...

Małżeńskie faule

Jeżeli chce się strzelić bramkę, to trzeba ryzykować utratę piłki. Małżonkowie powinni dążyć do pełnego aktu seksualnego, tak samo jak piłkarz do strzelenia gola w światło bramki. Tak jak ideałem gry nie jest wybijanie piłki na aut, tak też nie jest nim unikanie pełnego stosunku seksualnego. Piłkarze nie powinni sięgać po środki dopingujące, małżonkowie po antykoncepcję. Na boisku, którym jest łoże małżeńskie, wszystko jednak może się zdarzyć. Po nieudanej akcji piłkarz musi się szybko pozbierać i wrócić do gry, która toczy się dalej. Kochający się małżonkowie nie powinni załamywać się popełnionym grzechem, pogrążać się w poczuciu winy, ale jak najszybciej podjąć wyzwanie kontynuowania miłosnej gry, aby przegrywając pojedynek nie przegrać całego meczu; przegrywając mecz, nie przegrać mistrzostw świata; przegrywając szansę na podium, dalej walczyć o jak najlepsze miejsce. Bóg jest Bogiem życia, radości, przebaczenia, dobra, a nie śmierci, smutku i potępienia.

Nieudany strzał nigdy nie jest grzechem. Szkoda, że nie udało się trafić w bramkę, ale w takiej sytuacji tym bardziej trzeba walczyć dalej, aby wreszcie odnieść sukces. Moralne jest właśnie to, że pomimo nieudanej akcji zawodnik gra dalej, walczy, chce strzelić gola. W tym twórczym działaniu się rozwija, zdobywa doświadczenie, uświęca się. Gdy małżonkowie grzeszą – zagrają nieczysto; sfaulują się w czasie miłosnej gry – nie od razu, automatycznie są karani w najsurowszy sposób. Nie tracą zaraz więzi z Bogiem, tak jak piłkarz nie opuszcza murawy pomimo licznych błędów, niecelnych podań i strzałów, nawet fauli. Ocena moralna ludzkich zachowań uwzględnia intencje i okoliczności zdarzenia. Bardzo często faul jest niezamierzony, zdarza się w ferworze gry i wtedy jest błędem a nie grzechem. Za faulowanie, nawet nieumyślne, można co prawda otrzymać żółtą kartkę, ale ona oznacza, że wolno grać dalej. Zawodnik musi być jednak ostrożniejszy. W przypadkach szczególnie złośliwych i niebezpiecznych zawodnik otrzymuje od razu czerwoną kartkę. Istnieje stopniowalność kary. Nikt rozsądny nie buntuje się przeciwko zasadom moralnym, gdy rozumie, że nie są one wymierzone w człowieka, ale ich celem jest ochrona najwyższego dobra  – wysokiego poziomu gry, bezpieczeństwa i piękna meczu.

Dobry sędzia ostro gwiżdże na niektóre przewinienia. Potrafi jednak znaleźć umiar. Zbyt duża surowość sprawia, że piłkarze boją się grać, boją się walczyć, dryblować, strzelać bramki. Dlatego na boisku nie może panować taki rygor, aby za wszystkie przekroczenia, pojawiające się w czasie walki, groziła od razu czerwona kartka – sankcje za grzech ciężki. Zasady muszą być podporządkowane celowi gry, a nie stanowić sposób na zastraszenie zawodnika. Gdyby jednak w Kościele odgórnie osądzano wszystkie grzechy seksualne, nawet małżeńskie, niezależnie od okoliczności jako grzechy śmiertelne, dokonywałoby się nadużycia podobnego do niesprawiedliwego karania zawodnika zawsze czerwoną kartką lub pochopnego dyktowania rzutu karnego, który często przesądza o wyniku gry. Gdyby każde przewinienie kończyło się wyrzuceniem z boiska, to w drugiej połowie meczu na murawie nie byłoby już zawodników. Ważne jest, aby piłkarze czuli się dobrze na boisku, mieli wolę walki, nie bali się grać, nie byli zahamowani w swojej twórczej ekspresji. Czasami małżonkowie zostają tak surowo potraktowani przez spowiednika, że w obawie przed popełnieniem grzechu ciężkiego rezygnują z bardziej zaangażowanej gry, a nawet się z niej wycofują. Co z tego, że w ich małżeńskim meczu nie będzie już żadnych fauli, skoro miłosna gra przestała ich cieszyć, a mecze przestały być atrakcyjnym i pasjonującym widowiskiem. Błąd sędziego sprawił, że pierwszoligowa drużyna spadła do trzeciej ligi.

Stosowanie dopingu jest surowo zakazane, ale i tak piłkarze dla chwilowej sławy ryzykują zdrowie. Po zakończeniu kariery słono za to zapłacą. Zdrada, aborcja czasami eliminuje człowieka z boiska na wiele miesięcy lub lat. Pożycie seksualne już się nie układa dobrze. Kontuzja jest tak bolesna, że nie chce się grać w jednej drużynie. Małżonkowie muszą wiedzieć, że są przewinienia, które nie rodzą się tylko z ludzkiej słabości czy niewiedzy, ale z notorycznego nieliczenia się z wolą trenera, sędziego czy partnerów gry. Mąż musi wiedzieć, że gdy gra ostro z nastawieniem, aby jak najwięcej zyskać tylko dla siebie, bez względu na odczucia żony, może popełnić grzech ciężki – tak porani żonę, że współżycia seksualnego nie będzie już kojarzyła z miłością, radością, przyjemnością. Także i żona, gdy nieustannie odmawia wejścia do boisko – regularnie z niezrozumiałych lub błahych przyczyn odmawia współżycia seksualnego – musi pamiętać, że chwilowe korzyści mogą w dłuższej perspektywie czasu zaowocować utratą dobrego kontaktu z mężem – doprowadzić do rozpadu małżeństwa, zdrady, oziębłości we wzajemnych relacjach... Zawodnik jest odpowiedzialny za swoje czyny i ponosi za nie konsekwencje. Gdy przesadzi, jago kariera zostanie przekreślona.

Zostać mistrzem

 

Mistrzostwo osiąga się z wiekiem. Dojrzałość duchową i moralną osiąga się stopniowo, w czasie. Nikt od razu nie stał się świętym, a w sferze seksualnej – czystym. Mistrz nie tylko zna przepisy gry, nie tylko opanował strategię meczu, nie tylko ma świetną technikę. Mistrz potrafi się tak ustawić, aby niespodziewanie przejąć piłkę, aby znaleźć się z nią jak najbliżej bramki, wykorzystać okazję i strzelić bramkę. Mistrz jest jak święty. Kocha grę i to jest podstawa jego sukcesu. Piłka jest jego życiem, radością. W każdej akcji widać jego lekkość w prowadzeniu piłki, finezję, skuteczność. Taki też jest ideał moralności katolickiej. Święte, pełne Boga i miłości życie kochających się małżonków jest jak gra mistrza – jest wypracowaną cnotą, uzdolnieniem, talentem, który rodzi się w człowieku pod wpływem działania Ducha Świętego. Mistrz, który pozwala się ponieść swojej fantazji i pomysłom na strzelenie bramki, nie czuje się tłumiony ani przez reguły, ani przez z góry opracowaną taktykę. W trakcie meczu nie pyta się trenera, czy ma strzelać do bramki, czy może podać piłkę drugiemu zawodnikowi. Jest wolny w najlepszym znaczeniu tego słowa. Czuje grę, którą kocha, i wykorzystuje możliwość, które daje mu tocząca się akcja. Pełni wolę Boża.