Czyńcie uczniów

(159 -lipiec -sierpień2008)

Zadania uczniów

Abp Stanisław Gądecki

Gdyby każdy z nas, miast pouczać innych o Ewangelii, przygotował kilku uczniów, sytuacja Kościoła wyglądałaby inaczej

Sporo ludzi powtarza bezmyślnie, że wiara jest ich prywatną sprawą, rzeczywistością, którą należy zamknąć na dnie własnego serca, której nie należy ujawniać na zewnątrz. Zwolennicy takiego sposobu myślenia nie zdają sobie sprawy z tego, że pośrednio przyznają się do braku chrześcijańskiej wiary. Ktokolwiek bowiem wchodzi przez akt wiary w kontakt z Chrystusem, tego serce wypełnia nie tylko prawdziwe szczęście, ale i wielkie pragnienie podzielenia się nim z innymi. Dlatego sprawdzianem autentycznej wiary jest pragnienie apostolstwa, troska, by innym ukazać drogę do szczęścia. To należy do natury wiary.

Doświadczył tego św. Augustyn, kiedy po nawróceniu pragnął podzielić się swoją radością i pokojem z innymi.

O, gdyby oni dostrzegli to wewnętrzne światło wieczne! Ponieważ sam je nieco poznałem, dręczyło mnie, że nie miałem sposobu, aby je ukazać innym. (...) Nie wiedziałem, w jaki sposób można wspomóc te głuche trupy, do których liczby sam przedtem należałem (Wyznania IX, 4).

Dzisiejsze czytania liturgiczne potwierdzają tę cechę wiary najpierw przez wyznanie Bóstwa Jezusa Chrystusa przez Jana Chrzciciela. Jan zobaczył Jezusa, nadchodzącego ku niemu, i rzekł: Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata; Ja to ujrzałem i daję świadectwo, że On jest Synem Bożym. Wyznanie to staje się automatycznie drogowskazem wskazującym innym drogę do Chrystusa; faktycznie, na drugi dzień po wypowiedzeniu tych słów, dwaj uczniowie Jana opuścili mistrza i powędrowali za Jezusem. Publiczne wyznanie wiary Jana Chrzciciela ukazało im drogę do Zbawiciela. Bo chrześcijaństwo to Chrystus. Chrystus z nami. Chrystus dla nas. Chrystus nasz. Chrystus wśród nas.

Apostolstwo jako owoc wiary nie ogranicza się do małej ojczyzny: To zbyt mało, iż jesteś Mi Sługą dla podźwignięcia pokoleń Jakuba i sprowadzenia ocalałych z Izraela! Ustanowię cię światłością dla pogan, aby moje zbawienie dotarło aż do krańców ziemi (Iz 49, 6).

Kto żyje wiarą w Jezusa Chrystusa, ten nie chowa jej w sercu, ale staje się apostołem: Paweł, z woli Bożej powołany na apostoła Jezusa Chrystusa, i Sostenes, brat, do Kościoła Bożego w Koryncie (1 Kor 1, 1). Uczniowie Chrystusa są zawsze rozpoznawalni po składanym świadectwie. To wynika wyraźnie z nauki Chrystusa, który powiedział: Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu (Mk 16, 15). Jest to zatem nie tylko wewnętrzne pragnienie wierzącego, który pragnie dzielić się otrzymanym bogactwem duchowym, ale i oficjalne polecenie otrzymane od Chrystusa.

Jezus wysyłał swoich uczniów w ściśle określonym celu. Zlecił im cztery konkretne zadania: aby Mu towarzyszyli, by mógł wysyłać ich na głoszenie nauki (Mk 3, 14-15). i udzielił im władzy nad duchami nieczystymi, aby je wypędzali i leczyli wszystkie choroby i wszelkie słabości (Mt 10, 1). Te cztery zasadnicze zadania pozwalają też lepiej zrozumieć wymagania tegorocznego Programu Duszpasterskiego Kościoła katolickiego w Polsce („Bądźmy uczniami Chrystusa”).

