Światło-Życie

(195 -wrzesień -październik2013)

Zasada światło-życie

świadectwa

Tylko w świetle Słowa Bożego, w świetle Miłości i Prawdy, moje życie może rozwijać się we właściwym kierunku

Reguła mojego życia

Miałem dwanaście lat, kiedy postanowiłem, że nie chcę chodzić na religię (katecheza odbywała się jeszcze wtedy w parafialnych salkach), bo „mnie to nudzi”. Ponieważ mój tata był osobą niewierzącą, a mama „wierzącą – niepraktykującą”, nikt nie namawiał mnie, abym zmienił zdanie. Po pewnym czasie przestałem także uczęszczać na niedzielną mszę świętą – wolałem spędzać ten czas na zabawie z kolegami czy czytaniu książek.

Traf chciał, że rok później tak zwanym przypadkiem (dziś wiem, że przypadki nie istnieją…) trafiłem na mszę wspólnoty oazowej przy mojej parafii. Doświadczenie spokojnej, rozmodlonej liturgii i widok ludzi, którzy naprawdę się modlili, głęboka homilia, wspaniałe śpiewy – wszystko to sprawiło, że na nowo przeżyłem spotkanie z Chrystusem, że zapragnąłem stać się członkiem tej wspólnoty.

Tak też się stało. Początkowo przychodziłem tylko na ogólne spotkania modlitewne i msze, później trafiłem do grupy formacyjnej. Pierwsze spotkania, pierwsze rekolekcje, dni wspólnoty, droga formacji… Były to czasy (lata osiemdziesiąte ubiegłego wieku…) kiedy każdy – czy prawie każdy – oazowicz nosił znak Ruchu: czy to w postaci skórzanej „foski”, czy też popularnego zwłaszcza w mojej Archidiecezji Warszawskiej drewnianego krzyżyka z greckimi literami „Fos-Zoe”. Ja także oczywiście chciałem taki krzyżyk mieć – ale najpierw chciałem wiedzieć, co właściwie oznaczają te „dziwne znaczki”. Zapytaliśmy o to animatora naszej grupy. Wyjaśnił, wytłumaczył, opisał… Traf chciał, że na najbliższym dniu wspólnoty ówczesny moderator rejonowy mówił nam właśnie o tym znaku, tłumacząc jego sens i znaczenie i podkreślając, że nie przypadkiem nasz Ruch nie nazywa się „Światło i Życie” (błąd często popełniany także dziś…), ale „Światło-Życie”. „Światło-Życie”: prosta zasada, streszczająca podstawową duchowość Ruchu, będąca odbiciem „łaski wiary konsekwentnej” ojca Franciszka Blachnickiego.

– Mamy światło – mówił moderator. – Światło Słowa Bożego, ale także światło nauczania Kościoła, światło sumienia. I nasze życie ma być z tym światłem jednością. Otrzymuję światło – i według niego żyję. Słucham Słowa – i realizuję je w życiu.

Do dziś pamiętam, jak mnie to poruszyło. Ta zasada z jednej strony wydawała się niezwykle trudna – ale z drugiej zachwycała prostotą. „Żyj według tego, Bóg ci objawia”. Pamiętam, że pomyślałem wtedy: „Gdyby wszyscy chrześcijanie trzymali się tylko tej jednej prostej zasady, świat wyglądałby zupełnie inaczej!”.

Zachwycony tym odkryciem, powiedziałem o nim mojemu ojcu. Tata – człowiek niewierzący, ale niezwykle prawy i uczciwy – zastanowił się chwilę i powiedział:

– Wiesz co? Nie jestem chrześcijaninem, ale podoba mi się ta twoja oaza. Myślę, że w jakiś sposób dotyczy to nie tylko osób wierzących: gdyby tak każdy człowiek na świecie starał się żyć według tego, co naprawdę w sumieniu uznaje za słuszne i dobre… Postępuj według tej zasady, a na pewno będziesz przyzwoitym człowiekiem.

