Światło-Życie

(195 -wrzesień -październik2013)

z cyklu "To lubię"

Rytm, bębny

Witek

Moja przygoda z muzyką zaczęła się podobnie jak dla wielu, którzy dziś mają  czterdziestkę za sobą. W domu mieliśmy czerwony gramofon z plastikowymi kolumnami i magnetofon ZK 140 – klasyka. Dostęp do płyt był ograniczony, więc na gramofonie słuchaliśmy tylko tego, co oferowały Polskie Nagrania. Dopiero magnetofon dał nam  pełną wolność w wyborze repertuaru. Nagrywałem i słuchałem coraz więcej i więcej. Doszło nawet do tego, że postanowiłem nauczyć się gry na gitarze. Odbyłem kilkanaście lekcji, nauczyłem się podstawowych chwytów i… zabrakło samozaparcia. Za chwilę wrócę do tematu samozaparcia, ale od razu powiem, że po wielu latach doszedłem do etapu, kiedy chciałbym mieć te kilka godzin dziennie na ćwiczenie gry, a jest to już niemożliwe. Tak więc moja przygoda z gitarą skończyła się. Miałem takie szczęście, że zawsze spotykałem kolegów o bardzo podobnych zainteresowaniach. Dzięki temu mogliśmy nawzajem odkrywać coraz ciekawsze rejony muzyczne. W pewnym momencie moje zainteresowania muzyczne rozciągały się już od muzyki rozrywkowej do koncertów muzyki klasycznej i dopiero muzyka klasyczna na żywo pokazała mi, czym jest prawdziwe brzemiennie instrumentów i mistrzostwo posługujących się nimi muzyków. Pod koniec studiów nadszedł najważniejszy dzień mojego życia, czyli ślub z Alicją. Rok później urodził się Mikołaj, trzy lata później Bartek. Muzyczka grała cały czas, ale ciszej i krócej, na dodatek dzieci zaczęły raczkować i troszkę popsuły głośniki. Wielu rodziców ma pewnie takie niespełnione pragnienia, które chcą przelać na dzieci. My nie byliśmy odosobnieni. Kiedy Mikołaj miał 10 lat, Alicja skontaktowała się z nauczycielem muzyki, który od tamtego czasu uczy nasze dzieci gry na gitarze i pianinie. Chłopcy grali, a ja odważyłem się przyznać do mojego dawno skrywanego marzenia. Bębny! Co by nie mówić, rytm, bębny i, jak to mówią Amerykanie, groove, to jest coś. W domu gry uczyli się już trzej chłopcy, a ja kupiłem starą, mocno sfatygowaną perkusję. Szczęście, że była to już era Internetu i wszystko, co potrzebne do rozpoczęcia nauki, można było znaleźć bez większych problemów. I tak pasja wróciła – w naszej rodzinie gra już czterech chłopców. I tu muszę powiedzieć coś bardzo ważnego. Gdyby nie akceptacja Alicji, moja pasja pewnie nadal pozostałaby marzeniem…

Kilka miesięcy po tym jak zacząłem pierwsze próby z instrumentem, podobnie jak to robi młodzież, założyliśmy z kolegami zespół. Gramy już od kilku lat, udało się nam nawet wystąpić przed szerszą publicznością. Co ciekawe, trzech z nas należy do Domowego Kościoła, dzięki czemu zdania: „Mamy dzisiaj krąg, nie dam rady być na próbie”, albo „Jedziemy na rekolekcje, czyli za tydzień mnie nie będzie” są czymś naturalnym i zrozumiałym.

Zapytacie, jak to jest, być ojcem czworga dzieci, mieć absorbującą pracę i taką pasję? Po pierwsze dopiero teraz wiem, że na naukę gry na instrumencie trzeba mieć dużo czasu, młodsze uszy. Niestety, czas ucieka, brakuje go na ćwiczenie, a ręce i nogi nie są już tak podatne jak u nastolatków. Widzę, że  z mojej pasji grania wynikają też dobre rzeczy. Możemy na przykład pójść z chłopcami do salki i po prostu wspólnie pograć. Pewnie gdybyśmy byli lepszymi muzykami, frajda byłaby jeszcze większa, ale i tak wspólne muzykowanie bardzo zbliża. Co więcej, jeżeli przypominam im o przećwiczeniu materiału na kolejną lekcję i sam ćwiczę, mogę być bardziej wiarygodny. Korzystamy z naszej domowej płytoteki i możemy wymieniać się naszymi opiniami na temat gatunków, wykonawców i poszczególnych utworów – nie ma żadnego konfliktu pokoleń.

Próba samodzielnego zmierzenia się z instrumentem uczy też wielkiej pokory i szacunku dla innych ludzi. Mam na myśli nie tylko szacunek dla muzyków, którzy uczyli się wiele lat i teraz grają wyśmienicie. Chodzi mi o dużą pokorę dla każdego człowieka, który dzięki pasji i uporowi posiadł jakąś trudną umiejętność. Muzyka jest tylko jedną z dziedzin, gdzie do mistrzostwa można dochodzić przez całe życie. Sądzę również, że praktycznie każda twórczość artystyczna może rozwijać nas jako ludzi. Stajemy się bardziej tolerancyjni i wrażliwi na innych, potrafimy docenić to, co robią, nawet jeżeli nie jest to w naszym guście.

 

Moja pasja uzmysłowiła mi również smutną rzecz. Praktycznie na całym świecie dzieje się bardzo dużo zła spowodowanego kradzieżą cudzej twórczości. Wielu ludzi, którzy mają talenty muzyczne i dla muzyki poświęcili dużą część swojego życia, ma bardzo trudną sytuację materialną, na czym cierpią ich rodziny. Pamiętajcie, to że coś można łatwo zabrać (jabłko ze straganu, piosenkę z Internetu), cały czas może być kradzieżą!