W jaki sposób Ruch Światło–Życie może dziś angażować się w działania ekumeniczne?
Spróbuję, choć z pewną dozą nieśmiałości, naszkicować zarys odpowiedzi na pytanie o możliwości ekumenicznego zaangażowania Ruchu Światło-Życie dzisiaj. Będzie to raczej zasygnalizowanie niż wyczerpujące przedstawienie tematu. Chciałbym bowiem zachęcić do podjęcia samodzielnych inicjatyw, do poczucia się odpowiedzialnym za Kościół i jego życie.
Chciałbym zacząć od podzielenia się tym, co odkryłem i czego doświadczyłem w moich relacjach ekumenicznych. Spotkanie z ekumenizmem rozpoczynałem bez jakiegokolwiek przygotowania. Nie miałem żadnej wiedzy o Braciach Odłączonych. Ksiądz polskokatolicki i ksiądz rzymskokatolicki to było dla mnie to samo tylko trochę inaczej. Nie zdawałem sobie również sprawy z różnorodności Kościołów poreformacyjnych. Wówczas - w początku lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku - po raz pierwszy trafiła do mnie pierwsza literatura protestancka - „Krzyż i sztylet” Dawida Wilkersona zakupiony oczywiście w katolickiej księgarni. Była to lektura, jakiej jeszcze nigdy nie spotkałem. Nikt do mnie nie przemawiał tak jak Wilkerson. Bóg, o którym mówił Dawid, był realny, bliski. Po przeczytaniu tej książki naprawdę chciało się modlić i czytać Biblię.
Potem były inne lektury. Pamiętam z jakim napięciem oczekiwałem na kolejne książki nie istniejącego już wydawnictwa „To-warzystwo Krzewienia Etyki Chrześcijańskiej”. Książka „Jezus więcej niż cieśla” Josha McDowella pokazała mi jak ważna jest współczesna apologetyka. Czytałem ją już na studiach teologicznych i doświadczałem dziwnego uczucia, gdy z jednej strony musiałem zmagać się z mętnymi i niejasnymi, wydumanymi i przeintelektualizowanymi tomiskami teologii fundamentalnej, a z drugiej pochłaniałem apologetyczne dziełko Josha McDowella. Później było jeszcze wiele książek, poprzez które Pan kształtował moje życie, moją miłość do siebie i moje przekonania.
Od razu w tym miejscu chciałbym wskazać na pierwszą płaszczyznę wspólnego działania. W wielu miejscach oczywiście teologicznie znacznie się różnimy, ale literatura Braci Odłączonych jest skarbem, który został w naszym Ruchu zapomniany. Przepływ informacji o wartościowej literaturze religijnej może być pierwszym miejscem naszej współpracy.
Kolejnym ważnym momentem w mojej ekumenicznej formacji było uczestnictwo we wspólnych ekumenicznych konferencjach organizowanych w naszym kraju. Uczestniczyłem w kilku z nich - w konferencjach Josha McDowella, Johna Wimbera i Ralpha Martina.
Uważam, że dzisiejsze możliwości komunikacyjne dają nam wiele możliwości. Większość oazowiczów (szczególnie tych młodszych) zna dobrze języki obce. Nie ma więc barier językowych, aby szukać kontaktów i zapraszać różnych gości, którzy mogą nas ubogacić swoją służbą.
Inną płaszczyzną współpracy ekumenicznej może być formacja biblijna naszych wspólnot. Jest oczywiście wielu wybitnych katolickich biblistów, myślę jednak, że Bracia Odłączeni mają nam jeszcze wiele do zaoferowania. To, co udało im się wypracować przez wieki, nie musi pozostać przecież ich własnością. Spotkałem wiele podręczników wydanych przez protestantów, które śmiało można wykorzystać w osobistej formacji uczestników naszego Ruchu. Oczywiście wymagają one niekiedy odrębnego komentarza, ale przecież są już dobre przykłady. Popatrzcie na wielką pracę wydawnictwa Vocatio, które w Prymasowskiej Serii Biblijnej wydaje książki różnych autorów i przy niestrudzonej pracy księdza prof. Chrostowskiego przybliża je katolickiemu wydawcy. Czy nasze oazowe wydawnictwo na mniejszą skalę nie mogło by robić czegoś podobnego?
Różne były doświadczenia w naszym Ruchu ze wspólną ewangelizacją katolicko-
-protestancką. Niekiedy bardzo przykre dla nas, katolików. Nie podważam żadnego z nich - pozytywnego ani negatywnego. Wiem, że wspólne świadectwo dawać możemy. Ale znowu muszę się przyznać, że niewielu oazowiczów spotkałem w akademikach chodzących od drzwi do drzwi w indywidualnej ewangelizacji. Myślę, że wiele wiemy i mówimy o potrzebie ewangelizacji, ale nie do końca wiemy jak to robić. Ja rzeczywiście najpewniej czuję się na ambonie, ale już w sali szkolnej trochę gorzej, a na ulicy to wstyd się przyznać. Szkolenia w rodzaju „Jak ewangelizować ochrzczonych?” nie muszą być przecież zagrożeniem dla naszej tożsamości katolickiej.
Kilka lat temu miałem możliwość uczestniczenia w Ekumenicznym Kursie Alfa. Był on organizowany przez trzy Kościoły: Ewangelicko-Metodystyczny, Rzymskokatolicki i Zielonoświątkowy. Było od początku jasne, kto jest kim. Widziałem i widzę dobre owoce tamtego wydarzenia. Może coś podobnego dałoby się zrobić w ramach naszego Ruchu.
Jeszcze jedno pole współpracy jest nie wykorzystane. My się po prostu nie znamy. W każdej diecezji są diecezjalni referenci od spraw ekumenizmu. Można poprosić o listę Kościołów, z którymi praktykowane są braterskie spotkania i zorganizować cykl spotkań poświęconych poszczególnym wspólnotom. Kontakt z diecezjalnym referentem uchroni nas od kontaktów z Kościołami i wspólnotami kościelnymi, które nie chcą spotkań braterskich, ale pragną pozyskiwać nowych członków ze wspólnot Kościoła rzymskokatolickiego. Dlatego tego typu spotkania zawsze warto poprzedzić poznaniem danej wspólnoty. Z własnego doświadczenia wiem również, że takich spotkań lepiej nie przeprowadzać bez udziału prezbitera.
Czy jeszcze coś można wspólnie zrobić? Myślę, że warto zaangażować się w Tydzień modlitwy o jedność chrześcijan. Można też zorganizować spotkanie modlitewne przeprowadzone w duchu Taizé. Sam nie raz posiłkowałem się kanonami opracowanymi przez Braci. Skoro mówimy o modlitwie, to można zorganizować Marsz dla Jezusa w mieście, na który można poprosić Braci z innych Kościołów. Oczywiście jasno należy omówić zasady ich uczestnictwa. Można także zaprosić ich do wspólnej modlitwy za miasto bądź nasz kraj.
Pan pozwolił mi wiele razy przeżyć zapisane w Księdze Psalmów błogosławieństwo: „Zobaczcie, jak jest dobrze przebywać razem z braćmi” (Ps 133). Życzę Czytelnikom, aby doświadczyli również tego błogosławieństwa.