Od tego czasu minęło wiele lat, ale mogę chyba powiedzieć że „zasada światło-życie” stała się podstawową regułą mojego życia. Oczywiście nie zawsze byłem jej wierny, oczywiście bardzo często moje życie rozmijało się (i nadal często się rozmija…) ze Światłem. Ale staram się. Naprawdę się staram…

Jasiek

 

Na mocnym fundamencie

W tym roku mija 35 lat od moich pierwszych rekolekcji oazowych (Oaza Dzieci Bożych – Łapszanka). Spoglądam na swoją „foskę” – skórzaną zawieszkę na szyję, którą wtedy otrzymałam. Leży na stoliku obok Pisma św. Pomimo „starości” słowa, które są na niej wyryte: ΦΩC ΖΩΗ (ŚWIATŁO – ŻYCIE), są nadal bardzo wyraziste. 

Przez cały okres formacji i posługi w Ruchu uczyłam się, jak te słowa mają stać się zasadą mojego życia. Zrozumiałam, że to Chrystus musi stać się moim światłem i życiem, musi stać się światłem przez to, że oddam mu swoje życie. Uświadomiłam sobie, że tylko w świetle Słowa Bożego, w świetle Miłości i Prawdy, moje życie może rozwijać się we właściwym kierunku.

Obecnie, patrząc z perspektywy tych minionych lat, będąc żoną i matką dziękuję Panu, że pozwolił mi wzrastać w wierze w charyzmacie Ruchu Światło- Życie. Przyjmując przed laty Chrystusa, jako swojego Pana i Zbawiciela, zgadzając się, aby zasada światło-życie przeniknęła moją codzienność, mogłam wkroczyć w dorosłe życie bez lęku, że się pogubię, że ulegnę pokusom świata. 

Nadal trwam w Ruchu, lecz już nie sama. Wraz z mężem należymy do Domowego Kościoła. Comiesięczne formacyjne spotkania w naszym kręgu, wspólna modlitwa, modlitwa z dziećmi, rozważanie Słowa Bożego pozwalają nam budować dom rodzinny na mocnym fundamencie, budować dom rodzinny, w którym nie ma rozdźwięku między światłem a życiem.

Oczywiście nie zawsze jest idealnie. Przychodzą w moim życiu trudne chwile, w których Boże Światło zostaje przysłonięte chmurami. To moje upadki, zaniedbania, brak gorliwości w postanowieniach, brak wytrwałości w modlitwie. Wówczas moje życie ogarniają mroki ciemności. Wystarczy jednak, że z pokorą zbliżę się do Pana, a Światło Bożego Miłosierdzia na nowo rozjaśni moją drogę. 

Barbara

 

Świeć, Jezu świeć

Pan światłem i zbawieniem moim:

Kogóż mam się lękać?

Pan obroną mojego życia:

Przed kim mam się trwożyć? (Ps 27, 1)

Jedna z wielu wskazówek, Panie, jak żyć. Słowa, na których bardzo często się opieram, na których buduję…

Kiedy dbam o relacje z Tobą, Panie, kiedy staram się nie tracić z Tobą kontaktu, kiedy ufam Ci i powierzam swoją codzienność – wtedy wszystko jest klarowne, przejrzyste, nie budzące wątpliwości. Wybory, których muszę dokonywać – oczywiste. Świecisz jasnym blaskiem, który wskazuje drogę. Zabierasz mój lęk o najbliższych, niepokoje związane z pracą, zdrowiem, przyszłością… W Tobie moja siła i moc. Potrafię być cierpliwa, współczująca, otwarta na innych. Niczego nie zaczynam bez Ciebie i nie zapominam o Tym, Który mnie prowadzi. Wierzę Ci, Panie.

