Młodzież

(160 -wrzesień -październik2008)

We wspólnocie (świadectwa)

Oazowe wspólnoty młodzieżowe. Ogromne bogactwo, ogromny dar. Dzięki nim tysiące młodych ludzi formują się ku dojrzałości w wierze, uczą się odpowiedzialności za siebie, za Kościół, za świat. Pragniemy pokazać choć część tego bogactwa. Młodzi oazowicze z różnych części Polski opowiadają o swoich wspólnotach.

Młodość z Jezusem

Początkowo oaza była dla mnie tylko fajnym pomysłem na spędzenie piątkowego popołudnia w gronie znajomych

Moja przygoda z Ruchem zaczęła się dość banalnie - sześć lat temu koleżanka zaprosiła mnie na jedno ze spotkań oazy w mojej parafii. Prawdę mówiąc, bardzo chciałam iść tam wcześniej, ale wstydziłam się i czekałam, aż ktoś zaproponuje mi przyjście.

Po pierwszym spotkaniu zdecydowałam: chcę tu przychodzić. Początkowo nie rozumiałam dlaczego tak często modlimy się i śpiewamy piosenki o Jezusie. W tamtym okresie oaza była dla mnie tylko fajnym pomysłem na spędzenie piątkowego popołudnia w gronie znajomych. Nie przywiązywałam zbyt wielkiej wagi do tematów poruszanych na spotkaniach w małych grupach. Pogodne wieczory były chwilami, na które zawsze czekałam z największą niecierpliwością.

     Moje pierwsze wakacyjne rekolekcje były czasem szczególnego doświadczania wspólnoty. Chyba wtedy zaczęłam rozumieć, że moje uczestnictwo w Ruchu nie może być tylko dobrą zabawą. Obiecałam sobie, że po powrocie z rekolekcji będę starała się wcielać słowa w czyn. I tak kolejne spotkania w parafialnej wspólnocie przynosiły mi coraz więcej radości. Oaza zaczęła mi się podobać coraz bardziej. Stała się w pewien sposób moim sposobem na życie. Treści poruszane na kolejnych spotkaniach dawały mi do myślenia.

Z biegiem czasu nasza parafialna wspólnota znacznie się zmniejszyła. Sporo osób wyjechało na studia, część zrezygnowała. Myślę, że to wtedy bardziej zżyliśmy się ze sobą. Nagle uprzytomniliśmy sobie, że jest nas coraz mniej. Pojawiło się pytanie - dlaczego?

Zauważyłam, że moim znajomym zależy na tym, by nasze spotkanie nie były czasem poświęconym tylko na luźne rozmowy i zabawy. Chcieliśmy, by był to przede wszystkim czas poświęcony na budowanie relacji z Panem Bogiem. Wcześniej u nas tego brakowało.

Dzisiaj moja wspólnota liczy nieco ponad dwadzieścia osób. Wspólne wyjazdy, spotkania, imprezy dają nam dużo radości. Czas, który poświęcamy na przebywanie ze sobą jest twórczym okresem. Różne przedsięwzięcia i akcje, jakie podejmujemy, pochłaniają sporo czasu i wymagają poświęcenia. To także zbliża nas do siebie i umacnia więzi we wspólnocie.

Oczywiście nie jesteśmy idealną grupą - czasami zdarzają się mniejsze lub większe konflikty czy chwile zniechęcenia. Staramy się jednak radzić sobie z trudnościami i działać pomimo przeszkód.

Uważam, że mój dzisiejszy sposób patrzenia na świat w dużym stopniu zawdzięczam właśnie oazie. Tutaj spotkałam ludzi, którzy mają odwagę żyć wbrew temu, co proponuje im współczesny świat. Imponują mi osoby, które śmiało wyrażają własne poglądy i mają cele, do których konsekwentnie dążą. Takich ludzi spotkałam tutaj, w Ruchu.

Ci ludzie pokazują, że Bóg nie jest jakąś abstrakcją dla dzisiejszej młodzieży. Wiele się od nich uczę. Przede wszystkim tego, że szczęśliwa młodość to młodość z Jezusem.

Za wspólnotę, za cały Ruch Światło-Życie - Chwała Panu.

