Ekumenizm

(139 -wrzesień -październik2005)

Zobaczcie jak jest dobrze...

ks. Adam Prozorowski

W jaki sposób Ruch Światło–Życie może dziś angażować się w działania ekumeniczne?

Spróbuję, choć z pewną dozą nieśmiałości, naszkicować zarys odpowiedzi na pyta­nie o możliwości ekumenicznego zaangażowania Ruchu Światło-Życie dzisiaj. Bę­dzie to raczej zasygnalizowanie niż wyczerpujące przedstawienie tematu. Chciał­bym bowiem zachęcić do podjęcia samodzielnych inicjatyw, do poczucia się odpowie­dzialnym za Kościół i jego życie.

Chciałbym zacząć od podzielenia się tym, co odkryłem i czego doświadczyłem w mo­ich relacjach ekumenicznych. Spotkanie z ekumenizmem rozpoczynałem bez jakiegokol­wiek przygotowania. Nie miałem żadnej wiedzy o Braciach Odłączonych. Ksiądz polsko­katolicki i ksiądz rzymskokatolicki to było dla mnie to samo tylko trochę inaczej. Nie zda­wałem sobie również sprawy z różnorod­ności Kościołów poreformacyjnych. Wówczas - w początku lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku - po raz pierw­szy trafiła do mnie pierwsza literatura protestancka - „Krzyż i szty­let” Dawi­da Wilkersona zakupiony oczywiście w katolickiej księgar­ni. Była to lektura, jakiej jeszcze nigdy nie spotkałem. Nikt do mnie nie przemawiał tak jak Wilkerson. Bóg, o którym mówił Dawid, był realny, bliski. Po przeczytaniu tej książki naprawdę chciało się mod­lić i czytać Biblię.

Potem były inne lektury. Pamiętam z jakim napięciem ocze­kiwałem na kolejne książki nie istniejącego już wydawnictwa „To-warzystwo Krzewienia Etyki Chrześcijańskiej”. Książka „Jezus wię­cej niż cieśla” Josha McDowella pokazała mi jak ważna jest współ­czesna apologetyka. Czytałem ją już na studiach teologicz­nych i do­świadczałem dziwnego uczucia, gdy z jednej strony musia­łem zma­gać się z mętnymi i niejasnymi, wydumanymi i przeintelek­tualizowanymi tomiskami teologii fundamentalnej, a z drugiej po­chłaniałem apologetyczne dziełko Josha McDowella. Później było jeszcze wiele książek, poprzez które Pan kształtował moje życie, moją miłość do siebie i moje przekonania.

Od razu w tym miejscu chciałbym wskazać na pierwszą płasz­czyznę wspólnego działania. W wielu miejscach oczywiście teolo­gicznie znacznie się różnimy, ale literatura Braci Odłączonych jest skarbem, który został w naszym Ruchu zapomniany. Przepływ informacji o wartościowej literaturze religijnej może być pierwszym miejscem naszej współpracy.

Kolejnym ważnym momentem w mojej ekumenicznej formacji było uczestnictwo we wspólnych ekumenicznych konferencjach organizowanych w naszym kraju. Uczestniczy­łem w kilku z nich -  w konferencjach Josha McDowella, Johna Wimbera i Ralpha Mar­tina.

Uważam, że dzisiejsze możliwości komunikacyjne dają nam wiele możliwości. Więk­szość oazowiczów (szczególnie tych młodszych) zna dobrze języki obce. Nie ma więc ba­rier językowych, aby szukać kontaktów i zapraszać różnych gości, którzy mogą nas ubo­gacić swoją służbą.

Inną płaszczyzną współpracy ekumenicznej może być formacja biblijna naszych wspólnot. Jest oczywiście wielu wybitnych katolickich biblistów, myślę jednak, że Bracia Odłączeni mają nam jeszcze wiele do zaoferowania. To, co udało im się wypracować przez wieki, nie musi pozostać przecież ich własnością. Spotkałem wiele podręczników wydanych przez protestantów, które śmiało można wykorzystać w osobistej formacji uczestników naszego Ruchu. Oczywiście wymagają one niekiedy odrębnego komentarza, ale przecież są już dobre przykłady. Popatrzcie na wielką pracę wydawnictwa Vocatio, które w Prymasowskiej Serii Biblijnej wydaje książki różnych autorów i przy niestrudzo­nej pracy księdza prof. Chrostowskiego przybliża je katolickiemu wydawcy. Czy nasze oazowe wydawnictwo na mniejszą skalę nie mogło by robić czegoś podobnego?

Różne były doświadczenia w naszym Ruchu ze wspólną ewangelizacją katolicko-
-protestancką. Niekiedy bardzo przykre dla nas, katolików. Nie podważam żadnego z nich - pozytywnego ani negatywnego. Wiem, że wspólne świadectwo dawać może­my. Ale znowu muszę się przyznać, że niewielu oazowiczów spotkałem w akademikach cho­dzących od drzwi do drzwi w indywidualnej ewangelizacji. Myślę, że wiele wiemy i mówi­my o potrzebie ewangelizacji, ale nie do końca wiemy jak to robić. Ja rzeczywiście naj­pewniej czuję się na ambonie, ale już w sali szkolnej trochę gorzej, a na ulicy to wstyd się przyznać. Szkolenia w rodzaju „Jak ewangelizować ochrzczonych?” nie muszą być prze­cież zagrożeniem dla naszej tożsamości katolickiej.

Kilka lat temu miałem możliwość uczestniczenia w Ekumenicznym Kursie Alfa. Był on organizowany przez trzy Kościoły: Ewangelicko-Metodystyczny, Rzymskokatolicki i Zie­lonoświątkowy. Było od początku jasne, kto jest kim. Widziałem i widzę dobre owoce tamtego wyda­rzenia. Może coś podobnego dałoby się zrobić w ra­mach naszego Ruchu.

Jeszcze jedno pole współpracy jest nie wykorzy­stane. My się po prostu nie znamy. W każdej diece­zji są diecezjalni referenci od spraw ekumenizmu. Można poprosić o listę Koś­ciołów, z którymi prakty­kowane są braterskie spotkania i zorganizować cykl spotkań poświęconych poszczególnym wspólnotom. Kontakt z diecezjalnym referentem uchroni nas od kontaktów z Kościołami i wspólnotami kościelnymi, które nie chcą spotkań bra­terskich, ale pragną pozy­skiwać nowych członków ze wspólnot Kościoła rzymskokatolic­kiego. Dlatego tego typu spotkania zawsze warto poprzedzić poznaniem danej wspólno­ty. Z własnego doświadczenia wiem również, że ta­kich spotkań lepiej nie przeprowadzać bez udziału prezbitera.

Czy jeszcze coś można wspólnie zrobić? Myślę, że warto zaangażować się w Tydzień modlitwy o jed­ność chrześcijan. Można też zorganizować spotkanie modlitewne przepro­wadzone w duchu Taizé. Sam nie raz posiłkowałem się kanonami opracowanymi przez Braci. Skoro mówimy o modlitwie, to można zorganizować Marsz dla Jezusa w mieście, na który można poprosić Braci z innych Kościołów. Oczywi­ście jasno należy omówić za­sady ich uczestnictwa. Można także zaprosić ich do wspólnej modlitwy za miasto bądź nasz kraj.

Pan pozwolił mi wiele razy przeżyć zapisane w Księdze Psalmów błogosławieństwo: „Zobaczcie, jak jest dobrze przebywać razem z braćmi” (Ps 133). Ży­czę Czytelnikom, aby doświadczyli również tego bło­gosławieństwa.