Pierwszym i podstawowym zadaniem ucznia jest towarzyszenie Jezusowi, by Go lepiej poznać, lepiej Go naśladować. A kto by chciał Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa (J 12, 26). O ile w nauczaniu rabinackim w centrum znajduje się Tora, o tyle w nauczaniu ewangelijnym w centrum jest osoba Jezusa. On sam jest jedynym, doskonałym przykładem dla ucznia.

Towarzyszyć Jezusowi to przejść od zewnętrznej do wewnętrznej jedności z Nim (J. Ratzinger). Prawdziwy uczeń towarzyszy Jezusowi swoim życiem nie tylko powierzchownie, czyli podobnie jak czynili to inni słuchacze jego mów, czy widzowie jego cudownych czynów, ale w sposób pogłębiony, docierający do Jego wnętrza, czyli do tajemnicy jego niepowtarzalnego związku z Ojcem. Uczeń nieustannie znajduje się - w sposób duchowy - u boku Mistrza, a jego życie jest ciągłą rozmową z Nim. Człowiek musi nauczyć się sercem słuchać Boga, który mówi. Myśl zawsze potrzebuje oczyszczenia, aby mogła osiągnąć ten wymiar, w którym Bóg wypowiada swe stwórcze i odkupieńcze Słowo, Słowo „pocho-dzące z milczenia” - jak to pięknie stwierdził św. Ignacy z Antiochii (List do Magnezjan, VIII, 2). Tylko wtedy, gdy z ciszy kontemplacji rodzą się nasze słowa, mogą one nabierać wartości i stać się użytecznymi. Nie będą też powiększały zalewu słów w światowych dyskusjach, które na ogół poszukują potwierdzenia własnych opinii.

Podstawą tej ascezy jest rozmiłowanie w słowie Bożym, a wcześniej jeszcze, jak sądzę, w tej „ciszy”, z której Słowo bierze początek w dialogu miłości Ojca i Syna w Duchu Świętym (por. Benedykt XVI, W ciszy zgłębiajcie słowo Boże. Przemówienie Papieża do wykładowców i studentów rzymskich uczelni kościelnych - 23 X 2006).

Towarzyszenie Jezusowi nie ogranicza się żadną miarą do słuchania nauk o Jezusie, ale zakłada słuchanie Jezusa, czyli posłuszeństwo wobec Jego nakazów: Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale (Mt 7, 24). Jest to nierozerwalnie związane nie tylko z trwaniem przy stole słowa Bożego (Jeżeli będziecie trwać w nauce mojej, będziecie prawdziwie moimi uczniami -
J 8, 31), ale i przy stole Eucharystii (Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim - J 6, 56).

Istnieje także drugie zadanie uczniów. Podczas „towarzyszenia”, Jezus przygotował uczniów do tego, by mógł wysyłać ich na głoszenie nauki (Mk 3, 14). Po to Jezus „ustanowił” Dwunastu. Sam fakt ustanowienia wyrażony jest greckim czasownikiem epoiesen, tzn. „uczynił, zrobił” Dwunastu. Stąd zamiast „idźcie i nauczajcie” spotyka się dzisiaj coraz częściej tłumaczenie: „Idźcie i czyńcie uczniów”. Gdyby każdy z nas, miast pouczać innych o Ewangelii, przygotował kilku uczniów, sytuacja Kościoła wyglądałaby inaczej. Ale wydaje się, że i to nie wyczerpuje treści tego polecenia, które pojawia się w Starym Testamencie nie tylko w sensie „czynienia uczniów”, ale wprost w sensie „ustanawiania uczniów” (np. w opisach ustanawiania kapłanów, sędziów i przełożonych Izraela - Wj 18, 25; 1 Sm 12, 6; 1 Krl 13, 33; 2 Krn 2, 17). Słowem epoiesen podkreśla się więc oficjalny charakter czynności dokonanej w trakcie ewangelizacji.