Natalia

Cud przemiany

Ciągle ktoś przyprowadza kogoś nowego, znajomych ze szkoły czy z osiedla. Wspólnota otworzyła się na ludzi i jest świadectwem dla tych, którzy ją odwiedzili

Piszę do Was, kochani, żeby podzielić się wielką radością i zaświadczyć o Bożej mocy i Bożym działaniu w mojej wspólnocie. W kilka lat z małej i dość zamkniętej kilkuosobowej grupki Duch Święty stworzył silną wspólnotę młodzieżową, która wciąż otwarta przyciąga do Jezusa kolejne osoby.

Ruch Światło-Życie zakorzenił się w życiu parafii Chrystusa Odkupiciela na Osiedlu Warszawskim w Poznaniu już w latach siedemdziesiątych dwudziestego wieku. Jednak po okresie bujnego rozkwitu oazy około 20 lat temu nastąpiła przerwa.

Wspólnotę młodzieżową reaktywował dopiero kilka lat temu ksiądz Marek, poprzedni wikariusz parafii. Początkowo było to tylko kilka osób. Kasia opowiadała mi, jak podobało im się to, że mają taką kameralną-elitarną mszę. Jednak ksiądz mówił: „Nie wiem z czego wy się tak cieszycie, powinniście się raczej smucić”. Zachęcał ich do uczestnictwa w letnich rekolekcjach oazowych. W 2005 roku troje z nich pojechało na I stopień ONŻ do Wejherowa. Tam ich poznałam i wraz z innymi jeszcze osobami dołączyłam do wspólnoty. Tego lata ksiądz Marek został odesłany do posługi w innej parafii, a jego obowiązki przejął ksiądz Jacek.

W ten oto sposób powstała grupka formacji rocznej przygotowująca się do II stopnia ONŻ. Początki były trudne. Pan Bóg poddawał nas próbie zniechęcenia i oczyszczał nasze motywacje. Pojawiły się spory dotyczące osoby animatora, aż nastąpiła zmiana osoby pełniącej tę funkcję. Pomimo tego kilka osób zrezygnowało z formacji, a ostatecznie na II stopień pojechały tylko trzy osoby - do diecezji drohiczyńskiej. Na szczęście do trójki formowaliśmy się także z tymi, którzy chcieli kontynuować formację przerwaną po dwójce. Jednocześnie coraz więcej osób zaczęło pojawiać się na cotygodniowej mszy wspólnotowej i rozrosła się grupka dla osób przed I stopniem ONŻ.

Eucharystia jest od zawsze centrum naszych spotkań i od lat odbywa się ona w piątki o 19.00 w podziemnej kaplicy. Chłopcy przesuwają ławki tak, żeby wszyscy mogli otoczyć kołem ołtarz. Dzięki temu cała liturgia toczy się bliżej nas, łatwiej o skupienie i poczucie wspólnoty. Po Ewangelii następuje echo słowa - każdy może podzielić się z wszystkimi tym, w jaki sposób Słowo Boże poruszyło jego serce. Początki echa słowa były trudne, trzeba było przezwyciężyć swój strach, żeby coś powiedzieć, ale po pewnym czasie to się zmieniło.

Stałym elementem są oczywiście spotkania formacyjne - dla młodszych grup przed mszą, a dla starszej po mszy. Obecnie uczestnicy formują się w trzech grupach: przed I ONŻ, przed II ONŻ i po II ONŻ. W parafii działa też spotykająca się w inny dzień grupa przed III ONŻ.

Dziękuję Panu Bogu, że dał naszej wspólnocie ludzi obdarzonych wszystkimi potrzebnymi nam charyzmatami, które pozwalają na tak piękną oprawę mszy, jak na przykład charyzmat posługi liturgicznej, gry i śpiewu. Są też i inne przydatne w innych sytuacjach - zdolności plastyczne i techniczne albo talent kulinarny. Najbardziej jednak cieszy Duch Święty przychodzący w darach radości, pokory, przyjaźni i zaangażowania. Są wśród nas chłopcy będący jednocześnie ministrantami, oazowiczami i członkami scholi (zespołu Fide Deo).

