ks. Wojciech Danielski

(189 -listopad -grudzień2012)

z cyklu "Perły liturgii"

Skarbiec nieocenionej wartości

Agnieszka Dzięgielewska

W czasie II Soboru Watykańskiego, 50 lat temu, Ojcowie Soborowi w Konstytucji o Liturgii Świętej zwrócili uwagę całego Kościoła na rzeczywistość, która została nazwana „skarbcem nieocenionej wartości, wybijającym się ponad inne sztuki”. Tym pięknym określeniem opisali oni tradycję muzyczną Kościoła – przede wszystkim dlatego, że  śpiew kościelny związany ze słowami jest nieodzowną oraz integralną częścią uroczystej liturgii. Jest również narzędziem ewangelizacji (także nowej ewangelizacji!), której zadaniem jest głoszenie Dobrej Nowiny o Bogu zbawiającym człowieka. W liturgii ta Dobra Nowina przekazywana jest nie tylko w sposób werbalny, ale również to, co jest głoszone, dzieje się istotnie poprzez rzeczywistość znaków. Można więc przyznać, że im bardziej dociera do uczestnika liturgii ta właśnie rzeczywistość znaków (a tym samym angażuje go do pełnego uczestnictwa), tym skuteczniejsze jest ewangelizacja w liturgii.

Muzyka spełnia w liturgii rolę służebną – co nie znaczy, że nieistotną. Nie wystarczy powiedzieć, że jest tylko formą przekazu. Eucharystia jest jednakowo święta, niezależnie od tego, czy zawiera elementy śpiewane czy cała jest recytowana. Jednak śpiew wydatnie pomaga w tym, aby Eucharystia była uświęcająca – poprzez zaangażowanie całego człowieka, obejmuje zarówno wykonujących śpiewy liturgiczne, jak i słuchających. Ułatwia ona otwarcie człowieka na moc znaków i słów. A bogactwo śpiewów liturgicznych i możliwości ich doboru są tak bogate, że każda wspólnota jest w stanie dobrać je odpowiednio do swoich rozeznanych potrzeb. Choć trzeba się przy tym trochę natrudzić, bo nie można dobierać muzyki liturgicznej, która ma być wykonywana z pożytkiem dla zgromadzenia, bez wsłuchiwania się w jego ducha, bez rozeznania jego potrzeb i możliwości.

Śpiew w liturgii nie jest elementem dodanym, którego mogłoby zabraknąć. Niektóre teksty liturgiczne wymagają śpiewu – ze względu na swoją naturę. Recytowanie ich wręcz zaciera czytelność ich funkcji (choć często nam to nie przeszkadza. A gdyby tak piłkarze na boisku stanęli przed meczem i wyrecytowali hymn narodowy? Albo uczestnicy na oazie gromkimi głosami wyrecytowali obchodzącemu urodziny moderatorowi „Plurimos annos”?). Zdziwienie budzi jeszcze recytowany psalm responsoryjny. Czasami „Chwała na wysokości Bogu”. Ale prefacja, „Święty, święty, święty”, aklamacje po Przeistoczeniu – już nie. A śpiewana Modlitwa Eucharystyczna to już prawdziwy rarytas. Szkoda. Stosowanie muzyki w liturgii wymaga wysiłku – i to wysiłku nie tylko celebransa, organisty czy scholi, ale całego zgromadzenia. Niejednokrotnie trzeba przełamać niechęć, strach, lenistwo. Ale liturgia warta jest tego wysiłku. Zwłaszcza, że śpiew w liturgii jest nie tylko znakiem wyrażającym, ale i sprawiającym jedność całego zgromadzenia. A o to warto zawalczyć. I nie chodzi tu tylko o przyciągnięcie ludzi do kościoła na Mszę św., w czasie której „ładnie grają” (choć nierzadko to właśnie decyduje o wyborze tej czy innej godziny Mszy św.). Przez to „ładne granie” również rodzi się jedność, braterstwo, wspólnota Kościoła – a o to przecież chodzi. Muzyka objawia misterium liturgii.

Według ojców soborowych obrzędy liturgiczne przybierają godniejszy wyraz, gdy służba Boża odbywa się uroczyście, ze śpiewem, przy udziale asysty i z czynnym uczestnictwem wiernych. Z największą troskliwością należy więc według nich popierać zespoły śpiewacze (chóry, schole). Biskupi i inni duszpasterze powinni dbać o to, aby w każdej śpiewanej czynności liturgicznej wszyscy wierni mieli sposobność i umieli w sposób czynny im właściwy uczestniczyć, a muzycy i śpiewacy powinni otrzymać rzetelne wykształcenie liturgiczne. Może w Roku Wiary, kiedy pochylamy się w szczególny sposób nad tekstami soboru, warto wrócić do tych zaleceń i zweryfikować rzeczywistość? Warto też przypominać – sobie i wiernym – starożytne powiedzenie przypisywane św. Augustynowi, które wcale nie brzmi „kto śpiewa, ten dwa razy się modli”, ale „kto DOBRZE śpiewa, ten modli się podwójnie”. I o to „dobrze” trzeba się zatroszczyć.