Klemens Rzymski potwierdza ślad takiej czynności kościelnotwórczej w okresie rozwoju Kościoła apostolskiego (96 r. po Chr.):

     Pouczeni przez Jezusa Chrystusa, w pełni przekonani przez Jego zmartwychwstanie, umocnieni w wierze w słowo Boże, wyruszyli Apostołowie w świat i z tą pewnością, jaką daje Duch Święty, głosili dobrą nowinę o nadchodzącym Królestwie Bożym. Nauczając po różnych krajach i miastach, spośród pierwocin [swojej pracy] wybierali ludzi wypróbowanych duchem i ustanawiali ich biskupami i diakonami dla przyszłych wierzących. A nie jest to nic nowego. Przed dawnymi wiekami pisano już o biskupach i diakonach. Tak bowiem mówi gdzieś Pismo Święte: „Ustanowię biskupów ich w sprawiedliwości, a diakonów ich w wierze” (List do Kościoła w Koryncie, XLII).

Drugim obowiązkiem uczniów jest więc przepowiadanie orędzia Jezusowego. Jest to - jak wiemy - również zadanie całego Kościoła. Oczywiście, głoszenie orędzia nie polega na samym nauczaniu; głosząc Chrystusa uczniowie prowadzą ludzi do spotkania z Nim.

Idźcie nauczając ich strzec wszystkiego, co wam przykazałem. Po wstępnej kerygmie, czyli nauce prawd podstawowych o tym, co Bóg ofiarował człowiekowi w Jezusie Chrystusie, nadchodzi kolej na didache, czyli na naukę tego, czego Bóg oczekuje od nas ochrzczonych w zamian. Dla tych, którzy zrozumieli to, czego Bóg od nich oczekuje:

Chrześcijaństwo nie jest ani wsteczne, ani nudne. Odnajdują się w nim wartości takie jak sens życia, odpowiedzialność, miłosierdzie, świętość, miłość nieprzyjaciół i wrażliwość. Uczeń czuje, że prawdziwą potrzebą człowieka jest Ewangelia taka, jaka jest, z całą swoją innością. Że konieczny jest szok, jaki daje konfrontacja życia z Ewangelią nie osłabioną w swojej łasce, ani w swoich obietnicach, ani w swoich wymaganiach. Bo nie ma dwóch Ewangelii, z których jedna byłaby dla zwykłych zjadaczy chleba, a druga dla amatorów świętości. Ewangelia jest jedna a pojęcie „uczeń” nie jest zarezerwowane dla elity (por. o. P. Rostworowski, W głąb misterium, 17)

Głoszenie ma się odbywać pośpiesznie, bez zatrzymywania się w drodze przy sprawach drugorzędnych. Odparł mu: Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych, a ty idź i głoś królestwo Boże! (Łk 9, 60; Łk 10, 4). Podczas gdy większość zabiegów na tym świecie koncentruje człowieka zazwyczaj wokół zabezpieczania własnego stanu posiadania - inaczej mówiąc wokół troski o „zmarłych” - uczeń ma wyrwać się z kręgu martwych i nieużytecznej z punktu widzenia Ewangelii zajęć, po to by głosić Życie.

Jezus każe głosić Ewangelię przede wszystkim ludziom ubogim (por. Łk 4, 18). Dzisiaj

najgłębszym ubóstwem jest nieumiejętność doznawania radości, znużenie życiem, postrzeganym jako bezsensowne i wewnętrznie sprzeczne. Ten rodzaj ubóstwa występuje dziś powszechnie w bardzo różnych postaciach zarówno w społeczeństwach materialnie zamożnych, jak i w krajach ubogich. Nieumiejętność doznawania radości jest skutkiem i zarazem źródłem nieumiejętności kochania, rodzi też zawiść, chciwość i wszelkie wady, które sieją zniszczenie w życiu jednostek i w świecie. Dlatego potrzebujemy nowej ewangelizacji: jeżeli sztuka życia pozostaje nieznana, wszystko inne zawodzi. Ta sztuka nie jest jednak przedmiotem badań nauki: może ją przekazać tylko ten, kto ma życie, kto jest uosobioną Ewangelią (por. Kard. Joseph Ratzinger, Nowa ewangelizacja).