Obecnym duszpasterzem wspólnoty jest ksiądz Jacek, gitarzysta zespołu Pinokio Brothers, który służy nazywając siebie „osiołkiem wiozącym Pana Jezusa”. Ksiądz Jacek formował się długo we wspólnocie neokatechumenalnej i pewnie stąd u niego ten entuzjazm, kiedy opowiada o krzyżu jako o Dobrej Nowinie, o umieraniu jako o drodze do nowego życia w pełni. Ksiądz Jacek jest Bożym człowiekiem, który naprawdę spala się dla innych ludzi. Posiada nietypową zdolność niespania przez rekordową ilość czasu i bywa bardzo śpiący odprawiając naszą piątkową mszę. Mimo tego nie męczy go nasze przesiadywanie do późna na wikariacie, gdzie znajduje czas, by nas słuchać, pożycza nam płyty, nierzadko częstuje nas kolacją. Małe mieszkanko na wikariacie składa się w połowie z korytarza zawalonego sprzętem, kartonami po pizzy, gitarą, lodówką, wieszakiem na płaszcze, regałami na książki. Ale nie przeszkadza to wszystkim gadać, śmiać się, kręcić po kuchni, grać na gitarze, dyskutować. Na koniec ksiądz odwozi nas do domu Pinokiobusem, czyli transporterem opatrzonym logo kultowego zespołu Pinokio Brothers. Jedziemy przez nocne miasto słuchając Tymoteusza albo, jak ostatnio, zespołu Anastasis.

Prawdziwy rozkwit wspólnoty nastąpił, gdy wróciła ekipa z zeszłorocznej jedynki, pełna nowego entuzjazmu i Ducha. W piątki patrzyliśmy po sobie ze zdziwieniem, bo powoli przy ołtarzu zaczynało robić się ciasno, a czasami potrzebny był nawet drugi rząd ławek. Ksiądz Jacek, który trochę żartem liczył procent osób, które podzieliły się podczas echa słowa, odnotowywał coraz większe liczby. Tamtego lata powstała inicjatywa RAJ - ewangelizacyjna Radykalna Akcja Jezus, będąca w kontakcie z Diakonią Ewangelizacji.

     To, co zachwyca i pociąga, to Duch jedności i przyjaźni. Ciągle ktoś przyprowadza kogoś nowego, znajomych ze szkoły czy z osiedla. Wspólnota otworzyła się na ludzi i jest świadectwem dla tych, którzy ją odwiedzili. W tym roku około 25 osób wybiera się na letnie rekolekcje, jako uczestnicy lub animatorzy! Ciągle zadajemy sobie to pytanie - jak dokonał się ten cud? To nie dzięki nam. To dzieło Ducha Świętego.

Księdzu Markowi zawdzięczamy bardzo wiele, choć ci, którzy go pamiętają, są już starszyzną wspólnoty i po części także animatorami swoich grupek. Dzięki niemu nasza wspólnota może często gościć w Maciejewie, małej leśnej chatce w Puszczy Noteckiej niedaleko Wronek, magicznego miejsca, w którym Pan Bóg dokonuje wiele cudów. Spartańskie warunki stanowią w dużej mierze o uroku tych wypadów. W Maciejewie nie ma bieżącej wody, ale jest studnia, nie ma elektryczności, ale są świece, nie ma lodówki, ale jest chłodna piwnica, nie ma toalety, ale jest wychodek. Nie ma też tłumów ludzi, sklepów, hałasu, a do najbliższej wioski Hamrzysko idzie się 40 minut. Są gwiazdy nad stawami, płonący ogień na kominku, ciepły piec z fajerkami w kuchni, gitara, rozmowy do późnej nocy i jest Pan Bóg, bardziej słyszany i odczuwany niż gdziekolwiek indziej. Wspólna praca i zmęczenie cementują więzi między ludźmi. Maciejewo to też msze polowe (lub w zaimprowizowanej kaplicy), codzienny brewiarz, posiłki przy wspólnym stole. Jak to stwierdził kiedyś ksiądz Jacek, najpiękniejsze w Maciejewie jest to, że nie ma nic, a jest wszystko. Boża obecność otula to miejsce i niczego więcej nie potrzeba.

Całe szczęście, że Pan Bóg nie pozwala nam na stagnację i daje nam różne problemy i doświadczenia, dzięki którym możemy wzrastać. Spory i konflikty nie są wcale rzadkością. Wydaje się też, że brakuje nam czasu spędzanego wspólnie na zabawie czy rekreacji. Nie wystarczają imprezy w salce z okazji Sylwestra lub czyichś urodzin. Są wśród nas osoby mieszkające na osiedlu od zawsze, znające się z podwórka i ze szkoły. Są też osoby dojeżdżające nawet z dalekich części miasta. Bywa, że nie znam imion wszystkich, którzy przychodzą na mszę, ponieważ brakuje chwil spędzonych na poznawaniu się i na rozmowie. Całkiem niedawno powstało na łączce koło kościoła boisko do siatkówki - oby pomogło nam w lepszym poznawaniu się nawzajem. Pojawiają się też nowe potrzeby w związku z rozrostem wspólnoty, w której każdy powinien podejmować jakieś posługi, aby nie obciążać nadmiernie osób odpowiedzialnych. Czasami ktoś obdarzony dobrym głosem boi się zaśpiewać psalm, a ktoś inny wykręca się od posprzątania po zabawie. Dlatego ważne jest zachęcanie młodszych do brania odpowiedzialności za wspólnotę.