Kiedy oddalam się od Ciebie, unikam Twojego spojrzenia, nie wykorzystuję kolejnych szans, które mi dajesz – zaczynam się bać. Powoli tracę Cię z pola widzenia, z czasem stajesz się coraz mniejszym światełkiem. Brnę w skomplikowane zależności, toksyczne relacje, wiecznie się spieszę, pogrążam w mrokach, z których z każdym dniem trudniej się uwolnić. I nic już nie jest łatwe, nic nie jest oczywiste, najprostsze decyzje podejmuję z trudem i niepewnością. Zaczyna we mnie dominować strach, targają mną niepokoje. Drugi człowiek schodzi na plan dalszy, burzy się dotychczasowa hierarchia wartości, liczy się tylko wizja stworzonego przeze mnie świata. Moje próby rozmowy z Tobą są niedbałe i w pośpiechu, nie potrafię się skoncentrować. Uciekam przed Tobą, zamykam się w sobie… Mrok. Życie? Raczej – bycie…

Panie Ty jesteś moją Mocą, moją Nadzieją, Siłą, Pokojem. Wierzę, że jeżeli Ci zaufam to wszystko, czym mnie doświadczysz zbliży mnie do Ciebie i drugiego człowieka. 

„Oświeć mnie Jezu Światłości świata, wyzwól prawdą, którą przynosisz…”. Nawet, jeżeli wiąże się to z przyznaniem do słabości, rezygnacją z tego, co na pozór lekkie, łatwe i przyjemne. W imię wolności warto stanąć w Prawdzie bo tylko „prawda nas wyzwoli”. Ale żeby mieć odwagę stanąć w niej – potrzebne jest Twoje wsparcie, Światło Twojego Ducha. „Świeć, Jezu, świeć”!

Iza

 

Poddany Światłu

Kiedy jako młody chłopak oddałem moje życie Jezusowi na rekolekcjach I stopnia, w sposób naturalny przyjąłem to, o czym mi mówiono: Światło musi stać się we mnie życiem. Było i jest to do dzisiaj dla mnie oczywistością. Wiele moich życiowych wyborów, działań, słów, myśli jest skutkiem tego, że jest Światło – Jezus, który mnie ciągle do siebie nawraca.

Jak to wygląda w codzienności:

Światło-Życie – to codzienny namiot spotkania – wczesnoporanny, gdy wszyscy jeszcze śpią. Od kiedy stał się dla mnie codziennym doświadczeniem, nie wyobrażam sobie innego początku dnia. To także wspólna jutrznia w domu – zwykle około 6.30, którą razem z żoną – często w towarzystwie budzących się już dzieci – wspólnie odmawiamy. Później śniadanie, które trzeba zrobić – każdy z domowników chce trochę inne, jednemu synowi płatki z mlekiem, drugiemu kaszka, żonie – herbata. Codzienny rytuał zakończony przeważnie zmywaniem po śniadaniu, które zwykle mnie przypada. Dalej starsze dzieci idą do szkoły, a ja z najmłodszym synem zmierzam do przedszkola, opowiadając po drodze różne zmyślone historie – opowieści, które wspólnie tworzymy. Przyznam, że kiedyś ten codzienny intensywny poranek był dla mnie pewną uciążliwością, ale można powiedzieć, że tutaj także urzeczywistnia się ideał naszego Ruchu – moja rodzina jest moją diakonią.

Tak się składa, że przedszkole stoi obok kościoła, więc po zaprowadzeniu najmłodszego Pawełka często idę na Eucharystię. Po Eucharystii zaczynam pracę – pracuję w własnej firmie, w biurze zaraz koło domu. Późnym popołudniem, o ile to możliwe, idziemy z dziećmi pograć w piłkę, na rower, czasami mamy próby z zespołem, jedziemy do sklepu, wiele się dzieje i trudno wszystko opisać w kilku zdaniach. Wieczór, to wspólna modlitwa z dziećmi, czasami wspólne z żoną nieszpory, czytanie książek, słuchanie muzyki, czas dla siebie, wspólne spacery i rozmowy.

