W mocy Ducha Świętego

(206 -lipiec -wrzesień2015)

Przejawy mocy

ks. Wojciech Nowacki

Czy Ruch Światło-Życie potrzebuje doświadczenia charyzmatycznego?

W kontekście historycznym i duchowym naszego spotkania, pytanie postawione w tytule tej refleksji, a zadane mi przez ks. biskupa Adama jawi się jako retoryczne. Czy Ruch Światło-Życie potrzebuje doświadczenia charyzmatycznego? Przecież cała obecna kongregacja jest jakby wielkim wołaniem, modlitwą o nowe napełnienie Duchem Świętym i prośbą, aby On działał w nas z mocą i w bogactwie swych darów. Zatem cała kongregacja jest odpowiedzią na to pytanie. Ksiądz Biskup Adam zapraszając na kongregację uprzedzał, że będziemy modlić się o nowe wylanie łask Ducha Świętegodla nas wszystkich. Rozumiem, że w ten sposób wyrażał już przekonanie, że Ruch potrzebuje darów duchowych, czyli otwiera się na charyzmaty, szczególnie dla posługi ewangelizacyjnej.

Bywa jednak, że rzeczy z pozoru oczywiste nie zupełnie są takimi w praktyce. A podjęcie przez Ruch tematu potrzeby doświadczenia charyzmatycznego w 40 lat po tym, jak przeżywał on intensywne przebudzenie charyzmatyczne, może świadczyć, że owoce tamtego przeżycia wciąż czekają na właściwe przyjęcie i wprowadzenie w życie. Warto pamiętać, że Ruch Światło-Życie nie tylko 40 lat temu otwierał się na dary duchowe. Na forum kongregacji temat ten nie jest zupełnie nowy. Był on podejmowany przed 20 laty. W roku 1995 tematem pracy było: „Ewangelizacja 2000 – Modlitwa...”, a wśród referatów podczas Kongregacji znalazły się dwa o jednakowym tytule: „Ruch Światło-Życie a Odnowa w Duchu Świętym”, ks. Zbigniewa Snarskiego oraz ks. Henryka Bolczyka. Świadczy to o tym, że temat charyzmatów, doświadczenia Ducha Świętego był stale żywy w Ruchu Światło-Życie.

W Ruchu rozwijały się środowiska o wyraźnie charyzmatycznym charakterze, kładące nacisk na przyjmowanie i posługiwanie charyzmatami, zgłasza w kontekście posługi modlitewnej i ewangelizacyjnej. Owoce tych doświadczeń w pewnej mierze są ciągle obecne w Ruchu.

Dla mnie osobiście odwołanie się do doświadczeń sprzed 40 lat jest bardzo ważne. W roku 1975 rozpoczęła się moja droga formacji i posługi w Ruchu Światło-Życie. Przeżyłem moje pierwsze rekolekcje oazowe, w Kluszkowcach k. Czorsztyna, nie zdając sobie sprawy jakie to będzie miało znaczenie dla całego mego życia. Przyznam, że nie miałem wówczas świadomości, że Ruch przeżywa rok „Odnowy w Duchu Świętym”. Pozostało mi jednak silne doświadczenie prawdziwej chrześcijańskiej, żywej wspólnoty, przyciągające jak potężny, duchowy magnez. Od tamtego czasu nie chciałem już żadnych innych wyjazdów, tylko Oazy. Moja młodsza siostra początkowo patrzyła na mnie jak na fanatyka, a po roku i ona pojechała na rekolekcje oazowe. 

Nie umiejąc wówczas tego nazwać uczestniczyłem we wspaniałym działaniu Ducha Świętego, bo tam, gdzie rodzi się prawdziwa wspólnota, tam On jest obecny i działa, nawet jeśli nie niesie się Jego znaków. Duch Święty wprowadzał mnie w doświadczenie, które głęboko naznaczyło całą moją życiową drogę, aż do tej pory. Nie zdając sobie z tego sprawy uczestniczyłem w doświadczeniu wielkiego duchowego pragnienia i głodu, jakie ożywiało tysiące katolików w Polsce. 

Do świadomego otwarcia się na doświadczenia charyzmatyczne dorastałem powoli. Wdzięczny jestem Duchowi Świętemu za tę Jego pedagogikę. Najpierw, podczas oazowych rekolekcji zimowych u sióstr niepokalanek w Szymanowie, przeżyłem bardzo intensywne doświadczenie obecności Boga; Jego potęgi i bliskości. Ta obecność pociągała mnie ku sobie i napełniała radością. Bóg przestał być dla mnie czymś abstrakcyjnym, a stał się realnie obecnym. Kiedy opadły emocje, pojawiła się wątpliwość, czy nie dałem się ponieść emocjom, czy nie uległem atmosferze. Dostrzegałem jednak trwałe owoce tego przeżycia. To doświadczenie otwierało mnie na rodzące się powołanie do kapłaństwa. Zrodziło to w moim sercu przedziwną, ogromną radość. Następnie, jako uczestnik wakacyjnych rekolekcji, bez wyraźnego odniesienia do działania Ducha Świętego, przeżyłem mocne doświadczenie Bożej miłości. Bóg, którego doświadczyłem w potędze, w powalającym na ziemię majestacie, teraz dawał mi poznać swoją miłość. Dotarło do mnie, że On kocha właśnie mnie. Dało mi to nowe poczucie własnej wartości i wewnętrznej wolności oraz wyzwoliło gotowość do angażowania się we wspólnocie. Dzięki temu doświadczeniu stawałem się gotowy do podjęcia diakonii. Słyszałem wówczas o dziwnych przeżyciach podczas modlitwy w sąsiedniej oazie, ale u nas było „normalnie”. 

 

To tylko fragment artykułu, całość w drukowanym "Wieczerniku"