Dziękuję Panu Bogu za jeden z najpiękniejszych prezentów jakie mi dał w życiu - moją wspólnotę. Tutaj On mnie leczył, wzmacniał, dawał siłę i radość do codziennych zmagań, tutaj dał mi przyjaciół. W imieniu wszystkich z mojej wspólnoty proszę Was o modlitwę za nas. Mamy w sercach nadzieję i radość, a także wdzięczność Panu Bogu za to, że dał nam oglądać swoje wielkie dzieła wśród nas, że mogliśmy ich dotknąć, że byliśmy i wciąż jesteśmy w centrum tego cudu przemiany.

Marta

Na studiach

Teraz potrafię dostrzec, jak wielkim skarbem są ludzie, których Bóg postawił na mojej drodze właśnie za sprawą Ruchu

Mam na imię Bartek, w Oazie jestem od 6 lat. Od niespełna 2 lat należę do wspólnoty oazowej działającej w ramach Duszpasterstwa Akademickiego w Olsztynie. Wspólnota powstała „oddolnie” - po jednej z mszy akademickich razem z grupą animatorów - studentów stwierdziliśmy, że dobrze by było gdzieś się formować, znaleźć nową wspólnotę. Każdy z nas wyszedł już ze swojej wspólnoty - matki a tu, gdzie studiujemy, dotychczas nie było oazy akademickiej. Przypadek (bądź Pan Bóg) chciał ;) że w parafii do której chodziliśmy na msze, jednym z wikarych odpowiedzialnych za Duszpasterstwo Akademickie był (jest!) moderator oazowy, który zgodził się opiekować mającą powstać wspólnotą. Na początku zakładaliśmy, że odbywać się będą jedynie spotkania ogólne w ramach DA, ale Duch Święty nie pozwolił na minimalizm - bardzo szybko powstała grupa animatorów, która skupiała studentów po formacji podstawowej, grupa studencka formująca się do I ONŻ, grupa młodzieży licealnej do „jedynki”... a oprócz tego na spotkaniach ogólnych często pojawiali się „sympatycy” Oazy. Szok! w krótkim czasie powstała wspólnota pełna ludzi, którzy chcieli działać.

Ale nie było łatwo - wspólnota wspólnocie nierówna. Pamiętam początek mojej przygody z Ruchem, pierwsze spotkanie, wspólne modlitwy, wreszcie pierwsze rekolekcje i poważniejsza formacja. I ludzie. Ludzie z którymi przeżywałem wzloty i upadki, z którymi się formowałem, jeździłem na wakacyjne oazy a później razem animowałem naszą wspólnotę. Moja druga rodzina. Prawdziwa wspólnota ludzi, których połączyła jedna Droga, Prawda i Życie. Trudno mi wyrazić słowami relacje, jakie między nami panowały - nie zawsze było różowo, częściej pod górkę i to bardzo stromą. To właśnie ta wspólnota mnie ukształtowała - razem chcieliśmy wzrastać wierze, stawać się uczniami Jezusa. Tak naprawdę dopiero teraz zaczynam doceniać ten czas - czas spędzony z moimi animatorami, uczestnikami. To wielka łaska Pana Boga, że mogłem tam trafić, mogłem tam zostać.  Teraz potrafię dostrzec, jak wielkim skarbem są ludzie, których Bóg postawił na mojej drodze właśnie za sprawą Ruchu - tak w życiu codziennym, moi przyjaciele, znajomi. Ale nie zapala się lampy, aby ją ukryć pod korcem - wspólnota wiele mi dała - akceptację, przyjaciół, formację, Bóg pozwalał mi się poznawać w charyzmacie ks. Blachnickiego. Wyposażony w to wszystko rozpocząłem nowy etap w życiu związany ze studiami. I tu pojawia się oaza akademicka, jak bardzo różna od mojej poprzedniej wspólnoty.