Tak w zasadzie wygląda mój dzień przez większość dni w roku. Jest zwyczajny – normalny, choć nie do końca pasuje do „życia” dzisiejszego świata. I to jest właśnie owoc bycia w Ruchu i przeżywania codziennie charyzmatu.

Oczywiście wiele spraw nie układa się tak, jakbyśmy tego chcieli, wielokrotnie stajemy przed różnymi problemami – nasze codzienne życie nie jest sielanką – jest również walką z własnymi słabościami, ale wydaje mi się, że to właśnie uwiarygodnia nas, to jest życie, które próbujemy poddać Światłu i nie zawsze to wychodzi.

I jeszcze jedno. Ciągle szukam Światła, szukam żyjącego Boga, szukam Jego obecności. Wiem, że często to, co słyszę, co sam mówię – dzieląc się we wspólnocie – że to Światło nie staje się we mnie życiem, tylko pobożnym życzeniem, imitacją życia. Ufam miłosiernemu Panu, że dla Niego to nie jest problemem. Dziękuję Bogu, że przyprowadza mnie do Siebie, że uczynił to przez Ruch Światło-Życie.

Marcin 

 

W drodze ku Ojcu

Bogu dziękuję za charyzmat Światło-Życie, który odczytuję jako szczególny dar mi ofiarowany. Owa zasada podstawowa, gdzie łączy się światło z życiem tak organicznie, że stają się jednością, wyznacza moją codzienność. Modlitwa i praca przenikają się wzajemnie. 

Często przyzywam Ducha Świętego w sytuacjach trudnych do rozeznania. Uczę się uzgadniania mojej woli z wolą Bożą, by z Niego była moc mych działań, by Jemu przynosiły chwałę. W pracy zawodowej jest to moim priorytetem, bo jakże katechizować bez Boga? W działalności społecznej (związkowej, wolontariackiej) również owo uzgadnianie jest niezbędne. Liczne spotkania z różnymi osobami w tej dziedzinie wskazują, że współdziałanie musi mieć solidny fundament. I takim fundamentem jest dla mnie Jezus Chrystus. Nie wszyscy moi współpracownicy na Nim się opierają, ale staram się szukać elementów wspólnych, punktów stycznych, gdzie udaje nam się razem czynić dobro dla innych. Bywa ono okupione krzyżami niezrozumienia, oszczerstw czy ostracyzmu, ale ufam Bożemu Miłosierdziu, że na końcu dojdziemy do pełnej jedności.

Cena jaką płacę za wierność prawdzie, nie jest wygórowana. Wszak Zbawiciel dał samego Siebie, a nasi prześladowani bracia tracą o wiele więcej – majątek, zdrowie, czy nawet życie. Nie zatrzymuję się na tym, bo wiem, Komu zawierzyłam, przyjmując Jezusa jako swego Pana i Zbawiciela. Osobiście kosztowało mnie to narzeczeństwo, ale nie żałowałam i nie żałuję wierności prawdzie. To był dobry czas rozeznawania, z kim się chcę związać. Przyjaciele towarzyszyli mi wtedy intensywnie modlitwą w rozeznawaniu i od razu po podjęciu decyzji, stwierdzili, że Pan Bóg mnie obronił. Nie potrafiłam powierzyć się człowiekowi, który mnie okłamywał.

Nie wiem jak wyglądałoby moje życie, gdybym nie trafiła do oazy w 1983 roku. Wiem, że to Ruch Światło-Życie zahartował mnie do podejmowania różnych zadań, w tym realizacji powołania świeckiego teologa. Droga diakonii, w tym posługa w Krucjacie Wyzwolenia Człowieka podtrzymuje mnie w drodze ku Ojcu, a braterska wspólnota wspiera, omadla tę drogę, którą razem idziemy.

Aleksandra

 

W duchowym krwioobiegu

Co znaczy dla nas światło-życie? Odpowiemy w dwugłosie, bo mimo że staramy się wcielać w życie otrzymane światło jako małżeństwo i rodzina, każde z nas robi to trochę po swojemu. 