Ale do uczniów należy również trzecie zadanie. Pan Jezus posyła ich w świat nie tylko po to, by nauczali i ustanawiali uczniów, ale także, by wypędzali złe duchy (Mk 3, 15). Świat oddalony od Stwórcy i przeciwstawiający się Jemu leży w mocy złego i pełen jest bożków, pełen idoli, które zajęły miejsce jedynego Boga i mają człowieka w swoim władaniu, którym człowiek się ochotnie poddaje, zmierzając nieuchronnie do samozniszczenia.

Przekazanie uczniom władzy „wypędzania złych duchów” świadczy nie tylko o ich wybraniu do tej posługi, ale przede wszystkim o mocy samego Mesjasza. Nauczyciel, na rozkaz którego z ciał opętanych wychodzą złe duchy, przekazuje swoje panowanie słabym ludziom. Czyni to, aby przezwyciężyć wpływ szatana, a tym samym, aby mogło być kontynuowane dzieło odkupienia ludzkości. Uczniowie zostali wyposażeni w te same atrybuty, które wykorzystywał Jezus w czasie głoszenia Dobrej Nowiny o Królestwie Bożym. W ten oto sposób Kościół Chrystusowy stał się depozytariuszem następnej łaski.

Narazilibyśmy jednak Ewangelię na przeinaczenie, gdybyśmy obietnicę Chrystusową - w imię moje złe duchy będą wyrzucać (Mk 16, 17) - wiązali głównie i tylko z egzorcyzmami. Przecież On przyszedł na ziemię także po to, by ze mnie i z ciebie, z naszych domów i z różnych środowisk wypędzać ducha niezgody, egoizmu, ducha kłamstwa i wszystkie inne duchy nieczyste. Przecież greckie słowo daimonizomenos, znaczy dosłownie człowiek „złączony ze złym duchem, przeniknięty złym duchem”. Krótko mówiąc, chodzi tu nie tylko o opętanego w jakimś sensie nadzwyczajnym, chodzi również o każdego z nas w tym wymiarze, w jakim jesteśmy nieposłuszni Bogu i ulegamy Księciu tego świata. Właśnie z tego „zdiablenia” Jezus przyszedł nas uwolnić (por. O. J. Salij).

Tak też widział naszą walkę ze złymi duchami apostoł Paweł: Obleczcie pełną zbroję Bożą, byście mogli się ostać wobec podstępnych zakusów diabła. Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich. Dlatego weźcie na siebie pełną zbroję Bożą, abyście w dzień zły zdołali się przeciwstawić i ostać, zwalczywszy wszystko. Stańcie więc [do walki], przepasawszy biodra wasze prawdą i oblókłszy pancerz, którym jest sprawiedliwość, a obuwszy nogi w gotowość [głoszenia] dobrej nowiny o pokoju. W każdym położeniu bierzcie wiarę jako tarczę, dzięki której zdołacie zgasić wszystkie rozżarzone pociski Złego. Weźcie też hełm zbawienia i miecz ducha, to jest słowo Boże - wśród wszelakiej modlitwy i błagania (Ef
6, 11-18).

To na tym właśnie polega istota naszej walki ze złym duchem i nie da się jej zastąpić żadnymi egzorcyzmami. Pokusa załatwienia za pomocą egzorcyzmów tego, co powinno się wykonać w codziennej walce duchowej, jest niebezpieczna mniej więcej tak samo, jak w wysokich górach niebezpieczne są drogi na skróty.