Jesteśmy razem, spotykamy się, modlimy... ale tak naprawdę nie znamy się. Nie jesteśmy jedno. Nic dziwnego, wspólnoty nie tworzy się ot tak - na to potrzeba czasu, pokory i poświęcenia. Pracujemy nad tym, ale mam świadomość, że oaza akademicka to już nie to samo, co „normalna” wspólnota Ruchu Światło-Życie. Staramy się służyć parafii, przy której działamy - dbać o liturgię, ewangelizować, pomagać. Ja prowadzę grupę licealną do I ONŻ. To dla mnie wielka łaska - dzięki temu, że mam możliwość posługiwać jako animator, mogę szerzej otwierać się na charyzmat Oazy, z odwagą iść po drodze, którą Bóg na ten czas mi przeznaczył. Dużo czasu poświęcamy na wybranie kierunku, w którym powinna podążać nasza oaza - swego czasu był to duży problem, który lubi do nas powracać. Przede wszystkim chcemy realizować, wykorzystywać to wszystko w co Pan Bóg wyposażył nas w naszych poprzednich wspólnotach. Są osoby z diakonii liturgicznej, muzycznej czy diakonii modlitwy. Ja posługuję w diakonii komunikowania społecznego. Ostatnio próbujemy coraz śmielej dzielić się naszym życiem w ramach spotkań oazy - tak żebyśmy mogli się głębiej poznać. Nie formowaliśmy się razem przez długi czas, tak jak to było w oazach, z których wyszliśmy, dlatego owo dzielenie nie jest łatwe - nagle do swego wnętrza, w którym wszystko ładnie sobie poukładałem, „muszę” wpuścić nowe osoby. A tych, którzy byli tam do tej pory, muszę przesunąć na dalsze miejsce. Nadal ludzie z poprzedniej Oazy są niejako częścią mojej duchowości, ale „nie można celebrować tego co było” (ech, pamiętne dla mnie słowa) życie idzie na przód, Pan posyła mnie i ich w nowe miejsca.

     Bóg działa i mimo, że okres studiów często jest burzliwy i bardzo dynamiczny - On stale nas strzeże. Codziennie widzę, jak o mnie walczy. Szczególnie w chwilach zwątpienia, gdy miałem duże wątpliwości czy dalej trwać w Oazie, czy nie powiedzieć „dość, wystarczy już”. On mnie podnosił, dawał kolejne zadania i łaski - „to Ja - Pan powiem dość” (zabawne, bo kiedyś dokładnie to samo powiedział mój animator). Pan ma dla mnie plan... musiało minąć chyba 5 lat od mojej „jedynki”, żebym sercem zrozumiał to, co przez tyle czasu słyszałem.

Chwała Panu za to, że pozwala mi cały czas doświadczać tej wielkiej łaski, jaką jest oazowa wspólnota - że pozwala mi nieustannie czerpać i daje siły do posługi.

Bartek

Droga do nieba

Naszą grupę prawdziwą wspólnotą czyni to, że Pan Bóg dotyka nas nie tylko w swoim Słowie i w Eucharystii, ale także w codzienności

Aby mieć siłę potrzebną do osobistego ewangelizowania, trzeba mieć oparcie w małej grupie, która zachęca, podtrzymuje w gorliwości, która umożliwia wymianę doświadczeń, daje pomoc” - powiedział kiedyś w jednej ze swych konferencji ks. Franciszek Blachnicki. Przytaczam je dlatego, że dobrze oddają ducha mojej wspólnoty. Nasza mała parafialna oaza jest „oazą” życia duchowego, jest ostoją wewnętrzną dla swoich członków i naszą drogą do Nieba, do Przyjaciela.

Jak wygląda nasze życie? Piątek to najważniejszy spośród oazowych dni. Rozpoczynamy nasze spotkanie wspólną modlitwą na Eucharystii, by kontynuować ją na spotkaniu o 19:00. Wtedy też gromadzimy się na tzw. „spotkaniu ogólnym”, podczas którego - wymiennie - prowadzone są zajęcia ze szkoły liturgii, czy szkoły śpiewu, wtedy też jest czas na wygłoszenie konferencji (księdza, animatora lub gościa) czy zabawy na pogodnym wieczorze. Po tym wspólnie spędzonym czasie spotykamy się w małych grupkach formacyjnych (jest ich obecnie 5). Piątkowe spotkanie kończymy o 21:00 wspólnie odśpiewanym Apelem Jasnogórskim i krótką modlitwą połączoną z błogosławieństwem.