Paweł: W moim przypadku najpełniej realizuję to co jest najprostsze – czyli staram się zobaczyć światło. Przede wszystkim w codziennym Namiocie Spotkania. Czytając fragment Pisma Święte staram się za radą naszego spowiednika odpowiadać na pytania co tekst mówi o Bogu, co o człowieku i o mnie. 

Monika: Kiedy byłam w liceum, moja przyjaciółka powiedziała mi: „Fajnie, że teraz potrafisz sobie usiąść i czytać Pismo Święte, ale zobaczysz, że już niedługo wyjedziesz na studia i wszystko się zmieni”. Faktycznie, muszę przyznać, że teraz rzadko biorę do ręki Pismo Święte tak spontanicznie jak wtedy. Raczej muszę walczyć o to, żeby mieć spokojny czas dla Boga, a najłatwiej mi to przychodzi, kiedy jest to „wpisane w grafik”, o stałej porze, np. przed pracą albo na drzemce naszej córeczki.

Usłyszałam kiedyś, że słowa „jesteś tym, co jesz” można odnieść też do życia duchowego. Jeżeli karmisz się Pismem Świętym, ono wchodzi do twojego duchowego krwioobiegu i zaczyna krążyć w twoich żyłach, nawet jeśli o tym nie myślisz. Nie da się potem żyć i podejmować decyzji bez podświadomego odnoszenia się do tego Słowa. Mam nadzieję, że chociaż codziennie muszę walczyć o skupienie w czasie Namiotu Spotkania, Słowo Boże zostaje we mnie i przyświeca mi, kiedy trzeba podjąć decyzję.

Paweł: Drugim źródłem światła, które przychodzi mi na myśl, jest Eucharystia. Dzięki homiliom często łatwiej jest „przejść do życia”. Jedną z najlepiej zapamiętanych przez nas homilii usłyszeliśmy, kiedy wydawało nam się, że na nic nie mamy czasu. Ksiądz mówił o tym, jak wiele osób marzy, żeby doba miała 48 godzin i podsumował zdecydowanym pytaniem „Co, za krótki dzień Pan Bóg stworzył!?”. Od tego czasu minęło kilka lat, a ciągle wspominamy to pytanie w chwilach, gdy wydaje się nam, że nie mamy na nic czasu. 

Inna nauka, którą pamiętam po latach, to słowa prowadzącej rekolekcje młodzieżowe III stopnia, w których uczestniczyłem. Mówiąc o Namiocie Spotkania zdziwiła się, jak można zasnąć bez rozmowy z Panem Bogiem. Był to dla mnie impuls – od tego czasu codziennie mam czas na Namiot Spotkania. Te słowa wracały do mnie i umacniały mnie, zwłaszcza gdy wracałem z pracy w nocy i bardzo chciało mi się spać. 

Chyba najłatwiej przychodzi mi realizacja zasady światło-życie dzięki spowiedzi. Jest to tym łatwiejsze, że przecież kapłan nie tylko naucza na podstawie wyznanych win, ale też odpowiada na wątpliwości, również te najbardziej „codzienne”, jak choćby rozwiązywanie problemów w pracy. Pamiętam, jak spytałem się kiedyś o koncerty w czasie Wielkiego Postu, a usłyszałem, że przecież post od zabaw hucznych obowiązuje również w zwykłe piątki. W sumie to takie oczywiste, ale jednak musiał mi to ktoś konkretnie powiedzieć.

Monika: Mamy to szczęście, że od kilku lat mamy bardzo mądrego stałego spowiednika, któremu oboje ufamy i wierzymy, że przekazuje nam wolę Bożą. Pamiętam spowiedź, w której usłyszałam, że nie mam się modlić o to, żeby Pan Bóg coś zmienił w Pawle, ale żeby mi „poszerzył serce”. To było kilka lat temu, ale te słowa stale do mnie wracają, kiedy mamy różne spojrzenie na jakąś sprawę albo kiedy bym chciała, żebyśmy coś zrobili „po mojemu”. Podczas pisania tego świadectwa Paweł powiedział mi, że on też się o to modli.