Kiedy natomiast patrzymy na osoby dotknięte zniewoleniem duchowym, które wędrują po kraju, szukając pomocy u pseudoegzorcystów, bioenergoterapeutów, wróżbitów czy okultystów, ze smutkiem dostrzegamy, jak wielu ludzi świadomie lub nieświadomie błądzi. Zaklinania, fetysze, okultystyczne precjoza być może łagodzą chwilowo cierpienie, ale nie rozwiązują problemu u jego źródła. Dzieje się tak z prostej przyczyny, iż złem nie można zwalczyć zła, może ono jedynie chwilowo zmienić swoją postać lub miejsce oddziaływania. Kiedy więc człowiek zaczyna zajmować się magią, idzie na zatracenie. Kiedy chrześcijanin, któremu Chrystus przyniósł wolność od więzów Złego, szuka pomocy w magii, porzuca tym samym swojego Wyzwoliciela i oddaje się w niewolę swojemu największemu wrogowi, który go chce pozbawić życia wiecznego.

Kościół katolicki zachowując świadomość i wolę walki ze złem, kontynuuje dzieło Chrystusa i apostołów także przez praktykę egzorcyzmu uroczystego oraz wspólnotową lub indywidualną modlitwę o uwolnienie. O ile w pierwszym przypadku posługa kapłana-egzorcysty stanowi oficjalny czyn Kościoła świętego i jako taki nie może bazować wyłącznie na doświadczeniu duchowym osoby posługującej, tak w przypadku modlitwy o uwolnienie mamy przede wszystkim do czynienia ze świadomą wiarą modlących się spontanicznie wiernych. To świeccy katolicy, osoby zakonne czy też kapłani-nieegzorcyści na mocy sakramentu chrztu świętego, na mocy kapłaństwa powszechnego albo konsekracji sakramentalnej lub niesakramentalnej są władni podejmować modlitwę o uwolnienie od działania złych duchów

Ale ewangelista Mateusz dodaje także czwarte zadanie ucznia: i udzielił im władzy (...), aby leczyli wszystkie choroby i wszelkie słabości (Mt 10, 1). Cały świat bowiem jest jednym wielkim oczekiwaniem na uleczenie. Jedną wielką potrzebą, o której już dawno temu prorok Ezechiel wyrażał się z wielkim współczuciem: Słabej nie wzmacnialiście, o zdrowie chorej nie dbaliście, skaleczonej nie opatrywaliście, zabłąkanej nie sprowadzaliście z powrotem, zagubionej nie odszukiwaliście (Ez 34, 4-6). Cuda Jezusowe polegające na uzdrawianiu chorych, nie tylko potwierdzały prawdę Jego słów, ale i przekonywały ludzi o dobroci Boga, przygotowując ich z kolei do uważniejszego wsłuchiwania się w słowa Jezusa. W ten sposób egzorcyzmy i uzdrowienia chorych dopełniały się wzajemnie i wskazywały na konieczność leczenia całego człowieka, tzn. jego ducha i ciała. Leczenie stanowi istotne zadanie ucznia. Takie było przekonanie Kościoła, który jeszcze w średniowieczu kształcił kapłanów na uniwersytetach nie tylko w dziedzinie teologii, ale domagał się od nich również znajomości medycyny. Stąd niektórzy nazywają chrześcijaństwo „religią terapeutyczną” (Eugen Biser), a powołanie uczniowskie - „udziałem w pasterskim współczuciu Jezusa” (C.M. Martini, Biblia i powołanie, 136).

Wypełnianie wspomnianych czterech zadań przez wszystkich ochrzczonych jest częścią owego ogromnego ewangelijnego procesu tworzenia nowej ludzkości, która - dzięki temu - odzyskuje zdrowie we wszystkich wymiarach swojego życia: biologicznym, psychicznym, duchowym, intelektualnym, ekonomicznym i gospodarczym, politycznym i kulturalnym.

Na koniec, wzywam Was - mówi św. Justyn - stańcie do olbrzymich zapasów o zbawienie Wasze i Waszych braci. I starajcie się więcej ważyć Chrystusa, niż Waszych nauczycieli. O nic lepszego dla Was przyjaciele, nie mogę się modlić, jak o to, byście poznali, że na tej właśnie drodze leży szczęście każdego człowieka. (por. Ja zaś modliłem się za nich, w: Bp M. Jędraszewski, Modlitewnik filozofów, 21).