Dzięki temu, że dobrze się razem czujemy, co jakiś czas organizowane są wspólne „wypady”. W ciągu roku formacyjnego zazwyczaj takich spotkań wyjazdowych jest kilka. Wspinaczka górska, wycieczka rowerowa, Dzień Wspólnoty, Niedziela Palmowa i inne tego typu spotkania integracyjne pomagają w zrozumieniu siebie nawzajem. W końcu nic lepszego ponad szczerą rozmowę, by poznać drugiego człowieka - na wyjazdach mamy tę możliwość.

Z perspektywy animatora grupy, mogę podzielić się spostrzeżeniami dotyczącymi także samej diakonii. Jako kadra staramy się także o dobre relacje i więzi między samymi animatorami. Tchnienie Ducha pozwoliło nam pewnego dnia umówić się na comiesięczne spotkania integracyjno-formacyjne. Dzięki temu mamy okazję - pomimo ciągłego zabiegania i wielu własnych spraw - spotykać się co miesiąc w domu jednego z animatorów i, prócz dzielenia się „duchowymi wrażeniami” i pochylania nad Słowem, zacieśniać więzi poprzez zabawy, rozmowy i wspólne ucztowanie.

Co czyni naszą grupę prawdziwą wspólnotą? Właśnie to, że Pan Bóg dotyka nas nie tylko w swoim Słowie i w Eucharystii, ale także w codzienności. To, że spotykamy się poza piątkowym wieczorem, pozwala zrozumieć drugiego człowieka, pozwala zrozumieć dlaczego tak, a nie inaczej, reaguje na pewne słowa, gesty. Pan Bóg objawia się w drugim człowieku, nawet, kiedy nie jest to po naszej myśli, odczuwamy Jego siłę. Właśnie ta „mała wspólnota”, jak wspólnota apostolska, jest siła potrzebną do osobistego ewangelizowania, jest oparciem, zachętą do gorliwego wyznawania Chrystusa.

Magdalena

Dom

We wspólnocie odkrywam siebie, swoje talenty, mocne strony, jak i również to, nad czym powinnam jeszcze popracować

Do Ruchu Światło-Życie trafiłam prawie 7 lat temu, jako kilkunastoletnia dziewczyna za namową koleżanki. I to właśnie w tym Ruchu rozpoczęła się moja prawdziwa relacja z Bogiem. Chociaż wychowałam się w rodzinie katolickiej, to gdzieś w swoim sercu poszukiwałam czegoś więcej.

Sosnowiecka wspólnota, w której jestem, jest małą wspólnotą - liczy kilkanaście osób razem z księdzem i animatorami.

W tygodniu spotykamy się w piątki na spotkaniach formacyjnych i śpiewie, oraz w czwartki i w niedziele na naszej wspólnej Eucharystii. Dla mnie Oaza to nie tylko modlitwa wspólnotowa i spotkanie formacyjne, ale przede wszystkich spotkanie się razem i dzielenie się swoim życiem.

To z Oazą organizujemy ogniska, zabawę andrzejkową, mikołajki, różne wycieczki górskie, sprzedaż kartek świątecznych i aniołków na Boże Narodzenie, ale także wyjazdy „spontaniczne” do kina, na koncert czy wyjście na pizzę J

Moja wspólnota jest dla mnie takim „drugim domem”, to w niej rozwijam i kształtuję swoją relację do Pana Boga. Znajduję odpowiedzi na pytania dotyczące wiary i sensu życia. Chociaż każdy z nas jest różny, ma inne zainteresowania, to potrafimy się zjednoczyć we wspólnym kroczeniu ku Chrystusowi.

To we wspólnocie odkrywam siebie, swoje talenty, mocne strony, jak i również to, nad czym powinnam jeszcze popracować. Nie jest łatwo być zawsze uśmiechniętym i wesołym, dlatego też i w naszej wspólnocie zdarzają się różne konflikty i nieporozumienia. Bardzo często mamy inne zdania na jakiś temat, ale zawsze potrafimy dojść do porozumienia.

Dziękując Bogu za dar jedności we wspólnocie, powierzam Mu wszystko to, co będzie się w niej działo.

Izabela

Nasza wspólnota

Początkowo było naprawdę trudno, gdy na modlitwie spotykały się dwie, trzy osoby

Pszczyna to wspaniałe miasto. Należymy do oazy w parafii Wszystkich Świętych. Spotykamy się w każdy piątek po mszy o 19. Najpierw jest spotkanie wspólne, następnie spotkania formacyjne w małych grupach.