Paweł: Światłem w moim życiu są również inni ludzie, choć pierwotnie, zupełnie nie miałem takiego skojarzenia. W pierwszej kolejności żona. Posiadając inną wrażliwość poddaje myśli, o których często jestem przekonany, że są wolą Pana dla mnie. Jedną z ostatnich była rada dotycząca opieki nad nasza roczną córeczką. Gdy Monika wróciła do pracy po urlopie wychowawczym, a ja zajmowałem się przez 3 tygodnie Gabi, to po kilku moich relacjach dotyczących tego, jak to udało mi się zrealizować swoje plany pomimo obecności dziecka, zwróciła mi uwagę, że to jest czas dla Gabi, tak więc powinienem poświęcić część czasu tylko na nią. Oczywiście trudno tutaj przytoczyć więcej takich sytuacji. Pisząc ogólnie często wspominamy, że wspaniale jest posiadać głęboko wierzących znajomych i przyjaciół, gdyż spotkania z nimi „przy kawie” lub wspólna praca to takie „małe rekolekcje”.

Monika: Nasze wspólne życie jest też (mam nadzieję) wyznaczane światłem nauczania Kościoła. To jest punkt odniesienia w małych i dużych sprawach, które wymagają opowiedzenia się po którejś stronie. Dziękujemy Bogu, że mamy tę samą wiarę, która sprawia, że w kwestiach najważniejszych mamy zazwyczaj to samo zdanie.

 

Słuchając Słowa

Gdy myślę o zasadzie światło-życie w moim życiu, to przede wszystkim stają przede mną pytania: „Jak światło słowa Bożego wprowadzam w życie?” „Na ile się nim kieruję w codzienności?”

Pewną odpowiedzią (może trochę nietypową) niech będą fragmenty mojego duchowego pamiętnika. Zapisuję w nim m.in. fragmenty z Pisma Świętego, w których Pan Bóg mówił do mnie w czasie Namiotu Spotkania, podczas modlitwy liturgią godzin, w Eucharystii czy przez indywidualne spotkanie ze słowem Bożym.

* * *

Czyńcie wszystko bez szemrań i powątpiewań (Flp 2,14).

Trudno jest tak postępować. Wiele w moim życiu sytuacji, w których z czymś się nie zgadzam i szemrzę… Nie mówiąc już o pewnych wątpliwościach…

A tymczasem dzisiejsza liturgia słowa mówi, by służyć Panu Bogu w szczerości i prawdzie. Pomóż mi tak służyć Tobie, Panie. Pomóż mi służyć…

* * *

Zawsze dziękuję Bogu mojemu za was z powodu udzielenia wam łaski Bożej w Chrystusie Jezusie. W Nim zostaliście bowiem wzbogaceni pod każdym względem we wszelkie słowo i wszelkie poznanie, ponieważ zostało wśród was utwierdzone świadectwo o Jezusie Chrystusie. Z tych względów nie brakuje żadnego daru Bożego wam, oczekującym objawienia się Pana naszego Jezusa Chrystusa. On będzie was utwierdzał aż do końca, abyście okazali się nienaganni w dniu Pana naszego Jezusa Chrystusa (1 Kor 1,4-8).

