Chrześcijanin w świecie cyfrowym

(235 -marzec -kwiecień2021)

Sakramenty przez internet?

ks. Krzysztof Mierzejewski

Spodobało się i stało zwyczajem to, co miało być czymś tylko przejściowym

 

Uczestnictwo czy duchowa łączność?

Jednak to przebywanie w przestrzeni wirtualnej już wtedy, zrodziło pewne jeśli nie zagrożenia, to znaki zapytania. Niestety, wszedł w powszechny uzus zwrot „uczestnictwo we Mszy świętej przez internet”, który jeśli nawet nie stawiał tego rodzaju kontaktu z Eucharystią na równi z fizyczną obecności na liturgii, to ukazywał transmisję jako pewną opcję, już nie tylko dla chorych i znajdujących się w tzw. fizycznej niemożności, ale dla wszystkich. Jeszcze na krótko przed kolejnymi dyspensami księży biskupów, związanymi z drugą falą spotkałem się ze szczerą wypowiedzią jednego z uczniów, że z całą rodziną „uczestniczy” we Mszy internetowej. Krótko mówiąc – spodobało się i stało zwyczajem to, co miało być czymś tylko przejściowym. Może tym bardziej warto się zastanowić, dlaczego słuchanie Mszy świętej przez radio, telewizję czy za pomocą internetu nie jest uczestnictwem, a co najwyżej formą duchowej łączności. 

Problemu z uchwyceniem tej różnicy nie mają na ogół ludzie starsi, dla których przestrzeń wirtualna nigdy nie była miejscem rzeczywistego spotkania, którym nigdy nie przyszłoby do głowy zestawić na równi osobistego spotkania twarzą w twarz z ukochaną osobę i wideokonferencji prowadzonej za pomocą internetowego komunikatora. Jednak, im człowiek młodszy, im bardziej istnieje w przestrzeni, która dla niego wcale nie jest już tylko wirtualną, tym to rozmycie bardziej widoczne. 

Msza w domu czy w kościele?

Dlaczego po pierwszej fali pandemii w naszych kościołach pozostały puste ławki? Dlaczego niektórzy z naszych braci nie wrócili, pozostając być może „uczestnikami” mszy internetowych? Powodów może być wiele. Znam takich, którzy w obawie przed wciąż możliwym zakażeniem praktycznie nie wychodzili z domu, nie tylko w marcu i kwietniu, ale przez całe wakacje. Nie da się też ukryć, że nie we wszystkich kościołach przestrzegało się i przestrzega zalecań sanitarnych. Może to skutecznie zniechęcać do powrotu do liturgii, zwłaszcza jeśli w przypadku osób mieszkających w mniejszych miejscowościach nie ma realnej możliwości znalezienia innego kościoła, gdzie zalecenia są przestrzegane. 

Obawiam się jednak, że są również osoby, dla których msza on-line była pewnym etapem. Etapem, na którym zobaczyli, że można nie iść w niedzielę do kościoła i z modelu chrześcijan on-line dość łatwo przeszli na model off-line – jeśli już posługujemy się terminologią zaczerpniętą z sieci. Są w końcu i ci, dla których „uczestnictwo” we Mszy świętej za pomocą środków przekazu okazało się bardziej atrakcyjne. Bo nie trzeba wychodzić z domu, jakoś specjalnie dbać o wizerunek i garderobę; bo zamiast przynudzającego proboszcza, można posłuchać biskupa, którego rzeczywiście posłuchać warto; bo nikt za człowiekiem nie kaszle, nie fałszuje, chyba, że domownik, ale z tym łatwiej sobie poradzić. Itd., itp. 

 

To tylko fragment artykułu, całość w drukowanym Wieczerniku.