Nasz dotychczasowy opiekun ks. Marek (w tym roku nas opuszcza) zawsze powtarzał, iż formacja musi być oparta na modlitwie. Toteż - oprócz spotkań formacyjnych - co tydzień spotykamy się na modlitwach. Początkowo było naprawdę trudno, gdy na modlitwie spotykały się dwie, trzy osoby, w porywach do sześciu. Lecz ks. Marek nie poddawał się i trwał w tym co robił, aż przyniosło to efekty. Teraz (nawet przez wakacje!) ludzie spotykają się na modlitwie i jest ich naprawdę sporo. Trzeba dodać, że na tych spotkaniach jednoczy się nie tylko młodzież oazowa.

Poza cotygodniowymi spotkaniami modlitewnymi w każdy pierwszy piątek miesiąca prowadzimy mszę młodzieżową. Jest ona uświetniana jest przez naszą scholę, która też ma własne spotkania raz w tygodniu. Nieraz też śpiewamy na różnych uroczystościach parafialnych.

Jednym z zadań, jakie dostajemy od proboszcza jest prowadzenie czuwań nocnych. Zawsze jest to wielkie wyzwanie, do którego staramy się jak najsolidniej przygotować. Oazowicze angażują się w życie parafii także poprzez posługi liczenia wiernych, zbierania ofiar itp.

Jednakże największym przedsięwzięciem jest organizacja Festynu Parafialnego. Zaczynało się od małej zabawy na placu przykościelnym. Teraz festyn odbywa się na płycie rynku i zapraszane są różne znane zespoły czy kabarety, przez co ogromna rzesza ludzi może się z nami integrować. Pieniądze, jakie uzbieramy, przekazywane są na ochronkę dla dzieci, dofinansowanie rekolekcji jak i inne wypady oazowe.

Co roku też nasz opiekun stara się zorganizować jakiś kilkudniowy wypad. Podczas ferii zimowych wyjeżdżamy na narty, a weekend majowy to czas trzydniowej wycieczki. W zeszłym roku odwiedziliśmy Zakopane. Tegoroczna wyprawa zaniosła nas do Przemyśla, skąd wykorzystując bliskość Ukrainy zwiedziliśmy również i Lwów. Główną jednak atrakcją był spływ kajakowy w chłodny deszczowy dzień, który trwał ponad pięć godzin. W zeszłym roku na wigilię organizowaliśmy spotkanie dla ludzi uboższych. Było to ciekawe doświadczenie wspólnoty, ponieważ każdy włożył w to przedsięwzięcie coś od siebie. Najpiękniejszą nagrodą za ten trud był uśmiech tych ludzi, którym daliśmy nadzieję.

Teraz będziemy mieć nowego opiekuna i myślimy, że to nas jeszcze bardziej ubogaci. Zapraszamy na naszą stronę internetową WWW.naszaoaza.org i forum www.oazapszczyna.fora.pl .

Iza i Marcin

Razem

Istniejemy dla innych, tych nie zgromadzonych w Ruchu, aby zapalić w nich pragnienie bycia we wspólnocie

Moja wspólnota - w parafii św. Izydora w Jankowicach - jest bardzo młoda, bowiem założył ją proboszcz w 2004 roku. Właściwie sam nie wiedział „z czym to się je”. Po prostu słyszał o Ruchu i chciał aby takowy istniał również w naszej parafii. Niestety, nie mamy kapłana moderatora. Miejscowość jest malutka, więc proboszcza nie ma z nami na spotkaniach ze względu na obowiązki, jakie na nim spoczywają.

Początkowo oczywiście ciekawość przyciągnęła około pięćdziesiąt osób, później bywały i okresy, kiedy przychodziło na oazę sześć, siedem osób. Ale Pan Bóg nie pozwolił nam zrezygnować i dzięki Jego natchnieniu spotykaliśmy się dalej. Doświadczając trudności stawaliśmy się coraz mocniejsi i coraz bardziej uparci. Okres kryzysu jak szybko się pojawił, tak szybko minął.

Na dzień dzisiejszy piętnaście osób to taka stała grupka, która chce w tej wspólnocie być i chce się formować. Dla mnie osobiście i dla wielu osób z mojej wspólnoty wielkim cudem i łaską Pana jest, że w tym roku aż dwanaście osób pojechało na rekolekcje. Wszyscy mieli okazję przybliżyć się na nowo do Pana Boga, odbudować podniszczone relacje, doznać uzdrowienia zranień. Każdy na swój sposób odkrywał tam Chrystusa. Wszyscy wrócili z rekolekcji pewni, że był to święty czas i że chcą trwać w tej naszej małej wspólnocie.