Mam dziś kryzys w nauce – boję się, że nie zdam egzaminu. Chwilami nie potrafię powiedzieć jednego prostego zdania; ono w głowie gdzieś jest, ale trudniej je wyartykułować. Dlatego tak ważne stały się dla mnie powyższe słowa, szczególnie „nie brakuje żadnego daru Bożego wam” – jeżeli nie brakuje mi żadnego daru, jeżeli Pan Bóg dał mi ich tyle, ile jest mi w danym momencie potrzebne, to znaczy, że mam dary, by nauczyć się na egzamin. Może ja nie umiem z nich korzystać? A może je wykorzystuję niewłaściwie? Pewnie tak jest – marnuję czas, marnuję dary… Ale On mnie też zapewnia, że będzie utwierdzał aż do końca. Pewnie powinnam coś zmienić, pewnie powinnam bardziej Jemu zaufać i zrozumieć, że On jest pierwszą osobą, do której z wszystkim powinnam przychodzić. Zamiast marnować czas na rozmyślanie o rzeczach nieistotnych, zamiast zamartwiać się, lepiej wykorzystać czas na rozmowę z Nim… Panie, pomóż mi to zrealizować, wprowadzić w życie od razu.

* * *

Czuwajcie więc, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie (Mt 24,42).

Ten tekst dziś bardzo dobrze pasował do tego wszystkiego, co wokół mnie, do tajemnicy niespodziewanego odejścia tych, którzy byli, a których Pan Bóg powołał do siebie.

Czy zawsze jestem gotowa? Czy Pan Bóg od razu mnie weźmie do siebie? Czy żyję świadomością ciągłego nawracania się i bycia gotowym?

* * *

Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu (Łk 2, 19).

To ważna dla mnie wskazówka – mówiąc: „zachowywać” myślę o milczeniu, ciszy, spokoju, opanowaniu, delikatności, wrażliwości…; „rozważała w sercu” – rozmawiała z Bogiem. To dla mnie cenne wskazówki w obliczu rozpoczynającego się roku. Pragnę znajdować czas na rozmowę z Bogiem.

* * *

Faryzeusze z dzisiejszej ewangelii domagali się znaku. Czy ja od Pana Boga też nie domagam się znaku? Przecież czasami myślę, żeby Pan Bóg jasno mi wskazał, co dalej w moim życiu… A może Pan Bóg daje mi znaki, pokazuje pewne rzeczy, tylko ja ich nie zauważam, tylko chcę, by On pokazywał je na mój sposób… Jezus w dzisiejsze ewangelii mówi, że żadnego znaku nie będzie. Naucz mnie, Panie, odczytywać Twoją wolę i Twoje słowo.

* * *

Nie drżyjcie i nie bójcie się ich! Pan, wasz Bóg, który pójdzie przed wami, będzie walczył za was (…) przez całą drogę aż do tego miejsca Pan, wasz Bóg, niósł was jak ojciec niesie syna (Pwt 1, 29b.30a.31b).

Oto Pan, twój Bóg, błogosławił ci we wszystkich twoich poczynaniach (Pwt 2, 7a).

Słowa z Księgi Powtórzonego Prawa stały się dziś dla mnie szczególnie ważne, gdy pomyślałam sobie, że w przyszłości z czegoś pewnie będę musiała zrezygnować, bo zadań wiele, a czasu i sił nie zawsze starcza. Nie bardzo wiem, z czego miałabym zrezygnować, jak podjąć decyzję, by była zgodna z wolą Bożą i bym był pewna, że On tak chce. Te słowa utwierdziły mnie w przekonaniu, żeby nie spoglądać za bardzo do przodu, ale pamiętać, że On idzie przede mną, że On mnie prowadzi, że On mnie niesie, gdy nie mam siły iść sama.

* * *

Dzisiejsza ewangelia o spotkaniu Jezusa z Zacheuszem uświadomiła mi, że człowiek może iść na spotkanie ze zwykłej ciekawości, a wyjść przemienionym, zaskoczonym działaniem Jezusa, spotkaniem z Nim. Może czasami idę na Eucharystię z przyzwyczajenia, może czasami trudno mi skupić uwagę, ale zawsze Jezus jest tam dla mnie; On przychodzi i zatrzymuje się; zauważa mnie w tłumie i chce zagościć w moim sercu. Chce dokonać przemiany, jakiej się nie spodziewam. Pomóż mi, Panie, iść za każdym razem na Eucharystię jako na spotkanie, które może dokonać rzeczy niezwykłych.

Kasia