Mimo, że mamy problemy z animatorami (ich ciągłym brakiem), to nie dajemy za wygraną. Istniejemy mimo wszystko. Organizujemy między innymi czuwania dla młodzieży z parafii, żeby zobaczyli, że istnieje coś takiego jak Ruch Światło-
-Życie i że on żyje, jak to Ruch... :)

Ludzie różnie nas odbierają, czasem podchodzą do nas z dystansem. Kiedy staramy się w jakiś sposób ożywić Mszę młodzieżową śpiewem i mówimy o tym, żeby wszyscy się włączyli, też nie bardzo chcą z nami współpracować. Ważne jednak, że są, że przychodzą i chcą tam razem z nami być. Wierzę, że jednak to nasze istnienie porusza serca. Wierzę, że oprócz tego, iż istniejemy dla siebie (jako wspólnota), to istniejemy też dla innych, tych nie zgromadzonych w Ruchu, aby zapalić w nich pragnienie bycia we wspólnocie.

Pięknym wydarzeniem jest u nas coroczne kolędowanie w pszczyńskim szpitalu. Każdego roku w wigilijny poranek zabieramy instrumenty, otwarte serca i jedziemy do chorych. Z każdym dzielimy się opłatkiem i składamy osobiście życzenia. Są łzy (nie tylko chorych, ale i nasze), są radosne uśmiechy i podziękowania. Pan Bóg pozwala nam namacalnie doświadczyć Swojego miłosierdzia, widzimy jak działa w tych ludziach i jak przemienia ich serca, kiedy zjawiamy się z kolędą i opłatkiem. W Wigilię w szpitalu zostają przeważnie osoby starsze albo nieuleczalnie chore. Cieszymy się, że chociaż w ten jeden dzień w roku mocą Boga możemy sprawić, że na ich twarzach pojawia się uśmiech i pokój.

Agata

Dzieło Boże

Pan Bóg składa nas niczym puzzle, by utworzyć jeden, żywy obraz Kościoła

Moja wspólnota w parafii Matki Boskiej Królowej Męczenników w Bydgoszczy w tym roku będzie obchodzić 22 urodziny. Jestem członkiem tej wspólnoty od pierwszego dnia wiosny 2002 roku.

Przez tych 6 lat Pan Bóg wiele zdziałał. Począwszy od tego, że mnie tam przyprowadził, poprzez powstanie nowych grup, ponowne wezwanie do posługi animatorów, którzy wcześniej odeszli ze wspólnoty, aż po budowanie wzajemnych relacji między poszczególnymi osobami - w ostatnim roku ślubowało 5 par :)

U progu nowego roku formacyjnego zmniejszyła się liczba osób z naszej parafii, ale pojawiło się kilka nowych z parafii sąsiednich. Na ostatnim Dniu Wspólnoty naszą wspólnotę określono mianem „uprzejmej”, bowiem formują się u nas uczestnicy spoza naszej parafii. Sama jestem animatorem pięcioosobowej grupy z parafii, w której istnieje wspólnota oazowa, ale brakuje animatorów. Oprócz nich są także osoby pochodzące z parafii w sąsiedniej gminie, gdzie (jeszcze) nie ma Oazy. Przeżywają z nami piątkową mszę św., po której uczestniczą w spotkaniach formacyjnych całej wspólnoty. Pomagają także w prowadzeniu nabożeństw w naszej parafii, a także formują się w małych grupach. Zwyczajem naszej parafii jest także oazowy ostatni piątek każdego miesiąca. Wówczas rozpoczynamy od spotkania formacyjnego, a następnie przeżywamy Eucharystię razem ze wspólnotą Kościoła Domowego.

Na pierwszym spotkaniu w nowym roku formacyjnym pojawiło się kilka nowych osób, także z innych parafii. Nasz ksiądz Moderator ma sporo ciekawych pomysłów, przez które możemy jeszcze bardziej budować naszą wspólnotę parafialną, jak i siebie nawzajem. To dla mnie piękne doświadczenie, uczestniczyć w dziele, które Pan Bóg składa niczym puzzle, by utworzyć jeden, żywy obraz Kościoła.

Patrycja